Rozdział 3

1.7K 63 0
                                        

Hope cięła bronią we wszystkich kierunkach na których pochylał się Ray.

-Nie to jest chore!-Krzyknęła i z obroty cięgła go w bok za wolno zdążył uskoczyć.

-Niech to szlak.-Obróciła się kiedy zaczął wokół niej krążyć trzymając miecz nisko.

Przegram chyba, że ...

Doskoczyła do niego.Zakręcił nią i przycisnął do siebie.Poczuła jego twardy brzuch.

Zaczęła kręcić biodrami zdezorientowany chłopak poluźnił ucisk złapał ją za biodra upuszczając broń  wtedy Hope złapała jego barki i przerzuciła go przed siebie.

Leżał na plecach przed nią.

-1:0 dla mnie.-Uśmiechnęła się i zabrała po drodze czarną kurtkę.

-Co tu robisz?To moja...

-Trofeum.-Zarzuciła ją sobie przed ramię i zanim zdążył ją złapać uciekła z sali.

-Zarzuciła ją sobie przed ramię i zanim zdążył ją złapać uciekła z sali

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zaczęła biegnąć po polanie nie minęło dobre 10 km miała już dość.

-Dawaj jeszcze 20...-Darian biegł przed nią.

Jak to możliwe ?

Już zaczęła zwalniać kiedy dostrzegła wkurzonego Raya.

Przyśpieszyła wyprzedziła nauczyciela który aż się zatrzymał.

Obok niego przebiegł Ray.

Hope wiedziała, że nie ma już szans.Strach ją ogarnął.Obróciła się i zobaczyła, że już prawie  ją ma jeszcze metr.Doścignął ją.

Sądziła, że coś jej zrobi , ale chłopak stał zdziwiony i zszokowany ciężko oddychając.

Oparł się o drzewo i patrzył na nią tak wydawało się Hope.

Poprawiła  jego kurtkę na sobie.Obróciła się przed nią stał Cońe.

-Synu..

-Nie mów tak do mnie.

-Jesteś moim dzieckiem.

-Czy rodzic zrobiłby coś takiego.

-Wiesz, że to było konieczne...każdy to przechodzi...

-Czasy się zmieniają.

-Ale metody nie.

-Czyli Hope też zamierzacie to zrobić.

-Jeżeli ma stać się łow...

-Nie.

-Nie wcale nie musi.

-Ray wiem, że masz do mnie żal...

-Żal...nie to nie żal..tylko nienawiść...czysta nienawiść...gdyby nie to, że mam 19 lat już dawno by mnie tu nie było.

-Posłuchaj mnie.

-Lepiej ty mnie...jeszcze niecały rok  i mnie tu nie będzie nie próbuj mnie nawet szukać...bo nie będę za siebie ręczył.Hope idzie ze mną.

-Nie pójdzie.

-Może nie będzie chciała....

-Jej ojciec wydał rozkaz...

-Co z tego?

-To król..ona jest księżniczką...nie licz na coś więcej..będzie łowcą, ale nigdy nie będzie dla ciebie kimś więcej..pogódź się z tym Ray...za wysokie progi...zrozum to...-Zniknął  w ciemnościach.

Cońe westchnął i przejechał ręką po twarzy.

-Nie chce żebyś przechodził przez to wszystko...-Ruszył.

Hope stała oniemiała.

Poszła do szkoły.

Chciała przywitać się, ale nikt jej nie odpowiedział.

Pomyślała, że może mają jej już dość.

Poszła do pokoju i położyła się.

Zamknęła oczy, a przed oczami miała twarz Raya kiedy jego ojciec mówił mu takie rzeczy.

Jak on mógł coś takiego mu powiedzieć?

-Hope zniknęła!-Ktoś krzyknął.

Otworzyła oczy.

Weszli do pokoju.

-Nie ma jej....

-Ej!Jestem tutaj!-Podniosła się, ale ich nie było.

Przez okno widziała jak jadą do lasu.

Przecież tam jest niebezpiecznie.

Wstała i szybko ruszyła za nimi.

Wzięła konia i wsiadła na niego.

-Jedź!-Goniła za nimi.

-Oski jedzie..-Obrócili się.

-Co on tu robi?

-Pewnie przyleciał za Danną.-Zatrzymali się.

Złapali jego uprząż.

-Co jest...-Hope pociągnęła ją do siebie.

-Co to jest?-Wyciągnęli broń i podeszli do niej.

Otoczyli ją.

Przewrócili ją z siodła.Cicho jęknęła kiedy zderzyła się z Phle.

-Tutaj coś jest.-Zaczęli chodzić i dotykać wszystkiego kiedy Cańe dotknął jej ramienia westchnął.

-Hope...

-Dlaczego wyruszyliście w lat?

-Sądziliśmy, że za bardzo się rozkręciłaś z biegami.-Podniósł ją.

Walnęła go.

-Jak mogłeś mu to powiedzieć!Mnie szukacie, a Ray nie boicie się o niego..coś mu może się stać...-Prychnęli.

-Jest tutaj odkąd skończył 10 lat...spędził tu mnóstwo czasu..zna każdy zakamarek tego lasu bardziej bał bym się o to co tam żyje kiedy on tam jest niż o Raya...umie świetnie władać bronią.

-Tak jak jego ojciec..

-Jak śmiesz się zwać ojcem...to co mu powiedziałeś...

-CO powiedziałem?

-Że ojciec mnie tu przysłała abym stała się łowca...bzdura chciał abym się wyszkoliła...za wysokie progi tak...żałosne.-Obróciła się na pięcie.Wsiadła na konia.

-Następnym razem wymyśl coś lepszego, bo mnie to zaczyna  bawić.-Ruszyła w drogę powrotną, a za nią kilka kilometrów jechali łowcy.

Wróciła.Ray siedział na ławce i przeglądał coś.

Hope stanęła zdziwiona.

-Cześć....-Nie odpowiedział odkąd przyszła nie podniósł na nią wzroku.

To bolało.

-W porządku...-Ściągnęła jego kurtkę i położyła ją obok niego.

Nawet kiedy ich  dłonie się ze sobą  zetknęły obrócił się do okna.

Weszła po schodach do siebie.

Czuła na sobie jego wzrok.Zamknęła się w pokoju.Oparła dłonie o ścianę.

Dlaczego to mnie spotyka..

Zamknęła oczy chcąc powstrzymać napływające łzy.

Poczuła ciepłą ciecz na policzkach i już po chwili cichy płacz wyrwał się z jej ust.


HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz