2.

4.1K 371 162
                                    



Impreza trwała w najlepsze, głośna muzyka wydobywała się z głośników a ludzie beztrosko bawili się. Właśnie miałam poszukać Cecil, która gdzieś zniknęła mi w tłumie, gdy ktoś wpadł na mnie na korytarzu.

— Ty kołku, uważaj jak łazisz!

Chłopak panicznie spróbował wytrzeć chusteczkami plamę od piwa, którą zrobił przez swoją nieuwagę na mojej sukience.

— Zabieraj te łapska, tylko pogarszasz sprawę – odepchnęłam go, oceniając szybko sytuację. Plama była dosyć widoczna, poza tym sukienka cuchnęła teraz piwem, ale kogo to obchodzi? Większość nastolatków za godzinę będzie kompletnie pijana, jeżeli już nie są, więc nikt nie będzie zwracał uwagi na tą małą wpadkę.

— Bardzo przepraszam, naprawdę cię nie zauważyłem – dopiero teraz zauważyłam, że sprawcą zamieszania jest Alex, starczy brat Cecil. Chłopak nerwowo przeczesał dłonią swoje blond włosy.

— Daruj sobie, oboje wiemy, że jesteś niedorajdą. – prychnęłam. Naprawdę lubiłam tą sukienkę, więc nic dziwnego, że się zdenerwowałam. – Gdybym to ja była twoją siostrą miałbyś zakaz wstępu na moje imprezy, nadajesz się tylko do sprzątania syfu.

Odeszłam zanim zdążył odpowiedzieć. Zaczęłam przeciskać się przez kuchnie pełną roztańczonych nastolatków, aby udać się na dwór. Potrzebowałam świeżego powietrza, gdyż ten kretyn skutecznie podniósł mi ciśnienie. Alex był na tym samym roku co ja i Cecil, gdyż dziewczyna poszła rok wcześniej do szkoły. Na szczęście nie był w naszej klasie, nie znosiłam go.

Trzy głębokie wdechy wystarczyły, abym odłożyła wiadomość o zniszczonej sukience gdzieś na sam tył głowy.

— Hej piękna – Nie wiadomo skąd pojawił się Jeff i objął mnie ramieniem, uśmiechając się szeroko – Dlaczego jesteś taka samotna? Chodź do nas, Megan postanowiła nauczyć robić Bena szpagat.

— Niezłe jaja – zachichotałam

— Dokładnie

Chłopak złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjątkowo rozweselonej grupki licealistów.

Jeff był kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej, bardzo przystojnym kapitanem – w gwoli ścisłości. Przyjaźniłam się z nim, a stado zakochanych w nim dziewczyn zabijało mnie wzrokiem średnio sto razy dziennie. Zupełnie bez powodu. Cecil uparcie twierdziła, że chłopaka ewidentnie do mnie ciągnie, jednak dla mnie była to tylko zabawa.

Wybuchnęłam głośnym śmiechem, gdy zastałam Bena w bardzo dziwacznej pozie gdy próbował zrobić szpagat. Właściwie nie przypominało to szpagatu, ale liczyły się chęci czy jakoś tak.

— Odpuść sobie stary, to chyba nie dla ciebie – powiedziałam podając mu piwo ze stolika. Nim zdążył mi odpowiedzieć rudowłosa Megan rzuciła się na mnie, jak to miała w zwyczaju gdy mnie witała.

— Żałuj Laur, że nie było cię tu wcześniej. Niezła beka – relacjonowała mi, wciąż na mnie wisząc. Cała Megan. Była niska, trochę głupiutka i często irytująca ale potrafiła być zabawna i dało się ją lubić. – Właściwie, gdzieś ty się podziewała?

— Zgubiłam gdzieś Cecil i szukałam dobrego towarzystwa do zabawy. Widzę, że już znalazłam!

Odpowiedział mi głośny aplauz zebranych tu osób.

Zabawa rozkręcała się coraz bardziej. Piliśmy, tańczyliśmy, wygłupialiśmy się. Nawet nie zorientowałam się kiedy znalazłam się na kolanach Jeffa. Nawet nie wiem jak to się stało, że mnie pocałował. Ja pocałowałam jego. Przecież to tylko głupie pocałunki, prawda? To nic nie znaczy.

— Uuu, widzę, że robi się gorąco – skomentował radośnie Ben. – Dobra ludziska, przenosimy się do domu.

Gdy odchodzili, marudząc i potykając się od nadmiaru alkoholu, zdążyłam zauważyć, że Megan mierzy mnie zabójczym spojrzeniem.

— Chyba masz adoratorkę, no wiesz Megan – oświadczyłam Jeffowi, poruszając przy tym śmiesznie brwiami.

Zachichotał cicho ale zaraz umilkł, patrząc mi głęboko w oczy. Robił to tak intensywnie, że poczułam się trochę nieswojo.

— Nie obchodzi mnie to – szepnął, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy – Zawsze liczyłaś się tylko ty... Tylko ty.

Zamarłam wpatrując się w niego jak oniemiała. Byłam aż tak pijana? A może on powiedział to naprawdę?

Brunet zaczął szperać w kieszeni swojej bluzy, wyciągając, złożoną na pół kartkę papieru.

— Napisałem nawet list dla ciebie. Chciałem dać ci go przy odpowiedniej okazji... Myślę, że właśnie teraz jest odpowiednia okazja

Powoli rozwinęłam kartkę i zaczęłam czytać list. Z każdym zdaniem, chciało śmiać mi się coraz bardziej. Ale jaja, Jeff chyba naprawdę za bardzo się wkręcił. W liście wyznawał mi miłość w jakiś pokręcony, poetycki sposób. O rany.

— Wybacz, Jeff ale to jest przekomiczne – zaśmiałam się machając listem.

Chłopak wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie. Zmarszczyłam brwi.

— Nie wierzę, ty tak na serio?– Zaśmiałam się, jednak alkohol w moim organizmie dawał o sobie znać i chwilę później zwijałam się na ziemi w napadzie wręcz histerycznego śmiechu.

Pewnie uznacie mnie na zołzę wiem. Jednak w tamtym momencie naprawdę nie myślałam, że głęboko ranię Jeffa. Brałam to bardziej w kategorii żartu, niż uczuć innego człowieka.

— Myślałem, że jesteś inna! – krzyknął po czym wstał z miejsca i pobiegł do domu. Wtedy straciłam go z pola widzenia.

Nie było mi go szkoda. Mógł pomyśleć, zanim zrobił coś głupiego. Muszę powiedzieć o tym Cecil. Ale gdzie ona jest? Usiadłam na trawie i rozejrzałam się, ale aktualnie wszyscy znajdowali się w domu.

Wpadłam na genialny pomysł. Wredny, ale genialny. Już dawno zauważyłam, że im bardziej jestem nie miła, tym bardziej ludzie mnie szanują. Pokręcone, zdaje sobie z tego sprawę. Ale dzięki temu, że ludzie mnie szanowali, mogłam poczuć się kimś ważnym. Chociaż przez chwilę, w głupiej szkole bo w domu nie mogłam na to liczyć.

Poświeciłam sobie na list latarką z telefonu i zrobiłam zdjęcie na snapa. Dopisałam „Jeff Harris – świrnięty poeta, właśnie wyznał mi miłość" już miałam rozesłać to wszystkim moim znajomym, gdy dostałam wiadomość od nieznanego numeru.

Obserwuję Cię.

Jeśli to wyślesz, gorzko pożałujesz.

Wiem o wszystkim.

Zamarłam, jeszcze raz dokładnie rozglądając się dookoła.

I'm watching you | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz