Zmęczona całym dniem weszłam do mieszkania i uśmiechnęłam się na widok siedzącego przy wyspie Simona. Chłopak obrócił się w moją stronę i zeskoczył z krzesła. Popędziłam w jego stronę i mocno go przytuliłam. Zacisnęłam oczy i łzy mimowolnie popłynęły mi z oczu.
- Jejku, Eleanor nie widzieliśmy się tylko cztery dni - powiedział głaszcząc mnie po plecach. Oderwałam się od niego. Chwycił mnie za ramiona. Jego niebiesko-zielone oczy były pełne troski. Jego blond włosy były wygolone po bokach, a na środku głowy, zostawione i zaczesane do tyłu.
- Wzruszyłam się trochę - pociągnęłam nosem. Nie był to jedyny powód przez który zaczęłam płakać. Za dużo emocji. Dopiero teraz zauważyłam Briana, na kanapie przed telewizorem. Czy on przychodzi tu za każdym gdy ja wychodzę?! Simon wypuścił mnie ze swoich objęć.
- I jak poszedł wywiad? - spytała Sam, a ja zastanawiałam się jak jej to opowiedzieć, żeby nie wydało się za dużo. Choć w sumie nie była dziennikarką i nie musiała o tym nikomu mówić, jeśli bym ją poprosiła siedziałaby cicho.
- Szkoda mówić - westchnęłam. - Wywiadu nie było.
- Jak to? - Simon zmarszczył brwi.
- Noah Sanchez to skończony bezczelny dupek nie szanujący nikogo włącznie ze swoimi fanami. Myślałam, że to fajny, utalentowany chłopak, a okazało się, że jest zwykłym rozpitym gnojkiem - powiedziałam ocierając zły z policzków. Opowiedziałam im wszystko od samego początku, a oni obiecali, że nie powtórzą tego dalej. Brian także przysięgał, że nie piśnie ani słowa. Sam wydawała się być wkurzona i zszokowana, a jej mina mówiła "Zabiję gnoja"
- No popatrz, widocznie gwiazdy już tak mają. Sodówka uderza do głowy - powiedziała.
- Nie przejmuj się. Na sto procent da się go zastąpić kimś innym - pocieszał mnie Simon. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie, a w telewizji leciały właśnie wiadomości. Usłyszałam o wypadku w którym zginęło pięć osób. To była tragedia, a ja przejmowałam się jakąś pierdołą. Chciałam zaszyć się pod kołdrą i pooglądać stare sezony "shadowhunters" To pomagało na każdy smutek.
- To idziemy? - spytał Brian po krótkiej chwili ciszy. Zdziwiona spojrzałam na Samanthe.
- Dokąd? - spytałam.
- Brian zna świetny klub, ma tam znajomych, którzy nas wpuszczą. Mieliśmy wyjść za pół godziny, ale nikt jeszcze nie jest gotowy - wytłumaczyła z lekkim uśmiechem.
- Idźcie beze mnie. Nie czuję się na siłach - powiedziałam wstając z kanapy. Podeszłam do szafki w której spodziewałam się paczki chipsów. Niestety była pusta, a ja musiałam zadowolić się płatkami kukurydzianymi stojącymi na blacie.
- Nie, musisz iść! To będzie nasza pierwsza impreza w NY. Chodź! Wyrwiemy jakieś dupy i od razu poprawi ci się humor - powiedział blondyn, a ja zaśmiałam się pod nosem. Zawsze kiedy próbował poderwać gościa okazywało się, że jego cel był hetero albo zajęty.
- Nie chce mi się...
- Ale dzisiaj jest super impreza w tym klubie! To nie żaden dzicz dla ćpunów i pijaków. To serio klub na poziomie - zapewniał mnie Brian, a ja prychnęłam, nie przypominając sobie, żeby słowa "klub" i "na poziomie" się łączyły. Powoli się przekonywałam, ale nie byłam pewna czy to dobry dzień na głośną muzykę i taniec.
- Zamknij ryj i rusz tą grubą dupę do tej pieprzonej garderoby żebym mogła cię w końcu normalnie ubrać, a nie wyglądasz jak zabłąkane dziecko w wesołym miasteczku. Zapomnij o tym debilnym frajerze, który ci nawet nie sięga do pierwszej warstwy naskórka w małym palcu od stopy. Przestałaś się już mazgaić? No i dobrze - pociągnęła mnie za nadgarstek i poprowadziła do mojego pokoju zostawiając chłopców w salonie. Zaczęła przebierać w moich rzeczach.
CZYTASZ
Star Deal: Umowa z gwiazdą
Teen Fiction- Jesteś pewien, że dasz radę prowadzić? - spytałam, gdy wrzucił przedni bieg i zaczął wyjeżdżać na ulicę. - Niby, czemu miałbym nie dać rady? - parsknął. - Bo śmierdzi od ciebie wiskey na kilometr, od co - powiedziałam zdenerwowana, zapinając pas...