Epilog

154 7 1
                                    


*Perspektywa Zayna*

Właśnie siedziałem w domu z moją małą księżniczką i czekałem na Hope, która razem z chłopakami jest na akcji. Oczywiście najchętniej pojechałbym z nimi, ale ktoś musi zajmować się małą Vanessą. Pamiętam jak kłóciliśmy się jakie imię powinna nosić nasza kruszynka, chociaż ja do końca uważałem, że to będzie chłopiec. Jednak tym razem moja intuicja zawiodła. Co do mojej relacji z Hope - nie jesteśmy razem. Mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi.Moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym wyświetlił się napis "Niall". Odebrałem.

- Hope jest w szpitalu - wykrzyczał.

- Co się stało?

- Później ci wyjaśnię. Tylko się pospiesz - podał mi adres po czym się rozłączył. Trochę zdenerwowany zacząłem zbierać rzeczy mojej córeczki.

- Chodź Nessie. Idziemy sprawdzić co się stało z mamą - poinformowałem, biorąc małą na ręce. Od razu po tym jak wsiadłem do samochodu, ruszyłem do szpitala. Po drodze złamałem mnóstwo przepisów drogowych, ale w tamtym momencie nie obchodziło mnie to. Po kilku minutach znalazłem się przed budynkiem. Zabrałem moją córkę i ruszając do wejścia napisałem do Louisa z pytaniem gdzie się znajdują. Od razu odpisał na jakim piętrze są, i że to pod blokiem operacyjnym , przez co zdenerwowałem się jeszcze bardziej, bo to oznaczało, że stało się coś poważnego.  Nie czekając na windę, pobiegłem schodami. 

- Co się stało? - spytałem chłopaków, siedzących przed salą. 

- Cześć Zayn, nam też miło cię widzieć - zironizował blondyn - Została postrzelona. 

- Jak mogliście do tego dopuścić? 

- Nie wyżywaj się na nas - upomniał mnie Louis - Ona jest dorosła i jest świetna w tym co robi. Mieli przewagę liczebną, jeden z nich zaszedł ją od tyłu i strzelił zanim zdążyliśmy zorientować się co chciał zrobić.

- Kurwa.   

- Ona jest silną kobietą, da sobie radę. 

- Mam nadzieję. Nie poradzę sobie bez niej.

- Czyżby nasz mały Zee się zakochał?

- Nie, po prostu ona jest matką Nessie i nie wiem jak poradzę sobie z małą bez niej. 

- Nie myśl o tym, nic jej nie będzie. Musimy myśleć pozytywnie - starał się pocieszyć mnie blondyn, ale wiedziałem, że sam do końca nie wierzy w to co mówi. 

- Staram się, ale jestem realistą. 

Po kilku godzinnym siedzeniu pod salą operacyjną w końcu wyszedł z niej lekarz. 

- Przykro mi - zwrócił się do ojca Hope, który przyjechał nie długo po mnie - staraliśmy się ją uratować, ale straciła zbyt wiele krwi - stwierdził po czym jak gdyby nigdy nic, odszedł. W tym momencie załamałem się. Schowałem twarz w dłonie by ukryć spływające po niej łzy. Nie wiem kiedy ostatnio zdarzyło mi się płakać. Nie jestem emocjonalnym człowiekiem, ale to wydarzyło się tak nagle. Normalnie pewnie bym się  nie przejął jej śmiercią, w końcu w naszym świecie to normalne, ale teraz nie jestem sam. Boje się, że nie poradzę sobie sam z naszą córką.

- Damy sobie radę - zapewnił mnie Tom, ojciec Hope  - Pomogę ci, w końcu to moja wnuczka.

-  Co mam powiedzieć jej kiedy zapyta o mamę?

- Nie martw się, coś wymyślimy.

- Mam nadzieję - mruknąłem biorąc moją córkę na ręce - Teraz zostaliśmy sami, księżniczko - uśmiechnąłem się do niej, na co zaczęła się śmiać i wiercić na moich kolanach - Ale nie przejmuj się zawsze mogło być gorzej.

*****

To by było na tyle. Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli aż tutaj. Możecie tu wyrazić swoją opinię o całej historii, gwiazdkę czy cokolwiek chcecie.  Myślę nad napisaniem jeszcze jednego dodatkowego rozdziału, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Także do zobaczenia. Nie żegnam się z wami ponieważ wiem, że nie jest to moja ostatnia książka. 

It can always be worseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz