Rozdział 25

26 5 2
                                    


Jeszcze trochę potrenowałam walkę. Tym razem moimi przeciwnikami byli Markus i Leo. Ich także pokonałam, choć nie było łatwo. Kilka razy o mało nie wytrącili mi broni z ręki, ale udało mi się ją utrzymać. Na końcu Luiza pokazała mi kilka ruchów, które warto opanować. Później udaliśmy się pod ściankę do wspinaczki. 



- Robimy zakład, kto będzie pierwszy na górze?- pytam.


- I znowu mnie pokonasz? Nie dziękuję, ale możemy spróbować bez zakładania się o cokolwiek. Ostrzegam, że niektóre z uchwytów specjalnie zostały poluzowane i mogą odpaść. Z kolei te, które trzymają się bardzo mocno parzą.


- To są w ogóle takie, które są bezpieczne?- zadaję pytanie.


- Są, ale jednak trzeba uważać.


- To może jednak zrezygnujemy?- proponuję.

- A co cykor cię obleciał?- pytają razem Markus i Leo.


- Tak, a w dodatku chciałabym jeszcze trochę pożyć.


- Nie ma mowy o rezygnacji- odpowiada Luiza.


- Po raz kolejny chcesz mnie zabić?- próbuję zażartować. 


- Dopiero teraz to zauważyłaś?- odpowiada na mój żart. 


- Jak mogłam dostrzec to tak późno?- teatralnym gestem łapię się za serce, po czym zaczynam się śmiać.


- Może lepiej przestańmy już żartować i chodźmy się wspinać, bo wszyscy  zaczynają się na nas gapić.


- Popieram.

*******************************************************************



Zapinamy się odpowiednimi linkami i zaczynamy wspinaczkę. Dobrze nam idzie. Wprawdzie każdy z nas miał do czynienia z poluzowanymi uchwytami, ale chyba tylko ja i Luiza nie trafiłyśmy na te, które parzą. Jesteśmy już prawie na samej górze, kiedy moja linka się odpina. Dzieje się to w ułamku sekundy i nawet nie zdążyłam się chwycić. 


- Luiza!- krzyczę.


- Dziewczyna szybko się odwraca i próbuje chwycić mnie za rękę. Jednak jej się wyślizguję i zaczynam spadać. Nie wiem czy wspomniałam, ale ta ścianka jest bardzo wysoka. Ma co najmniej dwadzieścia metrów. Jeśli nie uda mi się czegoś chwycić to w najlepszym wypadku coś sobie złamię, a o najgorszym wolę nie wspominać. Teraz mam inny problem na głowie.


,,Pomyśl o tym, że chciałabyś latać Mieć skrzydła i móc unieść się w powietrze."- słyszę głos mojego Anioła Stróża.


Tak też zrobiłam. Na początku nic się nie działo. Kiedy już miałam zaliczyć bliskie spotkanie z podłogą, nagle się zatrzymałam. Poczułam pod sobą coś jakby delikatny powiew wiatru. Zaraz po nim delikatnie opadłam na podłogę. Luiza, Leo i Markus powoli schodzili ze ścianki. Kiedy dotarli na sam dół, wszyscy mnie przytulili. Na szczęście nie zwróciliśmy uwagi zbyt wielu osób, bo większość już wyszła. 


- Sam, podejdź tu- Luiza zawołała jakiegoś chłopaka. 


- Tak?- podchodzi do nas rudzielec zadziwiająco podobny do Luizy. 


- To twój brat?- pytam.


- Tak- odpowiedziała mi, a do niego:- Sam, chwilowo jesteś tu jedynym, który jest Władcą Powietrza. Dzięki, że pomogłeś jej się zatrzymać.


- Tylko, że ja nic nie zrobiłem- odparł chłopak.


- To co się właśnie stało? Przecież tylko Władca Powietrza mógł zatrzymać lub spowolnić upadek Cornelii- zadaje pytanie.


-  W takim razie to ja sama się zatrzymałam- mówię.


- Jak to możliwe?- Cała czwórka jest naprawdę zdziwiona.


- Tak- odwracam się i pokazuję im plecy mojej koszulki. Wcześniej wyczułam tam dziurę, która układa się w kształt litery ,,V". Jakby były tam wcześniej skrzydła, a to by wyjaśniało ten wiatr. 


- Musisz to powiedzieć Lukasowi- mówią wszyscy razem.


- Wiem, ale się tego boję- taka prawda. 


- Nie ma czego, ale jeśli chcesz to możemy iść z tobą.- Proponuje Sam.


- Zrobicie to?- zdziwili mnie tym. Przecież znamy się od dzisiaj, a oni już chcą to dla mnie zrobić? Wow!


- Oczywiście, że tak. Od tego są przyjaciele- mówi Luiza. 


- Dziękuję. A możecie poprowadzić, bo jeszcze nie bardzo pamiętam drogę. Dla przypomnienia jestem tu nowa- dodałam na swoją obronę. 


- Oczywiście. Chodźmy.




Przez całą drogę śmialiśmy się i żartowaliśmy. Mimo, że poznałam ich dopiero dzisiaj to szybko się zrozumieliśmy, znajdując wspólny język. Polubiłam ich i mam nadzieję, że ze wzajemnością.


Gabinet Lukasa znajdował się za rogiem. Faktycznie o tym wspominał, ale musiałam o tym zapomnieć. Słyszeliśmy śmiech zza drzwi. Zapukaliśmy i poczekaliśmy aż usłyszymy magiczne słowo ,,proszę". Zaraz po nim weszliśmy do środka.


- O Lisa, Samuel, Leonard, Markus i Cornelia. Co was sprowadza?- pyta Lukas.


- Mieliśmy pewien mały wypadek na sali i stwierdziliśmy, że wolałbyś o tym wiedzieć, więc chcemy ci o nim opowiedzieć- zaczynam.


- O mój Boże! Nic wam nie jest?!- zaczyna moja mama.


- Sabine, proszę uspokój się i pozwól im dokończyć- przerywa jej Lukas.


Posyłam mu nieme dziękuję.


Relację zaczyna Luiza.


-Najpierw walczyłyśmy na miecze, przypadkowo zraniłam Cornelię. Kiedy chcieliśmy opatrzyć jej to zranienie i zawołałam Markusa i Leo, po ranie zostało tylko zadrapanie...


- Powinniście przyjść z tym od razu, a nie czekać- przerywa jej Lukas.


- Możemy dokończyć? Bo to jeszcze nie wszystko- mówię.



Sprawozdanie kontynuuję ja.


- Później całą czwórką wspinaliśmy się na ściance. Wszystko było w porządku, linki zapięte. Kiedy byliśmy już prawie na samej górze, moja linka się odpięła. Próbowałam się czegoś chwycić, ale na próżno. Wciąż spadałam. Wtedy usłyszałam głos mojego Anioła Stróża. Kazał mi pomyśleć o lataniu i tym podobnych rzeczach. Tak zrobiłam. Przez chwilę nic się nie działo. Około metra od podłogi poczułam powiew wiatru i się zatrzymałam. Później delikatnie opadłam na podłogę- mówię.


- I w tym momencie pojawiam się ja- zaczyna Sam.- Moja siostra zawołała mnie, bo chciała mi podziękować za spowolnienie upadku Cornelii, bo myślała, że to ja ją zatrzymałem. W tamtej chwili byłem jedynym Władcą Powietrza na sali, ale ja nic nie zrobiłem. Później Cornelia okazała nam coś na swojej koszulce i postanowiliśmy przyjść tutaj, do Pana.


- Co miałaś na koszulce?- Pyta moja mama.


- To- mówię i odwracam się do nich plecami.


Słyszę jak ze świstem wciągają powietrze.


- Czy to...?- urywa moja rodzicielka.


- Ślady po skrzydłach? Tak- odpowiadam.


- Czyli to ty jesteś Wybraną. Trzeba cię przedstawić pozostałym członkom drużyny.


- Kiedy?- muszę się na to przygotować.


- Za tydzień?- proponuje Lukas.


- Nie mogę. Umówiłam się już na całe popołudnie- to akurat prawda. Mam spotkanie z Jamesem.- Może za dwa tygodnie?


- Mi pasuje, ale trzeba to jeszcze ustalić z resztą. A was proszę o zachowanie tego w tajemnicy. Niedługo powiemy o tym pozostałym. Możemy liczyć na waszą dyskrecję?- pyta Lukas.


- Oczywiście, że tak- odpowiadamy chórkiem.


- To my może wrócimy na salę?- proponuję.


- Wracajcie, ale Cornelio, niedługo będziemy wracać. Przyjdę po ciebie na salę, dobrze?- pyta mama.


- Nie ma problemu.


*******************************************************

Kiedy wróciliśmy na salę ćwiczyłam z Lisą i Samem, bo bliźniacy musieli się już zbierać. Po pewnym czasie zrobiliśmy sobie przerwę.


- Jakiego żywiołu brakowało w drużynie Niezwykłych?- pytam.


- Ognia, ale ty jako Wybrana powinnaś połączyć wszystkie żywioły. Jednak ogień będzie w tobie najsilniejszy- odpowiada Luiza


- Sam jest Władcą Powietrza, a ty jakim władasz?


- A jak myślisz?- odpowiada dziewczyna.


- Ogniem?- teraz wydaje mi się to oczywiste.


- Dokładnie tak- odpowiada z uśmiechem.


- Jesteście tacy podobni z wyglądu, a tak różnymi żywiołami władacie.


- Nie przesadzaj. Jesteśmy bardziej podobni niż to widać na pierwszy rzut okiem.


- Naprawdę?- nie dowierzam.


- O tak! Jesteśmy tak samo dumni z tego, kim jesteśmy. Identycznie wredni, co jest przeciwieństwem wielu rodzeństw. Dogadujemy się bez problemu.


- Zapomniałaś dodać, że bez wątpienia rzucilibyśmy się za sobą w ogień- mówi Samuel.


- To też, a także wiele innych. Pamiętajcie, że bez tlenu nie ma ognia. A ty masz rodzeństwo?


- Tak, siostrę.


- Starsza? Młodsza?- Lisa ciekawska jak zawsze.


- Młodsza o dziesięć minut- odpowiadam.


- A więc bliźniaczka, ale gdzie jest teraz? Przecież na pewno ma moce, a więc powinna być tutaj- dedukuje Samuel.


- Nie ma jej tutaj i nie będzie, bo nie żyje. Białaczka- odpowiadam, zanim zapytają, co się z nią stało.


- Tak nam przykro. Nie chcieliśmy rozdrapywać starych ran- mówią obydwoje, przytulając mnie.


- Dzięki, ale nic się nie stało. Nic na to nie poradzę, a wy przecież nie wiedzieliście, a poza tym powinnam się do tego przyzwyczaić. Ważne, że walczyła. I zawsze jest ze mną- mówię i pokazuję na serce i głowę.- Zawsze będę ją kochać i o niej pamiętać.


,,Nie tylko"- słyszę w głowie głos Emmy.


,,Jednak to ty mnie pilnujesz? Kłamałaś z tym przeniesieniem? I tak z ciekawości to kto pilnuje mamy?"- pytam.


,,Tak, bo nie mogę tyle z tobą rozmawiać. Gdyby nie Starsi robiłabym to cały czas. Takie mam rozkazy z góry. A ją pilnuje Alexander, czyli nasz dziadek i jej ojciec."- odpowiada.


,,Rozumiem to, ale odezwij się czasem. I dziękuję"


,,Okey. Do usłyszenia."



I tyle ją słyszałam, ale cieszę się, bo wiem, że przynajmniej jest blisko.


- Dzięki, że jesteście tu teraz ze mną.


- Nie ma za co- odpowiada rodzeństwo.- Od tego są przyjaciele.

*******************************************

Niedługo później pojawiła się mama i poszłam się przebrać. Tym razem Lukas odwiózł nas do domu swoim samochodem. Lisa z Samuelem zostali w Akademii, bo chodzą tak do szkoły i mieszkają w internacie za tym budynkiem. On także jest chroniony i ukryty w magiczny sposób.





****************************************************************

1391 słów.

Mam nadzieję, że wybaczycie mi moją nieobecność, ale tak wyszło.


Chcecie wiedzieć coś o bohaterach? Macie do nich pytania?

Możecie je zadawać pod tym rozdziałem :) Na każde odpowiem w nowej części, czyli rozdziale, który nie będzie rozdziałem :)


Pozdrawiam, 

Kasia2310 :)

Zakręty losu...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz