Rozdział 7

1.1K 56 0
                                    

Hope siedziała na ławce i patrzyła w dal.

-Tęsknie za tobą..tato..-Szepnęła cicho.

Objęła się ramionami  mimo, że była jesień nadal było ciepło.

Do lata Hope będzie przechodziła szkolenie, które z dna na dzień coraz bardziej ją przerasta.

Nie spodziewała się, że łowcy mają tak surowe i brutalne nauczanie.

Przypomniała sobie jak była mała co jej ojciec  mówił.

-Nigdy przenigdy Hope nie pozwól aby ktoś cię zmienił jesteś wspaniała taka jaka jesteś.

Teraz zaczynała wierzyć, że jej charakter na nic się tu zda...prędzej czy później zostanie złamana.

Oni tylko na to czekają...aż się w końcu podda..upadnie i nie wstanie.

Oto tutaj chodziło...aby już nigdy nie poznała smaku wygranej.

aby już nigdy nie poznała smaku wygranej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hope trenowała całą zimę...wiosnę..lato było pestką w przeciwieństwie z tym co przeszła parę miesięcy temu.

Obecnie.

Brunetka biegła już dobrą godzinę zatrzymała się i obróciła.

-Nie dajesz już rady?-Zaśmiała się.

Darian nie mógł złapać oddechu.

-Już mnie ..prześcignęłaś...-Westchnął.

-Nie mogę w to uwierzyć!

-Ja też nie..jeszcze nie dawno chciałam się poddać.

-Poddałaś się, ale wstałaś i tak kilka razy.W końcu udało ci się przejść trening...

-Daj spokój to dopiero rozgrzewka.

Wrócili późnym wieczorem do szkoły.

Hope zamknęła się w pokoju.

Widząc Raya od razu zmieniła kierunek.

To nie tak, że się go bała..albo coś tylko nie zamierzała się widywać z kimś kto uważa ją za nieprzystępną...cnotliwą królewnę.

-Hope.-Trzasnęła drziwami.

Stanęła przy oknie i obserwowała jak Cońe gania Phie po lesie z kijem.

Uśmiechnęła się.

Tak to wszystko zapamięta.

Tych wariatów...niezwykłe konie, które potrafiły przedostać się przez wszystko...

Doga niemieckiego, którego pokochała tak bardzo, że aż poczuła skurcz na myśl, że ma to zostawić.

Coś zaszurało w drzwi.

Otworzyła.Obok niej mignęła brązowa plama.

-Balto...co ty robisz?-Pies rozłożył się na całym łóżku.

Usiadła.Położył głowę na jej kolanach.

-Jeszcze niedawno byłeś taki mały...a może to ja się zmieniłam..-Pocałowała go w ucho.

-Będę za tobą tęsknić..-Westchnęła i położyła się.Poczuła ciepłe ciało na sobie.

Zgasiła lampkę i zamknęła oczy.

Obudziła się z samego rana.

Przebrana w nowe ubrania zeszła do swoich opiekunów.

-A więc to już czas...-Podał jej teczkę.

Otworzyła ją.

-To są żarty?To wszystko..-Walnęła ją o stół.

Na kartce widniało...

Sean Sullivan

-To tyle wy naprawdę...

-Morderstwa...trzeciego i drugiego stopnia na trzynaście znaleźli  tylko trzy ciała.

Hope zadrżała na wspomnienie jego uśmiechu w korytarzu.

-On mnie zabije.

-Nie.Jesteś wyszkolona na tyle aby nie dać się zabić...jak na razie...musisz wykorzystać swoją wiedzie i umiejętności.

-Wtedy go załatwię.

-Wtedy nie zginiesz...zabicie jego to nie lada wyzwanie.

-Dlaczego ja?

-Jesteś córką Branta...wnuczką Jeffa...prawnuczką Finna...czy to nie wystarczająca odpowiedź...

-Mój brat...

-Jest przyszłym królem...nie uważasz, że to by źle wpłynęło na jego kartę takie oto przestępstwo...

-Na moje nie wpłynie...

-Im lepiej wykonasz zadanie tym lepiej dla ciebie.

-Nie jestem płatnym mordercom.

-Wyświadczysz światu przysługę...będzie o jednego mniej...-Kiwnęła głową.

-Od czego mam zacząć?

-Przejedziesz miasto...wypytasz się...

-W porządku...-Wstała.

-CO robisz?

-Nie traćmy czasu na pogaduchy..

-Już to lubię.


HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz