Rozdział 26

99 5 0
                                    

*Perspektywa Zayna*

Wstałem wcześnie rano i wyszedłem zanim Hope zdążyła się obudzić. Musiałem spotkać się z szefem a wolałem nie tłumaczyć się dziewczynie dlaczego wychodzę tak wcześnie.  W pośpiechu opuściłem dom i znalazłem się w garażu. Wsiadłem do czarnego Range Rovera, żeby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi po czym wyjechałem na ulicę. Już po chwili znalazłem się przed "biurem".

- Chciałeś się ze mną widzieć - powiedziałem wchodząc do pomieszczenia, w którym siedział mężczyzna.

- Dziewczyna, którą porwaliście pamiętasz? - skinąłem głową w potwierdzeniu - Przyprowadź ją do mnie. 

- Po co?

- Ni zadawaj pytań tylko to zrób - warknął zdenerwowany moim pytaniem.

- Możesz mi chociaż powiedzieć po co?

- Bo chcę, żeby dla mnie pracowała - odparł ledwo powstrzymując chęć na wrzeszczenia na mnie, co było widać po jego minie. 

- Przecież ona się do tego nie nadaje. To mała, bezbronna i niewinna dziewczynka ona tu zginie. 

- Chciałem, żebyś ją do mnie przyprowadził a nie, żebyś wyrażał swoje zdanie na ten temat. 

- Jak chcesz - mruknąłem chcąc opuścić pomieszczenie, ale zatrzymał mnie jego głos.

- Chcę ją tu widzieć jutro razem z wami równo o 10 p.m. 

- Oczywiście - tym razem wyszedłem z "gabinetu". Znalazłem się przed budynkiem i odpaliłem papierosa, żeby przyswoić sobie wszystkie nowe informacje. No bo jak niby ta mała istotka miałaby poradzić sobie w takim środowisku jak nasze? No dobra sam chciałem ją w to wciągnąć ale jako "przynętę", która ma przyprowadzać nam ofiary a nie ktoś kto będzie zabijać. Przecież to może zrujnować jej psychikę. Zresztą czym ja się przejmuje, przecież mi na niej nie zależy. Z tą myślą wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu.  

- Gdzie ty byłeś? - od razu po wejściu do budynku zaatakowali mnie przyjaciele. 

- U szefa.

- Mógłbyś tak bardziej szczegółowo? - dopytywał Louis.

-Zaraz - mruknąłem ściągając buty - Gdzie jest Hope? 

-U was w pokoju.

- Dobra to chodźmy do kuchni to wam opowiem - usiadłem na krześle w kuchni, po czym zacząłem mówić - Szef chce, żeby ona pracowała z nami.

- No i co z tego? Przecież niejedna kobieta już z nami pracowała.

- Nie rozumiecie. Ona ma pracować dokładnie tak jak my - wytłumaczyłem dając nacisk na to słowo - No wiecie jeździć z nami na akcję. Biegać z bronią. Zabijać. 

- Przecież to taka mała, niewinna dziewczynka. Prawie dziecko.

- Nie ja to wymyśliłem - mruknąłem wstając ze swojego miejsca - Idę sprawdzić co u niej.

- Ktoś tu się chyba zakochał - usłyszałem z kuchni głos, któregoś z chłopaków. 

- Słyszałem i zaraz ktoś dostanie w mordę - warknąłem do nich.

- Nie denerwuj się już tak.

Zignorowałem ich i poszedłem do mojej księżniczki. Czy ja serio to pomyślałem? Zatrzymałem się przed drzwiami i zastanowiłem się  czy powinienem zapukać. Od razu jednak wyrzuciłem ten pomysł z głowy bo to przecież nadal mój pokój. Pierwsze co zobaczyłem po wejściu do pomieszczenia to przebierająca się Hope i podziękowałem sobie, że postanowiłem po prostu wejść. Oparłem się o drzwi i po prostu na nią patrzyłem.

- Jak długo tu stoisz? - warknęła kiedy zorientowała się, że tu jestem. 

- Wystarczająco, żeby móc zobaczyć trochę twojego niezwykłego ciała.

- Ciesz się,więcej tego nie zrobisz.

- Jesteś tego pewna?

- Tak - w odpowiedzi położyłem ją na łóżku. Włożyłem rękę pod koszulkę dziewczyny i zacząłem jeździć nią po jej brzuchu. Kiedy to zajęcie mi się znudziło wsunąłem dłoń pod spodenki Hope.

- Co ty robisz?

- Sprawie, że poczujesz się dobrze.

- Może ja nie chcę? - oczywiście przez swój charakter, nie mogła po prostu się zgodzić.

- Nie masz wyjścia kochanie. Jeszcze będziesz błagać o więcej - stwierdziłem, będąc pewnym swego. Pocałowałem ją by stłumić ewentualne protesty.  


It can always be worseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz