16.

1.6K 195 19
                                    

Blondynka, skierowała się do pokoju Megan. W pośpiechu nie domknęła nawet drzwi, zostawiając małą szparę, przez którą mogłam obserwować jej dalsze poczynania. Wyjęła telefon i wybrała jakiś numer. Przyłożyła aparat do ucha i zaczęła nerwowo, chodzić po pokoju.

— Niech to szlag – mruknęła, gdy po raz kolejny usłyszała sygnał kończący połączenie. Nie mam pojęcia do kogo usiłowała się dodzwonić i dlaczego ta osoba, zignorowała ją już piąty raz. Jednak interesowało mnie to niezmiernie, dlatego nie zamierzałam odchodzić.

Cecil, usiadła na skraju łóżka Megan i zaczęła ciągnąć, blond kosmyki swoich włosów. Coś było nie tak, była bardzo zdenerwowana. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, co takiego mogło się stać, przez chwilę mojej nieobecności? Nie miałam żadnych sensownych pomysłów.

Wtem, dziewczyna mnie zauważyła. Na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie, pomieszane z poirytowaniem. Prychnęła pod nosem, gdy weszłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie miałam nic do stracenia, skoro i tak już mnie zauważyła.

— Nie uważasz, że odstawiasz lekką hipokryzję? – burknęła — Oskarżasz mnie o śledzenie, twojej jakże zacnej osoby, a sama nie jesteś lepsza.

— Mam dobre powody.

Wyjęłam z kieszeni spodni zapalniczkę i pomachałam nią przed swoją twarzą. Cecil, spojrzała na mnie jak na wariatkę, otwierając szeroko usta.

— No chyba, nie zamierzasz mnie podpalić...

Dźwięk przekręcanego klucza, po drugiej stronie drzwi, dodał tylko dramaturgii. Zaklaskałam w duchu, na tak dobry refleks Evy. A już byłam pewna, że zapomniała o swojej roli w tym przedstawieniu, zajęta romansowaniem z Leo. Na szczęście, pozytywnie mnie zaskoczyła.

Patrzyłam z radością, jak Cecil przełyka nerwowo ślinę. Żywiłam się jej strachem. Chociaż raz, to ja groziłam komuś. Przynajmniej w tamtym momencie, nie byłam w roli ofiary. Tak, ciągłe śledzenie mnie i zastraszanie, w ostatnim czasie, źle działało na moją psychikę.

— Ciebie, może nie – powoli przeszłam, na drugą stronę pokoju. Zaczęłam przejeżdżać dłonią bo białych zasłonach – Ale jestem bardzo ciekawa, jak szybko spłoną, te urocze zasłonki.

— Kompletnie oszalałaś – blondynka wstała, chcąc zabrać mi zapalniczkę, jednak byłam szybsza. Odpaliłam ją, jednym ruchem kciuka, obserwując płomień, który wytworzyła. Grobowa cisza wypełniła całe pomieszczenie, gdy obie śledziłyśmy wzrokiem moją rękę, która prowadziła zapalniczkę koło zasłony, w te i z powrotem.

— Przysięgam, że spale tę budę - zagroziłam – chyba, że odpowiesz na kilka moich pytań.

Zgasiłam zapalniczkę, czekając na reakcję, mojej byłej przyjaciółki. Pokiwała niechętnie głową, przystając na moje warunki.

— Czy to ty, jesteś odpowiedzialna, za te przeklęte wiadomości? – miałam już pewne wątpliwości, więc wolałam zapytać o to, już na wstępie.

Pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Mówiłam ci, że to nie ja kretynko! Mogłabyś przestać być wreszcie, taką pieprzoną egoistką i zrozumieć, że próbuje ci pomó...

— Drugie pytanie! – Zawołałam melodyjnie, kończąc jej wywody — Jeśli nie ty, to kto? Co wiesz na temat tej sprawy?

Przymknęła na chwilę oczy, jakby próbowała się uspokoić. Oczami wyobraźni widziałam jak wskaźnik jej poirytowania, podnosił się góry, z każdą chwilą. Jednak wiedziała, że musi zachować względny spokój, ponieważ miałam zapalniczkę. I byłam nieobliczalna. Przynajmniej, ona tak myślała.

— Niewiele – odparła, w końcu – próbuje to rozgryźć i...

— Trzecie pytanie! – znów jej przerwałam. Miałam dosyć słuchania o tym , jak wszyscy próbują to rozgryźć. Ona, Jeff, Ruth, wszyscy dużo mówili, ale nikt nic nie robił – Do kogo właśnie dzwoniłaś i dlaczego?

— Nie wiem, gdzie jest Alex – do jej oczu napłynęły nagle łzy bezradności, które szybko otarła wierzchem dłoni – Zniknął, a ja boje się, że coś mu się stało. Nie odbiera telefonów, a to do niego niepodobne.

Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Przygryzłam dolną wargę, chowając zapalniczkę do kieszeni. Uznałam, że wystarczy tej zabawy.

— Może po prostu, poszedł się gdzieś przejść? Cecil, on nie ma pięciu lat – zaczęłam na głos się zastanawiać – zresztą, widziałam go przed chwilą. Nie wiem o co się tak stresujesz, ale wyluzuj.

— Nie rozumiesz – jej broda zaczęła się trząść, a ona z trudem nabierała powietrza, do swoich płuc. O nie, tylko nie to. Błagam, nie rycz! — Pokłóciliśmy się, dosyć ostro. A potem on wyszedł, żałuję, że za nim nie pobiegłam.

Odruchowo usiadłam obok niej i objęłam ramieniem. Schowała głowę w zagłębieniu, mojego ramienia, zanosząc się płaczem. Głaskałam ręką jej głowę, czekając, aż się uspokoi.

— Nie potrzebnie dramatyzujesz – stwierdziłam. Mimo tego że, nasze relacje nie były ostatnio najlepsze, Cecil wciąż była dla mnie ważna. Nie mogłam zostawić jej w takim stanie – Chodź, zaraz go znajdziemy.

Złapałam ją za rękę i ruszyłyśmy w stronę drzwi. Złapałam za zimną klamkę i chciałam je popchnąć, jednak białe drewno, było nieustępliwe. Zapukałam trzy razy, chcąc dać Evie znać, że już chcę wyjść. Tak się umówiłyśmy, jeszcze przed imprezą. Jednak czas mijał, a nikt nie fatygował się, żeby nam otworzyć. Zapukałam jeszcze raz. Znowu cisza.

— Eva, otwórz już! – krzyknęłam, mając nadzieję, że teraz będziemy mogły opuścić to pomieszczenie. Nic z tego. Gdzie ta dziewczyna polazła?

Wrzask bólu. Tak głośny, że wpadł do pokoju, nawet przez zamknięte okno. Przez ułamek sekundy, wymieniłam z Cecil przerażone spojrzenia, po czym dobiegłyśmy do okna i otworzyłyśmy je, na szerokość. Bo krzyki, ewidentnie dochodziły z ogrodu.

Wystawiłyśmy głowy na zewnątrz, patrząc z przerażeniem na scenę, która rozgrywała się kilka metrów pod nami. Alex leżał na trawniku, zaciskając zęby z bólu. Po jego czole, spływała czerwona stróżka krwi. Cierpiał.

Obok niego klęczał, ewidentnie zszokowany, Mike. Nie wiedział, czy ma pomóc blondynowi, czy ruszyć w pogodni za chłopakiem w szarej bluzie, z kapturem założonym na głowę, który sprintem oddalał się z miejsca całego zdarzenia. Jeszcze chwila i zniknąłby w mroku ulicy.

— Goń go, zaraz przyjdziemy! – wrzasnęłam, ile sił w płucach. Chłopak uniósł głowę, patrząc na mnie.

— No już! – dodałam, na co wreszcie się ruszył, w pogoni za, jak mniemam, oprawcą.

Pociągnęłam Cecil za ramię, wchodząc w głąb pokoju.

— Musimy wyważyć drzwi , na trzy.

Blondynka cała się trzęsła, nie była w stanie wydusić z siebie pojedynczego słowa.

— Anderson, do cholery! Nie ma chwili do stracenia, rozumiesz? – potrząsnęłam ją, niezbyt delikatnie, chcąc przywrócić jej trzeźwość myślenia. Jęknęła i kiwnęła głową, a na jej twarzy pojawiło się zdeterminowanie.

Odwróciłyśmy się w stronę drzwi. Zaczęłam głośno odliczać. Na trzy, ruszyłyśmy biegiem w ich stronie, napierając całym ciężarem swojego ciała. I chociaż mój bark, zabolał mnie cholernie mocno, nic się nie wydarzyło. Powtórzyłyśmy całą czynność jeszcze raz. I kolejny. W końcu nieustępliwa powłoka, wypadła z zawiasów, a my ruszyłyśmy biegiem przed siebie, nie zważając na siniaki, które na pewno właśnie formowały się, na naszych obręczach barkowych.

Pokonywałyśmy po trzy schody na raz. O mały włos, nie skręciłabym kostki. Wypadłyśmy, jak huragan, do ogrodu, przetrącając ludzi dookoła.

Wokół Alexa, zebrało się już niezłe widowisko. Krąg wystraszonych ludzi, całkowicie nam go zasłaniał. Zaczęłam się przez nich przepychać, ciągnąc Cecil za rękę. Gdy w końcu się do niego dopchałyśmy, poczułam jak sztywnieję. Bo wcale nie wyglądał lepiej z bliska.

I'm watching you | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz