Rozdział 18

347 21 2
                                    


Kiedy zmywałam z siebie świński smrodek, w myślach przeklinałam Sam za to, że poprosiła o pomoc akurat Noah. Co prawda byłam jej wdzięczna, bo nie zadzwoniła do moich rodziców, którzy nie byliby zadowoleni, że ich córka półtorej miesiąca po przyjeździe na studia została wpakowana do pudła, jednakże... Mogła poprosić Andiego o pomoc, albo spytać Briana, czy ma jakiś pomysł. Moja przyjaciółka była poniekąd zmuszona, do nagięcia mojej woli i skontaktowania się z tym dupkiem.

– Wbiec do koryta! Tarzać się ze świniami!– nabijała się Sam, gdy ja opowiadałam jej wszystko, susząc ręcznikiem włosy.

– To nie jest ani trochę śmieszne – zaprotestowałam, siadając na sofie. Cieszyłam się, że po tym ciężkim dniu, a teraz już w zasadzie nocy mogłam w końcu znaleźć się w domu.

– Eee... Owszem, jest – prychnęła, siadając obok mnie z miską popcornu w ręce. Normalnie nie jadłabym tak późno, ale po tych wszystkich wydarzeniach byłam cholernie głodna. Tym bardziej, że miałam pomagać Noah... W czymkolwiek. Nie określił dlaczego jestem mu tak potrzebna. Zaraz po wypuszczeniu nas z komisariatu policji, podrzucił nas niemal bez słowa do domu i stwierdził, że wpadnie po mnie koło południa.

Ej, skończ strzelać fochy – szturchnęła mnie.– Najważniejsze, że cię z tamtą wyciągnęłam, nie? Pomożesz Noah, a w zamian będziesz wolna... Bez glin na karku. Myślę, że nikt nie chciałby zatrudnić dziennikarki z wyrokiem sądowym na koncie – westchnęłam. Oczywiście miała rację. Płaciłam stosunkowo nie wielką cenę, jak na to, co narobiłam.

– No dobra, mam tylko nadzieję, że nie poprosi mnie o zagranie w żadnym teledysku, bo tego mam już serdecznie dość – mruknęłam zirytowana.

– A gdybyś miała odegrać z nim jakąś scenę...– zaczęła, poruszając brwiami, a ja rzuciłam jej mordercze spojrzenie.

– To chyba wolałabym wrócić do pudła – prychnęłam. Zrobiłam się niezwykle senna, a perspektywa zaledwie kilku godzin snu, wcale mnie nie pocieszała.

***

Noah o dziwo zjawił się punktualnie, co było nie lada zaskoczeniem. Czekał pod moja kamienicą w swoim czerwonym, błyszczącym porsche, a ja zastanawiałam się jak dotrę spod drzwi na ulicę. Lało jak z cebra. Założyłam na głowę kaptur od czarnego płaszcza i przebiegłam do samochodu, czując jak pod nogami rozbryzgują się kałuże. Opadłam na fotel, nieco go przy tym mocząc i trzasnęłam drzwiami. Chłopak miał na sobie jeansową kurtkę i poszarpane spodnie, przez co zrobiło mi się zimno od samego patrzenia. Ale w końcu czego nie robi się dla wyglądu?

– Czego chcesz? – zaczęłam, mierząc go ostrym spojrzeniem. Nie mógł myśleć, że tak łatwo mu wybaczyłam sytuacje z Marcelem u Teddy. Chłopak wywrócił oczami, po czym spojrzał na mnie z ciężkim westchnieniem.

– Cześć – rzucił, ale zignorowałam jego przywitanie. Zamiast tego wlepiłam wzrok przed siebie. Wycieraczki pracowały non stop, a widoczność przez szyby i tak była ograniczona. – Boże, dziewczyno! Zapłaciłem za ciebie pięć tysięcy dolarów, a ty nadal jesteś obrażona?! – warknął.

– A jak mam nie być?! Przegiąłeś, a ja nawet nie usłyszałam od ciebie głupiego „przepraszam" – warknęłam, zmuszając się do popatrzenia na niego.

– Oczekujesz, że przeproszę cię za obronę? Sorry, ale możesz pomarzyć – prychnął.

– Nie za obronę! Za to, że nie liczysz się z moim zdaniem! Nie słuchasz mnie i traktujesz jak swoją własność, zapominając, że to JA mam zdjęcia, których TY nie chcesz pokazać światu!

Star Deal: Umowa z gwiazdąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz