Rozdział 4

1.2K 69 0
                                    

Hope siedziała przy stole naprzeciwko Raya.

To się nazywa mieć pecha.

W ogóle nie zwracał na nią uwagi.

Brunetka powoli się do tego przyzwyczajała.

Cońe spoglądał na nich znad swojego talerza.

Policzek miał opuchnięty.Heninng przybiła sobie piątkę mentalnie.

Jakim prawem go tak traktował?

To jego syn.

Wstała od stołu.

-Dziękuje muszę już iść.-Jego wzrok szybko mignął jej.

-Trening za pięć minut...z Rayam..-Odparł Lennox.

Wyszła z sali.Wzięła głęboki wdech i wyszła na zewnątrz.

Usiadła przy schodach i schowała twarz w dłoniach.

Umiarkowanie brała wdechy i wydechy.

-Już pora.-Usłyszała przy uchu.

Podniosła wzrok.

Pochylony nad nią stał Ray.Kiedy otworzyła usta podniósł się.

-Pora  zaczynać.

Szli korytarzem kiedy Ray obrócił się do niej i przypiął ją do ściany.

-Co ty robisz?

-Muszę...chociaż raz..-Zaczął ją całować.

-Czy..-Korytarzem szedł Phie.

-Co tu się wyprawia?

-Idziemy na trening.-Sapnął Ray.

-Widzę, że czasy się zmieniają...kiedyś to się szło jeden za drugim do sali..a nie przyciskało się do ściany..-Pogroził palcem i zniknął za drzwiami.

-Hope...-Odsunęła się i ruszyła do sali.

Ustawiła się naprzeciwko niego.

-Nie uderzę kobiety...

-To dobrze się składa..będę miała przewagę.

Kopnęła go w rękę potem w brzuch kiedy chciał ją złapać obróciła się i przerzuciła go wokół własnej osi. 

Wylądował na ziemi.

-Nie masz ze mną szans.-Wstał i rzucił się na nią.

Złapał ją za ramiona i walnął o ścianę.

Stała przytrzymana  przez niego.

-Puszczaj mnie, bo pożałujesz...

-Już nie jesteś taka twarda...-Szepnął do jej ucha.

Obróciła się szybko i wbiła kolano w jego kroczę.

Opadła na kolana z głośnym jękiem.

-Jednak nie jesteś taki twardy.-Uśmiechnęła się i wyszła z sali.

Na korytarzu spotkała nauczycieli.

-Witam...

-Hope musimy z tobą porozmawiać to pilne ...

HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz