Victuuri shiper melduje się na postrunku

836 55 7
                                    

Cześć wam :) Kontynuujemy cukrowanie level anacoccus :D Mimo złego humoru i natłoku obowiązków, kiedy w grę wchodzi Victuuri, od razu się uśmiecham i wrzucam rozdział bez żadnego złego odczucia, że w tym czasie powinnam się uczyć :P. Kto jeszcze tak ma ? :D Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie się spodobało i ktoś miał jakąkolwiek przyjemność z czytania moich wypocin.
Zapraszam do czytania! :*


Rano obudził mnie budzik. O dziwo Victor się nie obudził. Czas na nasze poranne bieganie. Najwyższa pora wrócić do naszej wcześniejszej rutyny. Odgarnąłem srebrną grzywkę z czoła i ucałowałem je. Makachin, obudzony moim ruchem, zeskoczył z naszych nóg i podreptał z pewnością do kuchni do swojej miski.

-Victor, obudź się. Idziemy biegać. – Szepnąłem, a jemu nawet nie drgnęła powieka. Znów go pocałowałem tym razem w skroń, potem w policzek, żuchwę, nos, a na końcu usta. Mruknął sennie. Poczułem jak kładzie mi dłoń na karku i łapie w garść moje włosy. Chyba się uśmiechnął, ale nie jestem pewien. Wsunąłem mu lekko język między zęby, przez co jęknął cichutko. Po chwili odsunąłem się od niego, na co wydał z siebie dźwięk wyrażający wielkie niezadowolenie. – Dzień dobry kochanie. – Uśmiechnąłem się na widok jego zawiedzionej miny. Na szczęście znów się rozchmurzył na słowo kochanie.

-No cześć. – Uniósł cwaniacko brew, co nigdy nie wróżyło nic dobrego. Poczułem, że lecę na plecy. On położył się między moimi nogami i mocno wpił się w moje wargi. Pisnąłem zaskoczony. Dał mi na chwilę złapać oddech. – Pokażę ci jak powinien wyglądać całus na dzień dobry. – Mruknął mi do ucha.

-Vic mhmmm...nn. – Znów zaatakował moje usta. Kiedy tylko lekko je rozchyliłem, wtargnął do niech swoim językiem doprowadzając mnie na granice szaleństwa. Do tego jego ręce dotykające mojego ciała, jego ciężar i oszałamiający zapach... Zabiję go... Jęknąłem, kiedy lekko zacisnął rękę na moim tyłku. Nie myślałem, że to może wywołać taki dreszcz. Czułem, że zaczyna brakować mi tlenu, ale olać to, właśnie całuje mnie najpiękniejsza istota na świecie i mężczyzna moje życia w jednym. Co nie zmienia faktu, że kiedyś perfidnie uśmiercę tego padalca. Nie czuję się gotowy na... no dobra powiem to..na sex. Nie wiem, dlaczego, po prostu nie czuję, że to ten moment, a on cały czas sprawia, że mam chęć błagać go o to. W końcu odsunął się ode mnie.

-Mniej więcej tak się to robi. – Uśmiechnął się oblizując wargi. Dlaczego on musi być tak nieprzyzwoicie seksowny?.. To powinnoś podlegać, pod, co najmniej kilka paragrafów. Już dawno powinni go aresztować. Ledwo opanowałem jęk, kiedy przypadkiem, poruszając biodrami otarł się o moją nabrzmiałą już męskość. „Jak ja cię nienawidzę wiesz?" Pomyślałem. Nie mogłem wydusić słowa, bo jedyne zdanie, jakie mi się teraz nasuwa to „ Bież mnie Vitya." Także, lepiej zachować milczenie. Kiedy mnie uwolnił muskając delikatnie moje usta, ruszyłem do łazienki w trybie expres. Tam wskoczyłem pod prysznic zamykając wcześniej drzwi. Zbyt często ostatnio jestem w takim stanie. Pojękuję cicho, tłumiąc te dźwięki dłonią, drugą dając upust pożądaniu. Gdyby Victor wiedział, co sobie w tej chwili wyobrażam dostałby, co najmniej migotania komór. W końcu moje napięcie opada. To uczucie, które miałem teraz było niczym w porównaniu z wczorajszym, ale mówi się trudno. Ogarnąłem się trochę i udałem do pokoju, gdzie ubrałem sportowy strój. Potem zapukałem do pokoju Victora.

-Vitya, idziemy biegać? – Spytałem. Wtedy omal nie dostałem zawału. Srebrnowłosy wystrzelił z pokoju niczym śrut z dwururki i rzucił się na mnie.

-Aaaaaaaaaaaaaawwww Yuuri!!! – Krzyknął, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. – Jak uroczo mnie nazywasz. - Jarał się jak Jurio kotem. Przewróciłem oczami. Zwróciłem uwagę, że ma sobie strój sportowy.

Z pamiętnika Yuuriego i VictoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz