Rano zerwałam się z łóżka słysząc czyjś krzyk. To była Sam. Przerażona pobiegłam do kuchni skąd wydobywał się dźwięk. Moja przyjaciółka stała na wyspie. Jej ciemne włosy sięgające do ramion były w nieładzie, a na twarzy widniało przerażenie. Wskazywała palcem na podłogę. Zwróciłam wzrok ku miejscu, które wskazywała i zobaczyłam białą, paskudną mysz! Omal nie dostałam zawału. Momentalnie wskoczyłam na sofę i zaczęłam drzeć się razem z nią. Nienawidzę gryzoni, a ten bezczelnie siedział na środku naszego mieszkania i ani śmiał uciekać.
– Zrób z nią coś! – krzyknęła Sam rozglądając się nerwowo, jakby szukała ratunku. Odruchowo zrobiłam to samo.
– Ty coś zrób! – warknęłam przerażona. To coś było zdecydowanie za duże jak na szkodnika. Mysz poruszyła się, a my krzyknęłyśmy jakby podłoga zaczynała się walić. Wtedy usłyszałam jak ktoś dobija się do naszych drzwi.
– Proszę! – krzyknęłyśmy równocześnie z desperacją w głosach. Do środka wpadł roztrzęsiony Brian z kijem od miotły, który uniósł tak jakby zaraz miał komuś przywalić.
– Co się dzieję?! Dziewczyny nic wam nie jest?! Mam wezwać policję?! - spytał rozglądając się dookoła. Za nim do środka wszedł Simon z równie zmartwioną miną.
– Co jest?! - spytał, a my wskazałyśmy palcem nieproszonego gościa. Obydwaj wywrócili oczami i podeszli bliżej.
– Poważnie? - spytał Simon podchodząc do myszy. Zadziwiające było, że się nie spłoszyła. Przykucnął obok, a ja z rozdziabionymi ustami obserwowałam, co robi. - Co jest maleńka? Przestraszyły cię, wredne małpy nie? - odezwał się do szkodnika, po czym za ogon podniósł ją do góry i przytulił do siebie. Jęknęłam z obrzydzeniem.
– Dobrze, a teraz wyrzuć ją przez okno - powiedziała Alex z uśmiechem szaleńca, na co on odwrócił się z myszką chcąc chronić ją przed wzrokiem mojej przyjaciółki.
– Chyba Cię porąbało. Zaadoptuję ją i nazwę Madonna - powiedział troskliwie głaszcząc zwierze po głowie.
– Myślisz, że wyrwiesz na nią jakiegoś zoologa? - spytała złośliwie brunetka na co ten podszedł i zaczął ją straszyć. Brian natychmiast dołączył się do zabawy, a ja pokręciłam głową, nie wiedząc dlaczego nadal utrzymuję z nimi kontakt. Wtedy zadzwonił mój telefon. Przeskoczyłam z sofy na podłogę i podeszłam do blatu by go odebrać. Na wyświetlaczu zobaczyłam Noah Dupek Sanchez i choć nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Halo? - spytałam poirytowana.
– No cześć skarbie, wyspałaś się? - spytał, widocznie myśląc że mnie obudził. Była ósma rano mimo to krzyk Sam uprzedził go o dziesięć minut.
– Dzwonisz z czymś konkretnym, czy po prostu ci się nudzi? – zapytałam wprost.
– Zostawiłaś wczoraj u Andi'ego jakieś kartki. Jeśli są ci potrzebne to leżą u mnie – powiedział, a mnie dziwiło, że nie ciągną swoich tandetnych prób wkurzania mnie. Zajrzałam do torebki, którą jak zostawiłam wczoraj wieczorem pod blatem, tak leżała. Nie było w niej moich pytań, a owszem były mi potrzebne, bo każdemu artyście muszę zadać takie same.
– I nie zechciałbyś zachować się koleżeńsko i mi ich podrzucić? - spytałam z nadzieją, choć wiedziałam jaka odpowiedź nastąpi.
– Ja? Koleżeńsko? – prychnął. – No chyba, że dostałbym coś w zamian...
– Skończ! – przerwałam mu ze śmiechem spodziewając się co powie. Nie powinno mnie to bawić, a jednak tak się działo.
– Więc... Kogo mamy następnego na liście? – spytał udając znużenie.
CZYTASZ
Star Deal: Umowa z gwiazdą
Teen Fiction- Jesteś pewien, że dasz radę prowadzić? - spytałam, gdy wrzucił przedni bieg i zaczął wyjeżdżać na ulicę. - Niby, czemu miałbym nie dać rady? - parsknął. - Bo śmierdzi od ciebie wiskey na kilometr, od co - powiedziałam zdenerwowana, zapinając pas...