Rozdział 15

771 35 0
                                    

Hope otworzyła oczy i rozejrzała się.Obok niej spał Sean.

Szybko wstała z łóżka.

-Dokąd to się wybierasz?-Stanęła jak wryta kiedy poczuła ciepłe ręce, które ją oplątały.

Nie mogła nic powiedzieć.

-Hope..-Schował twarz w jej szyi.

-Tak bardzo chciałem cię poznać...-Oderwała się od niego.

-Że co proszę?!-Odsunęła się.

-Hope od kilku lat marzyłem o tym spotkaniu...

-Jesteś chory...!-Trzasnęła drzwiami.Zbiegała na sam dół kiedy coś ją złapało.

-Puszczaj mnie!

-Nie.

-Po co ci to wszystko było!?

-Chciałem być blisko ciebie Hope...już od chwili kiedy mi o tobie powiedziano...potem kiedy cię zobaczyłem..

-Nie istnieje miłość od pierwszego wejrzenia!

-Będąc małym dzieckiem zgubiłaś się w lesie..gdy bawiłaś się z bratem..

-Skąd to wiesz...

-Byłem tam..Hope byłem tym chłopakiem...

Nie to nie może być on ..Sean to wcale nie tak rzadkie imię.

-Nie...

-Każdego dnia od tamtej chwili myślałem o tobie...o tym wszystkim..

-Masz naprawdę problemy!-Zerwała się i wybiegła z domu.

Schowała się w koronach drzew.

Przyłożyła kolana pod bodę.

Kiedy obok niej przebiegł oparła głowę o konar.

To nie mógł być ten sam chłopak, którego wtedy poznała on był inny.Nie zabijał z zimną krwią on by nikogo nie skrzywdził.

Zamknęła oczy.

-Hope..-Wstrzymała oddech.Obróciła się.Zobaczyła jakieś ciemne oczy po chwili z gałęzi wyłoniła się wielka papuga.

-Gdzie jesteś?!Hope!-Wołała.

-Hope!Znajdę cię i tak!-Krzyczała.

-Co do...-Poczuła jak coś po niej spływa.

Sapnęła krew płynęła po jej ręce.

Papuga otworzyła dziób.

Rzuciła się na nią z krwiożerczym wyrazem twarzy.

Cichy pisk wydobył się z ptaka.

Opał na ziemię.

Hope próbowała opanować się.

-Nic ci nie jest?-Sean stał nieopodal niej trzymając broń.

Jak to się stało, że była taka słaba.

Zeszła na ziemię.Złapał ją i zaniósł do siebie.

Leżała w ciepłym łóżku.

-Nie dasz mi się cię opuścić.

-Nie pozwolę ci na to...

-Szkoda...chciałam mieć normalne życie.

-I tak nie będziesz jego miała.

-Dlaczego tak mówisz?

-Zostałaś obiecana łowcy...sama nim zostałaś...przeszłaś wszystkie szkolenia?

-Sama nie wiem w jaki sposób dałam radę skoro na nic mi się to nie przydaję tutaj.Jestem za słaba.

-Nie jesteś.

-To dlaczego nie wiem co robić...

-To normalne każdy tak się zachowuje gdy się boi..robi to albo się chowa...nie byłaś chowana w ciągłym lęku..po co zostałaś łowcą...

-Ojciec chciał..abym się uwolniła od mojego przyszłego męża.-Spojrzała w jego oczy.

-Oo.-Usiadł obok niej.

-Chyba nie jestem taki straszny co?

-Chyba nie...

-To dobrze.-Wyszedł.

Opadła na poduszki i zasnęła.

Obudziły ją jakieś krzyki.

Szybko wstała i ruszyła za nimi.

Stanęła jak wryta gdy zobaczyła  krew płynącą pod drzwiami.Starała się nie krzyknąć.

Wzięła pistolet i otworzyła drzwi.

Na ziemi leżało zmasakrowane ciało..nie mogła poznać jakiej było płci.

Powstrzymała gorzkie łzy.

Podniosła wzrok gdy coś usłyszała.

Przed nią stał Sean.

-Kim ty jesteś?!-Warknęła.

Cały był we krwi.

-Kimś kogo powinnaś się bać.-Zaczął do niej podchodzić.Podniosła pistolet i wymierzyła w niego.

-Nie podchodź!

-I tak cię nie posłucham!-Stanął przed nią.

Trzymała broń na jego piersi.

-Dalej!Zabij mnie!Przecież o to ci chodziło co?Chciałaś zabić morderce!

-Przestań, bo naprawdę to zrobię!

-Dawaj!Zrób to!-Zamknęła oczy i coraz ciężej oddychała.Z jej oczy leciały łzy.

Nie była przyzwyczajona do takiego życia.

Teraz żałowała, że w ogóle udało jej się przejść szkolenie, może to był fart, a może zbyt łatwo mnie potraktowali?Myślała.

-Dlatego kobieta nie powinna walczyć, a tym bardziej być wojownikiem.-Odebrał jej broń i pchnął ją na ziemię.

Widziała jego ciemne oczy i szyderczy uśmiech kiedy mierzył do niej.

-Jesteś zbyt słaba..Księżniczko.-Serce biło jej tak szybko jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.

-Czyżbyś się bała?Wasza Wysokość?!-Krzyknęła kiedy padł strzał.

Otworzyła oczy kiedy niczego nie poczuła.

-Nie tym razem..-Rzucił w jej kierunku broń.


HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz