Rozdział 28

345 21 0
                                    


Dwa tygodnie później Noah nadal się ze mną nie skontaktował, a ja prawie odpuściłam. Brian codziennie podrzucał mnie na zajęcia, na wypadek gdyby jakiś dziennikarz zasadził się na mnie w metrze. Nie byłam już pewna, czy chcę pracować w tym zawodzie, po tym co mnie spotkało. Ciężko było mi znosić myśl, że mogłabym utrudniać komuś życie, tak jak oni mnie. Rzuciłam się w wir pracy nad książką. Dostałam poprawione fragmenty tekstu do zatwierdzenia, proponowałam swoje zmiany i sposoby na promowanie powieści. Starałam się być zajęta przez cały dzień, ale koniec końców przychodził wieczór, a ja płakałam w łóżku póki nie zasnęłam z wyczerpania. Były dni, w których myślałam, że poradzę sobie bez niego. Przepełniał mnie optymizm i zapewniałam sama siebie, że jeszcze kiedyś znajdę prawdziwą miłość... Taką która nie skreśli mnie z powodu jednego błędu. Jednak więcej było nocy, w których wspominałam Paryż oraz dotyk dłoni Noah na mojej.

Dni mijały. Z poniedziałku do piątku... Później samotna sobota... niedziela i od początku. Życie ciągnęło się, jakby nigdy miało się nie skończyć, podczas gdy każda chwila z Noah mijała niepostrzeżenie. Szkoda, że wolę żyć szybko z nim, niż powoli sama, bo mogłoby mi się zdawać, że jestem nieśmiertelna.

Pewnego piątkowego wieczoru ja i Sam oglądałyśmy jakiś tępy program o nastoletnich ciążach. Moja przyjaciółka chrapała z głową na ramieniu, a mi zaczynały ciążyć powieki, jednak mózg był nadal ożywiony, dlatego starałam się utrzymać wzrok na ekranie. Póki zajmowałam się czymś innym niż myśleniem o przeszłości, było w porządku. Wtedy zadzwonił mój telefon. Wiedziałam, że to nie Noah, więc leniwie sięgnęłam po pilota i ściszyłam dźwięk w telewizorze, po czym sięgnęłam po komórkę. Zamarłam kiedy zobaczyłam imię i nazwisko, usiłującego nawiązać kontakt. Nie gadałam z Andreasem odkąd zdawał mi relację z premiery płyty Noah. Zadzwonił wtedy, żeby opowiedzieć mi, kto się zjawił i jaki szum wokół Sancheza zrobił się po tym wszystkim. Wszyscy byli zawiedzeni, że mnie tam nie było. Chcieli mieć o czym pisać, a ja pokrzyżowałam im plany. Odebrałam telefon.

– Andi? – spytałam zdziwiona.

– Nie, prezydent Trump, Eleanor – mruknął ze śmiechem, ale ja tylko zmarszczyłam brwi. Takie teksty nie były w jego stylu. – Tak, to ja – uspokoił mnie.

– Coś się stało? – spytałam.

– Właściwie nic takiego. Po prostu chciałem spytać, czy nie pójdziesz ze mną na koncert? Mam podwójne zaproszenie, a moja partnerka mnie wystawiła...

– Czyj to koncert? – spytałam zaspanym głosem, a gdy usłyszałam odpowiedź ścisnęło mnie w żołądku.

– Noah.

– Nie... Nie pokażę się tam – powiedziałam, odchodząc od kanapy by nie obudzić Sam. Otworzyłam okno, mimo że było upiornie zimno i weszłam na schodu pożarowe, by popatrzeć na mój ukochany budynek. Empire State Building wyrastał z między wieżowców i promieniował swoim blaskiem.

– Dlaczego?!

– On nie chce mnie widzieć – przypomniałam mu.

– On za tobą cholernie tęskni, ale nie umie się przyznać do błędu. Znasz go tak samo jak ja.

– Gdyby mu na mnie zależało, przełamałby się – tłumaczyłam mu, tak jak sobie samej. Usłyszałam ciche westchnięcie w słuchawce. – Wysłałam mu tysiąc sms'ów. Mógłby odpisać, gdyby chciał.

– Jest uparty, ale widzę jak on cierpi... El, on nie jest sobą. Bez ciebie znowu się stoczy, a ja nie będę w stanie mu pomóc, bo tylko ty podnosisz go z dna... – przełknęłam łzy. Pamiętałam co było ostatnim razem, kiedy się naćpał.

Star Deal: Umowa z gwiazdąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz