Rozdział 22

44 9 10
                                    



Cornelia:

W poniedziałek obudziłam się w bardzo dobrym humorze. Pierwsze o czym pomyślałam to fakt, iż jestem dziewczyną Jamesa. Drugie to dzisiejsza wizyta w Akademii. Byłam tym trochę zdenerwowana.Ciekawi mnie miejsce, w którym się znajduje. Muszę się też dowiedzieć więcej o tej przepowiedni, o której wszyscy mówią.Czy ona naprawdę jest o mnie? Zastanawiałam się też tym czy w Akademii spotkam kogoś z mojej obecnej klasy.

***************************


Właśnie skończyłam ostatnią lekcję- hiszpański. Dobrze, że znam ten język perfekcyjnie, bo uczyłam się go razem z Emmą na specjalnych obozach językowych. Uczono tam kilku, a nie tylko jednego jak to zazwyczaj bywa. Nauczycielka od hiszpańskiego chyba mnie lubi, bo od początku roku zapytała mnie tylko kilka razy, w chwilach, gdy nikt nie znał odpowiedzi. Dzisiaj także byłam nietykalna.

- Podwieźć Cię?- pytam Jessicę.

- Nie trzeba, umówiłam się z Brunem. Czekasz na Jamesa?

- Tak-chłopcy też mieli teraz hiszpański, ale z Panią Alvarez. Niestety jesteśmy podzieleni na grupy.

- Co robisz dzisiaj po szkole?-pyta mnie Jessica.

- Mam pewne sprawy do załatwienia i muszę powiedzieć Jamesowi, że nie mogę się z nim dzisiaj spotkać.Myślisz, że będzie zły?

- Nie martw się o to. On na pewno zrozumie i nie będzie na Ciebie zły, bo bardzo Cię kocha.

-Dzięki- mówię.

Zw szkoły w końcu wychodzą nasi spóźnialscy.

- Część, kochanie. Tęskniłem za Tobą-wita się ze mną James.

- Ja też, chociaż nie widzieliśmy się tylko przez tą lekcję- odpowiadam.

- Wiem o tym, ale bez Ciebie każda minuta jest stracona.

- Kocham Cię-składam delikatny pocałunek na jego ustach. Przyciąga mnie bliżej.

- Muszę Ci coś powiedzieć...- mówimy w tym samym czasie po skończonym pocałunku.

- Panie mają pierwszeństwo-decyduje James.

- Dziękuję- odpowiadam.- Chcę Cię przeprosić, ale nie mogę się z Tobą spotkać dzisiaj po szkole.Wiem, że obiecałam co innego, ale wczoraj całkowicie o tym zapomniałam. Nie gniewasz się, prawda?

- O co miałbym się na Ciebie złościć? Zwłaszcza, że chciałem z Tobą porozmawiać w takiej samej sprawie.

- To się nazywa prawdziwy zbieg okoliczności- żartuję. Patrzę na zegarek, który noszę zawsze na ręce. Czternasta dziesięć!

- Słuchajcie ja muszę już iść, bo inaczej będę spóźniona- mówię.- Do jutra!

Mam zamiar odejść, ale przerywa mi James:

- Nie zapomniałaś o czymś?

- Chyba nie...- nie mogę dokończyć, bo mój chłopak mnie całuje.

- Teraz sobie przypominasz?- pyta.

- Tak-odpowiadam i całuję go ponownie. Nigdy nie będę miała tego dosyć.- Takie pożegnanie Ci wystarczy?

- Nie, ale nie chcę,żebyś przeze mnie się spóźniła- szepcze.

- Dzięki- ja również odpowiadam mu szeptem i dodaję trochę głośniej, tak,żeby Jess i Bruno mnie słyszeli:- Dobra, teraz naprawdę muszę już uciekać, bo inaczej naprawdę się spóźnię.

Przytulam się z każdym z nich na pożegnanie i wsiadam do swojego samochodu.Odjeżdżam jak najprędzej. Spoglądam na zegarek: Czternasta dwadzieścia pięć . Jeżeli się spóźnię, to naprawdę zabiję Jamesa! Nie chcę spowodować wypadku, więc mimo wszystko jadę powoli i ostrożnie. Niestety, dzięki mojemu szczęściu utknęłam w korku.

- Cholera!- mówię.

Kiedy dojeżdżam do domu, jest piętnasta. Mam jakieś dwadzieścia minut na zjedzenie jakiegoś obiadu.

- Cześć, mamo!- wołam już z przedpokoju.

- Cornelia, jesteś wreszcie. Co się stało, że tak długo Cię nie było? Zaczynałam się martwić- mówi moja troskliwa mama.

- Nic mi nie jest. Po prostu James mnie zatrzymał, a później dzięki mojemu szczęściu, utknęłam w korku. A teraz przepraszam, ale muszę szybko coś zjeść, bo inaczej nie zdążymy i Lukas będzie musiał na nas czekać.

-Dobra. Zrobiłam zupę kalafiorową i bitki w sosie własnym.

-Mniam. Czy wspomniałam już, że Cię kocham?- odpowiadam mamie.

-Wielokrotnie, ale i tak za każdym razem cieszę się słysząc te słowa od Ciebie- mówi moja mamusia.

Szybko zjadłam i byłam gotowa. Akurat kończyłam myć talerz, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Za nimi stał Lukas.


- Dzień dobry, paniom- przywitał się z nami z bardzo szerokim uśmiechem. Po chwili dodał:- Gotowe?

- Prawie. Tylko jeszcze pójdę po kurtkę i torebkę do pokoju- odpowiadam.

- A Ty, Sabine?

- Ja jestem już gotowa- mówi mama podchodząc do drzwi.

Ja w tym czasie pobiegłam na górę do swojego pokoju i chwyciłam z oparcia krzesła moje rzeczy, czyli czarą skórzaną kurtkę i taką samą małą torebkę.

- Wróciłam- mówię...

**************************************

Rozdział miał być wcześniej, ale nie miałam kiedy go przepisać. Jutro niestety nic nie dodam, bo idę na wesele. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to następny będzie we wtorek, ale niczego nie mogę obiecać :)

Kasia2310 :*

Zakręty losu...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz