22.

1.5K 176 24
                                    

— Laur?

Gwałtownie odwróciłam się słysząc moje imię. Za gwałtownie. Skrzywiłam się, czując ból w karku. Zaczęłam go masować i kręcić głową, przeklinając wszystko. Od deszczu, który postanowił padać właśnie teraz, za ciężkiej torby, która wpijała mi się w ramię mimo kurtki, aż po Ruth, która musiała się nawinąć właśnie teraz.

Przybiegła do mnie z przeciwnej strony ulicy, zwinnie omijając kałuże.

— Nie miałam okazji z tobą porozmawiać od czasu imprezy u Meg, a przecież jesteśmy sąsiadkami – stwierdziła, odgarniając mokre włosy z czoła.

— Tak, istne szaleństwo – przerwałam jej, najgrzeczniej jak potrafiłam. Jedyne o czym myślałam to album, który musze dokończyć i deszcz, który z każdą chwilą się nasilał – może wejdziesz do mnie? Mam parę rzeczy do zrobienia.

— Nie chcę ci przeszkadzać – zawahała się.

— Nie zachowuj się jak stara baba – zganiłam ją, jednocześnie śmiejąc się pod nosem. Pociągnęłam ją za rękę w stronę moich drzwi wejściowych.

Od razu po zamknięciu drzwi, ściągnęłam z ulgą mokrą kurtkę i przemoczone buty.

— Daj mi swoje, na kaloryferze szybciej wyschną – wyciągnęłam rękę, w stronę obuwia Ruth, która podziękowała mi szerokim uśmiechem.

— To ja może pójdę już do góry – pomachała ręką w stronę schodów na pierwsze piętro, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

— Jasne.

Zdjęłam torbę z ramienia i położyłam ją pod ścianą, a sama udałam się do kaloryfera na korytarzu, by położyć na nim nasze buty. Stary, sprawdzony sposób. Mimowolnie drgnął mi kącik ust, gdy pomyślałam o przyjemnym cieple, który otuli moje stopy, włożone do takich ugrzanych butów.

Powinnam zacząć zwracać większą uwagę na takie drobne rzeczy. Codzienne sprawy, z których idzie czerpać radość.

Zmarszczyłam brwi słysząc jakieś głosy z salonu. Zajrzałam do pokoju i faktycznie miałyśmy gościa.

— Jess? Co ty tu robisz? – zdziwiłam się, przyglądając się mojej siostrze.

Siedziała na kanapie, przy mamie. Rozmawiały o czymś przyciszonymi głosami, ale przerwały na mój widok.

— Też się cieszę, że cię widzę – uśmiechnęła się, poklepując miejsce obok siebie. Usiadłam więc obok niej, czując, że nie odwiedziła nas bez powodu. Szczególnie, że za dwa dni bierze ślub – wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej...

— Może dlatego, że podłożyli mi dwie żmije w pracy? – wypaliłam opryskliwym tonem, jednak zaraz się zreflektowałam – przepraszam was, ale to był ciężki dzień.

— Jak to? Nie rozumiem – mama spojrzała na mnie pytająco. Była tak samo zdezorientowana jak Jess.

— Jakieś głupie bachory podłożyły pudełko, w którym znajdowały się dwie żmije. Dlatego zwolnili mnie dzisiaj wcześniej z pracy – wzdrygnęłam się mimowolnie na wspomnienie dwóch ohydnych łbów, wypełzających z kartonu. Byłam w stu procentach pewna, że nie zapomnę zbyt szybko tego widoku.

— Co za gnojki – Jess zrobiła się cała czerwona, była oburzona całą tą sytuacją – Macie ich twarze na kamerach? Idźcie na policje, niech bachory odpowiedzą za swoje wybryki. Rodzice na pewno będą z nich zadowoleni...

— Gdyby nie fakt, że padło zasilanie akurat w chwili gdy zostało to podłożone. Nie mamy kompletnie nic – rozłożyłam bezradnie ręce, znów czując nagły przypływ złości. Ten psychopata kiwa mnie jak chce, na wszystkie sposoby, a ja jestem bezradna jak mała dziewczynka. Mogę tylko stać i rozkładać bezradnie dłonie, mam już tego serdecznie dość. Zapadła chwilowa cisza, gdy obie kobiety przetwarzały to co im właśnie powiedziałam – Musze iść, Ruth czeka na górze.

I'm watching you | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz