- I tak żadnej nie złapiesz - powiedziała Samantha siedząca na swojej niebieskiej walizce, pod wyjściem z lotniska. Ja w tym czasie machałam ręką jak oszalała desperacko próbując zatrzymać jakąś taksówkę.
- Możesz skończyć z tym pesymizmem? - spytałam mocno wkurzona. Od lat czekałyśmy na ten dzień, a ona mniej więcej tydzień przed wyjazdem zaczęła zrzędzić jak małe dziecko. Rozumiem, że ciężko jej było pożegnać się z rodziną, bo czułam to samo, ale przy tym nie neguję wszystkiego od razu.
- Nie - stwierdziła krótko. - Ash odwołała lot w ostatniej chwili. Agent nieruchomości wycofał nasze mieszkanie ze sprzedaży i mówiąc krótko, albo będziemy mieszkać w jakiejś norze, albo pod mostem. Dołączy do nas Simon do którego pałam szczerą nienawiścią i w dodatku chyba zaczyna padać - równocześnie popatrzyłyśmy na zachmurzone niebo. Miała rację, nasza sytuacja nie wyglądała wesoło, ale... Zawsze mogło być gorzej, nie?
- Mamy mieszkanie... Co prawda nie tak ładne jak miało być tamto, ale mamy. Co do Simona, to tylko i wyłącznie twój problem - ów chłopak był moim najlepszym przyjacielem od liceum, kiedy to Sam zmieniła szkołę. Skończył kurs fryzjerski i chcę otworzyć na Brooklynie własne studio. Naturalnie jak już na nie zarobi...
- Jasne - warknęła podnosząc się i zarzucając torbę podróżną na ramię. Żółta taksówka właśnie zaczęła zwalniać i zatrzymywać się obok nas. Taksówkarz wysiadł z samochodu z promiennym uśmiechem, jak na tak ponurą pogodę.
- Pomóc paniom z tymi bagażami? - spytał życzliwie. Miał okrągłą twarz i małe oczy. Zastanawiałam się, czy nie miał hinduskiego pochodzenia. Był niski jak na mężczyznę, a jego ciało okrywał długi czarny płaszcz.
- Tak, jeśli pan może - starałam się ukryć akcent i ograniczyć zbędne pytania na dzień dobry. Odwzajemniłam uśmiech i podałam mu moją walizkę połączoną z kosmetyczką. Mężczyzna otworzył bagażnik i włożył nasze rzeczy. Same wpakowałyśmy się na tylne siedzenie wozu. Kiedy zamknęły się już wszystkie drzwi taksówkarz spytał:
- Dokąd? - przeanalizowałam plan w głowie. Zawsze to Sam wszytko organizowała, więc miałam nadzieję, że to ona odpowie. Ja byłam pewna tylko tego, że znajdujemy się na lotnisku City Airport.
- Walter Street 21 na Brooklynie - rzuciła beznamiętnie moja przyjaciółka szukając czegoś w telefonie. Zerknęłam kątem oka na jej komórkę. Sms'owała właśnie z gościem który miał wynająć nam tanie mieszkanie.
- Studencka dzielnica? - spytał kierowca. Nie wydawał się być ciekawski, a raczej sympatyczny.
- Na inną nas nie stać - mruknęłam. Kierowca uśmiechnął się pocieszająco patrząc w lusterko i ruszyliśmy. Ulice Nowego Yorku wyglądały z początku jak najzwyklejsze wielkie miasto, ale i tak robiło na mnie wrażenie. Byłam strasznie podekscytowana tym wszystkim, a zwłaszcza płatnym stażem w "Summer Time"! Będę mogła w końcu zobaczyć jak to wszytko naprawdę wygląda.
- Rozumiem, też tam mieszkałem, a konkretnie w budynku na przeciwko. Tam znajduje się akademik Brooklyn College CUNY - rozdziabiłam usta na jego słowa. - Wyrzucili mnie na pierwszym roku - dodał, a ja uśmiechnęłam się smutno. - Ale co poradzić, takie życie... A panienki co sprowadza do tego pięknego miasta?
- Aż tak widać, że nie jesteśmy stąd? - spytałam zerkając na telefon. Dwie nie odebrane wiadomości. Najpierw weszłam w folder Mama i sprawdziłam, co napisała:
Mama: Dojechałyście?
- Często wożę studentów. Macie inny akcent - stwierdził gdy wystukiwałam na klawiaturze "Tak, wszytko w porządku"
- Studia i chęć odkrywania siebie - powiedziałam zadowolona uchylając lekko okno. Robiło mi się duszno. Wtedy zauważyłam, że wjeżdżamy na Manhattan Bridge. Niemal podskoczyłam na fotelu z ekscytacji. Nawet Sam podniosła wzrok z nad telefonu.
- Aleś ty głęboka - stwierdziła kpiąco nie odrywając wzroku od szyby. Nie miałam ochoty na jej docinki. Prędzej czy później jej przejdzie, a na razie miałam zamiar cieszyć się tym, że jestem w Nowym Yorku, a nasz samolot się nie rozbił, choć przez turbulencje przeżyłam chwile obawy.
- Zazdroszczę. Fajnie jest być młodym i mieć marzenia - stwierdził mężczyzna za kierownicą. Zjechaliśmy z mostu, a ja kończąc podziwiać architekturę spojrzałam z powrotem na komórkę. Ekran rozświetlił się. Mama odpisała:
Mama: Ok, napisz jak będziecie w mieszkaniu, paa :)
Ja: Paa :)
Przełączyłam na wiadomości od Simona. Jego panika sięgała granic możliwości. Przestraszyłam się widząc tekst.
Simon: Hejka, nie mam pojęcia gdzie jest moja prostownica i żel do włosów. Jak ja się mam spakować! Może to znak, że nie powinienem lecieć. Tak, to na pewno to! Bez sensu! Moje marzenia się nie spełnią...
Wywróciłam oczami widząc jego marudzenie.
Ja: Znajdziesz ją. Nie mogę gadać. Masz tu być za dwa dni. Jest pięknie!
Po wysłaniu schowałam komórkę do podróżnej torby z nike'a. Wróciłam do przyglądania się otoczeniu przez szklaną szybę lecz po chwili zobaczyłam tabliczkę z napisem "Walter Street" i zaczęliśmy zwalniać. Taksówkarz wyciągnął nasze bagaże i po przyjęciu gotówki pożegnał się życząc nam szczęścia. Wzięłam głęboki oddech patrząc na budynek. Nie był to szczyt luksusu, ale nie wyglądał źle. Był z zszarzałych cegieł, a schody pożarowe ciągnęły się z balkonu na balkon. Ulica była pełna kamienic ustawionych jedna, obok drugiej, choć w oddali widziałam kilka szyldów fastfoodów.
- No już tak nie podziwiaj, tylko choć - Sam uśmiechnęła się po raz pierwszy tego dnia i wniosła swoją walizkę po marmurowych schodkach. Gdy weszłam zmachana za nią do środka, uśmiechnęłam się na widok windy. Wyjechałyśmy na piąte piętro, a gdy drzwi się otworzyły zobaczyłyśmy gościa w garniturze stojącego przed drzwiami mieszkania numer 5.
- To panie, chcą wynająć to mieszkanie? - spytał niepewnie. Kiwnęłyśmy głową. - Zapraszam - wyciągnął klucze z kieszeni i otworzył drzwi. Poprowadził nas do środka. Wiedziałam, że trzeba najpierw załatwić formalności, ale rzucając walizkę i torbę na ziemię podbiegłam do otwieranego w górę okna. Samantha zaczynała rozmawiać z właścicielem o czynszu lecz ja jej nie słyszałam. Podniosłam szybę i wychyliłam głowę na zewnątrz. Poczułam zniewalający wiatr we włosach i przygryzłam wargę mając stamtąd widok na Empire State Building.
CZYTASZ
Star Deal: Umowa z gwiazdą
Ficção Adolescente- Jesteś pewien, że dasz radę prowadzić? - spytałam, gdy wrzucił przedni bieg i zaczął wyjeżdżać na ulicę. - Niby, czemu miałbym nie dać rady? - parsknął. - Bo śmierdzi od ciebie wiskey na kilometr, od co - powiedziałam zdenerwowana, zapinając pas...