27.

1.3K 176 34
                                    

Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Zupełnie jakby wszystkie kończyny zaczęły krzyczeć, że nigdzie się nie ruszą. Za żadne skarby świata.

Mój mózg chciał, żebym wstała. Kazał mi ruszyć te sparaliżowane strachem kończyny i zobaczyć co się właściwie dzieje.

Dziesięć spanikowanych oddechów i trzy pioruny za oknem później.

A ja wciąż leżałam w tej samej pozycji. Biłam się z myślami i zaciskałam kurczowo ręce na pościeli, jakby to miało w czymś pomóc. Słyszałam tylko odgłosy burzy i mój własny świszczący oddech, który raz za razem wypuszczałam.

Wykazałam się niemałą odwagą, gdy uniosłam powieki, żeby jeszcze raz zerknąć na przeraźliwy napis na moim suficie. Nie mogłam znieść tego, że czyjaś ręka, tak bardzo przeze mnie znienawidzona, dotykała mojego sufitu. Bezkarnie wchodziła sobie do mojego domu, kiedy tylko chciała. Obserwowała mnie, gdy spałam niczego nie świadoma.

Na tą ostatnią myśl, poczułam dreszcze na plecach.

Przez moją głowę przeleciała absurdalna myśl, że jeśli tylko wyjdę z tego cało przemaluję cały ten cholerny pokój, zmienię panele, posprzątam każdy centymetr tego pomieszczenia, żeby mieć pewność, że nie ma tu ani śladu naskórka tego psychopaty.

A teraz, teraz zadzwonię na policję i będę się modlić, żeby zastali mnie przerażoną w tym łóżku. Całą i zdrową, wykluczając tę nieszczęsną nogę, która wciąż mnie bolała.

Sięgnęłam dłonią po komórkę, którą zawsze kładłam przed snem na stoliku nocnym obok mojego łóżka. Jednak wyczułam tylko jego chłodną powierzchnię i lampkę nocną. Usiadłam i wytężyłam wzrok, aby dostrzec coś w otaczającym mnie mroku. Nigdzie nie dostrzegałam białego prostokąta, który był moim telefonem. Jeszcze raz zbadałam powierzchnię stolika, tym razem obiema dłońmi. Pustka.

Byłam jeszcze bardziej przerażona, jeśli to w ogóle możliwe. Tym bardziej, że byłam na sto procent pewna, że odkładałam tam wieczorem telefon, jak zawsze.

Burza powoli zaczynała się oddalać i robiło się cicho.

I wtedy ciszę przerwał nagle dzwonek mojego telefonu. Ale był przytłumiony, dochodził z innego pomieszczenia. Możliwe, że z niższego piętra.

Zaczęłam powoli podnosić się z łóżka, jak najciszej, by nie zdradzić faktu, iż już nie śpię. Kiedy mi się to udało, na palcach podeszłam do okna. Zaczęłam przeklinać w myślach, bo zaskrzypiało cicho, gdy je otworzyłam.

Cicho, ale wciąż o miliard razy za głośno, zważając na sytuację w jakiej się obecnie znajdowałam.

Wychyliłam lekko za nie głowę, by przekonać się, niemal boleśnie, że jest stanowczo za wysoko, abym, mogła przez nie wyjść.

Jedyną drogą ucieczki są drzwi wyjściowe.

Musiałabym zaryzykować zejście na dół, dygocząc ze strachu, skąd dobiegał dzwonek mojego telefonu. Bardzo możliwe, że on tam był.

Mogę zostać też tutaj, dygocząc równie mocno i zastanawiając się co się stanie gdy mnie odwiedzi i zamknie za sobą drzwi pokoju.

Cholera.

Znów rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, który chwilę temu umilkł. Domyślałam się, że będzie tak dzwonił przez całą noc, wabiąc mnie na dół, jak w pułapkę.

Odłączyłam lampkę nocną od prądu i chwyciłam ją w prawą dłoń, niczym broń, której byłam gotowa użyć, jeśli zajdzie taka potrzebna. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju. Starałam się przerzucać cały ciężar ciała na lewą nogę, która nie ucierpiała w deskorolkowym wypadku.

I'm watching you | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz