Rozdział 17

116 3 0
                                    


Po powrocie do domu od razu poszłam do "mojego" pokoju. Wyciągnęłam zza paska broń i schowałam do szafki stojącej przy łóżku. Od razu po pozbyciu  się pistoletu rzuciłam się na łóżko. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się. O dziwo nie stanął w nich Zayn, tylko Niall.

- Idziemy na miasto coś zjeść idziesz z nami?

- Jeśli się nie zgodzę to będę mogła zostać w domu?

- Przykro mi ale nie. Nikt z tobą nie zostanie, żeby cię pilnować.

- Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuje opieki.

- Wiem Hope, ale jak zostaniesz sama to będziesz próbowała uciec a do tego nie możemy dopuścić.

- To po co pytałeś mnie o zdanie jak i tak nie mam wyjścia?

- Bo chciałem być miły - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam - No i miałem nadzieje, że zgodzisz się z nami pójść i ta sytuacja nie będzie miała miejsca. 

- No widzisz jednak jestem nie przewidywalna - stwierdziłam wstając z łóżka. 

- Nigdy w to nie wątpiłem. Czekamy na dole. 

Stwierdziłam, że wyglądam dobrze i nie muszę się przebierać. Za to zrobiłam mocniejszy makijaż i rozpuściłam włosy. Zmieniłam jeszcze okulary na soczewki i byłam gotowa. Chciałam jeszcze wziąć mój telefon ale przypomniałam sobie, że przecież Zayn mi go zabrał. Zeszłam na dół, gdzie czekali już ubrani chłopcy. Weszłam do korytarza, żeby ubrać buty i zabrać dżinsową katanę jakby było zimno. 

- To co idziemy? - spytałam młodych mężczyzn, którzy nadal stali w salonie.

- Tak jasne - pierwszy ogarnął się Louis -  chłopaki jedziecie ze mną a Zayn pojedzie z Hope.

- Nie, nie masz wyjścia - uprzedził mnie szatyn kiedy chciałam zaprotestować.

- Skąd wiedziałeś co chciałam zrobić?

- Znam cię już trochę, księżniczko. Po za tym ty zawsze albo się sprzeciwiasz albo zadajesz mnóstwo bez sensownych pytań - westchnęłam nie odzywając się ponieważ miał trochę racji. 

- No to wsiadać do samochodów i jedziemy bo głodny jestem - wrzasnął blondyn na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem ale posłusznie wsiedliśmy do pojazdów. 

- Jeśli masz zamiar zapytać gdzie jedziemy to ci nie powiem  - uprzedził kiedy ruszaliśmy z podjazdu.

- Nie chciałam się o to pytać.

- Nie możliwe, co ci stało?

- Nic po prostu Niall mi powiedział gdzie jedziemy.

- Wiedziałam - stwierdził uradowany - to byłoby po prostu nie możliwe, żebyś nie zadawała pytań. 

- Jesteś tego pewien? 

- Tak, a co chcesz się założyć?

- Co będę miała  jak wygram?

- Oddam ci telefon.

- No dobra a co ty dostaniesz? 

- Bez narzekania pojedziesz z nami na kolejną akcję.

- Jak się nie zgodzę to wyjdę na tchórza? 

- Nie chcę być niemiły ... ale tak.

- Dobra zgadzam się. 

- Okay czyli przez następne dwadzieścia cztery godziny nie zadajesz mi  żadnych pytań. 

- Jak ty to wytrzymasz?

- No właśnie nie wiem, chyba zaczynałem się do tego przyzwyczajać - zaśmiał się, kiedy zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem, zapewne restauracją. Wysiedliśmy z samochodu i dołączyliśmy do chłopców, którzy stali już przed wejściem. 

- No w końcu. Chodźcie już bo głodny jestem - zarządził blondyn, wchodząc do budynku. 

- Ty zawsze jesteś głodny - stwierdzili ze śmiechem młodzi mężczyźni. 


It can always be worseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz