12.

1.9K 193 38
                                    


Chciałam, zapaść się pod ziemię.

Rozpłynąć w powietrzu, ukryć pod peleryną niewidką.

Albo zwyczajnie schować się w cudzych ramionach i słuchać tego, że będzie dobrze.

Chciałam uciec, ale nie miałam gdzie. Więc wyszłam, powoli z domu, zwyczajnie, zamykając cicho drzwi.

Włożyłam dłonie do kieszeni bluzy, naciągnęłam kaptur na głowę, bo z nieba zaczynały spadać pojedyncze krople deszczu. I ruszyłam, prosto, przed siebie.

Nie mam pojęcia ile kilometrów przeszłam. Byłam zmoknięta, głodna i pozbawiona nadziei. Najczarniejsze myśli, zaczęły plątać mi się po głowie. I już byłam gotowa im ulec, zaprzestać walki, stoczyć się na sam dół. Jednak odważyłam się wyjąć karteczkę, którą cały czas ściskałam drżącą dłonią w kieszeni.

Rozwinęłam ją niespiesznie i przeczytałam słowa, napisane tak bardzo znienawidzonym przeze mnie charakterem pisma. Pisanym przez mojego najgorszego wroga.

Bezimiennego.

Jeszcze.

Są polecenia z listy, które jeszcze możesz wypełnić.

Zrób to, albo nie tylko mamuśka będzie poszkodowana.

Obserwuje cię.

Wyjęłam, z kieszeni mokrych spodni, zapalniczkę. Podpaliłam liścik i pozwoliłam mu wpaść w wielką kałużę, przed którą stałam. Na moich ustach, pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. Bo na horyzoncie, było widać coś nowego. Zemstę.

***

Zapukałam trzy razy, do zielonkawych drzwi, małego białego domu na przedmieściach. Po chwili usłyszałam kroki, po ich drugiej stronie.

Otworzyła mi brunetka, średniego wzrostu, z dużymi kolczykami w uszach. Wydawała się być, zaskoczona moim widokiem, ale taktownie próbowała to ukryć.

- Dzień dobry, jestem Lauren Anderson - przedstawiłam się grzecznie - Czy Eva jest w domu?

- Zaraz powinna przyjść, wejdź proszę - uśmiechnęła się i gestem zaprosiła mnie do środka.

Zaczęłam zdejmować buty, w wąskim korytarzu, ale kobieta stanowczo zaczęła protestować.

- Nie wygłupiaj się i tak muszę posprzątać. Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty, wyglądasz na zmarzniętą. Eva poszła do sklepu, ale szybko wróci.

Pokiwałam głową i ruszyłam za nią, do niebieskiej kuchni, z drewnianym stołem w centrum. Usiadłam i rozprostowałam nogi. Zdjęłam z siebie wilgotną bluzę i przewiesiłam na oparciu krzesła. Udawałam, że nie widzę jak pani Bein, drżą ręce, kiedy zalewała mi herbatę. Wydawała się nieco zdenerwowana moją wizytą. Ale było coś jeszcze. Chyba dostrzegałam ekscytację, w jej spojrzeniach rzucanych ukradkiem w moją stronę. Nic dziwnego, pewnie koleżanki rzadko odwiedzają jej córkę. Chwila, ten pulpet w ogóle ma koleżanki?

Dobra, mimo że gardziłam tą dziewczyną jak cholera, pomogła mi dzisiaj. Nie jestem jeszcze pewna, jaki w tym miała cel, ale umiem docenić pomocną dłoń wyciąganą w moim kierunku.

Podziękowałam uśmiechem, gdy postawiła przede mną kubek z parujących płynem. Ah, po czterech godzinach, błąkania się bez celu po zimnym mieście, herbata jest jak zbawienie.

- Eva nic nie wspominała o twojej wizycie - rzuciła pani Bein, niby mimochodem, ale ja wiedziałam, że powód mojej wizyty nurtował ją od chwili, gdy tylko mnie ujrzała.

I'm watching you | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz