Rozdział 28

99 6 0
                                    


- Tato!? - wykrzyknął zdziwiony Zayn. 

- No wiesz tata to taka  osoba dzięki, której powstałeś - wytłumaczyłam powoli, jakbym mówiła do dziecka.

- Wiem kto to jest - warknął  - Możesz mi po prostu wytłumaczyć jak to się stało, że on jest twoim ojcem? 

- Jak dwoje ludzi bardzo się kocha to...

- Przestań - wykrzyknął.

- Wprowadziłem ją w to - odezwał się mój ojciec - Zaplanowałem wszystko od momentu porwania jej. Chociażby dlatego, że jest moją córką powinieneś okazywać jej szacunek.

- Przecież to robię .

- To dobrze bo od teraz to ona będzie dowodzić.

- Zajmie twoje miejsce?

- Nie, zajmie twoje miejsce. 

- Nie - wykrzyknęliśmy w  tym samym momencie. 

- Ty Zayn nie masz nic do powiedzenia, a ty moja droga Hope wiedziałaś, że to kiedyś się stanie. 

- Przecież ona nawet nie ma doświadczenia - sprzeciwił się ciemnowłosy.

- Hope jest moją córką i ma do czynienia z  bronią i gangiem właściwie od urodzenia. Także ma większą wprawę niż ty. 

- Ale nigdy nie przewodziła zorganizowaną grupą ludzi.

- Dlatego jej w tym pomożesz i nie chcę słyszeć sprzeciwu. 

- Tato - zawołałam - Nie chcę przewodzić tą bandą idiotów.

- Ej - oburzył się Zayn.

- Wiedziałaś, że kiedyś zajmiesz moje miejsce.

- Wiedziałam, ale nie przypuszczałam,  że tak szybko no i że mam, przewodzić ludziom praktycznie w moim wieku - wyjaśniłam - No i nie chcę zająć miejsca Zayna. Możemy być współpracownikami. 

- To już lepsze rozwiązanie - zgodził się ze mną młodszym mężczyzna.

- Ty nie masz nic do powiedzenia - warknął do chłopaka - Ale skoro moja córeczka tak chce to tak będzie. Tylko pamiętaj, że to ty masz większą władzę i jakby coś było nie tak to masz od  razu do mnie przyjść. - tym razem zwrócił się do mnie. 

- Dobrze tato. Możemy już iść?

- Tak, tylko odwiedź mnie nie długo .

- Oczywiście - potwierdziłam, opuszczając pomieszczenie - Tak wiem chcesz teraz powiedzieć, że to niesprawiedliwe, iż dostałam się do waszej grupy tylko przez mojego ojca. Jak zauważyłeś ja też nie skaczę z radości z tego powodu, ale wiedziałam właściwie od zawsze, że tak się stanie, dlatego teraz musimy się z tym pogodzić. Jak już współpracujemy i nie jestem już waszym "więźniem" - zrobiłam cudzysłów - to idę spotkać się z Alexem.

-Poczekaj, odwiozę cię. 

- Daj spokój poradzę sobie. No i oczywiście wrócę do waszego domu. 

- Teraz już naszego - poprawił z uśmiechem - To nie tak, że ci nie ufam, po prostu chciałem być miły. 

- Skoro tak - wzruszyłam ramionami, wsiadając do samochodu. Droga do domu mojego przyjaciela upłynęła nam na luźnej rozmowie i kilku uwagach Zayna na temat zarządzania grupą ludzi. 

- Tak serio to chciałem wiedzieć gdzie on mieszka, tak w razie czego - stwierdził, kiedy zatrzymaliśmy się pod adresem, który mu powiedziałam. 

- Wiedziałam, że twoja pomoc nie jest całkowicie bezinteresowna. 

- W tej branży nikt nie robi nic, jeśli nie ma z tego jakiś korzyści.  Będę po ciebie za jakieś dwie godziny. 

- Nie musisz po mnie przyjeżdżać. 

- Ale chcę.

- Jak musisz - mruknęłam, wysiadając z samochodu.

- Tylko bądź grzeczna - uśmiechnął się.

- Zawsze jestem grzeczna - odpowiedziałam i odwróciłam się by wejść do domu przyjaciela. Dopiero gdy byłam przy drzwiach usłyszałam dźwięk uruchamianego silnika,  co oznaczało, że chłopak dopiero teraz odjechał.



It can always be worseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz