Witam! Proszę mi wybaczyć te długie przerwy między rozdziałami, ale praca nie daje mi żyć. Dolegliwość Yuuriego w tym rozdziale dokuczała mi ostatnie kilka dni, tak że w końcu przelałam część irytującej przypadłości na Bogu ducha winnego Yuuriego, ale może mi wybaczy, kiedy karzę Victorowi, go reanimować :P
Zapraszam do czytania :)
W końcu udałem się do swojego pokoju. Victor pewnie gdzieś polazł. On nigdy nie może usiedzieć sam na miejscu. Od razu zasłoniłem okna, bo ostre światło potęgowało ból. Makachin pisnął nieszczęśliwie i liznął mnie w dłoń. Pogłaskałem puchata głowę. Jak to jest, że zwierzęta zawsze czują jak coś ci dolega?
-Proszę Makachin bądź cicho. – Poprosiłem psa. Jego piski wbijały mi kołki w mózg. Sięgnąłem do szafeczki nocnej, gdzie miałem silne leki przeciwbólowe i wodę. Wziąłem wielgachną, białą tabletkę. Zapewne się po niej uśpię, ale nie wytrzymam już dłużej. Kładę się na boku i modlę, żeby nie zwymiotować dopiero wziętej tabletki. Pudel położył głowę na łóżku i patrzył na mnie nieszczęśliwie. Przesunąłem się lekko i przywołałem go. Z ochotą wielkie psisko przytuliło się do mnie użyczając swojego ciepła. Skuliłem się i czekałem, aż ból minie. Nie mogłem uleżeć spokojnie. Zmieniałem pozycje, wierciłem się, czasem wymsknął mi się jęk bólu. Bolało coraz mocniej, zamiast przechodzić. Zawsze źle znosiłem ból głowy, a ten migrenowy jest najgorszy. (Jak ja cię rozumiem prosiaczku :( dop. aut.) Makoś w końcu zeskoczył z łóżka. Pewnie go zdenerwowałem tym kręceniem się. Pies oparł łapki o łóżko i piszczał trącając mnie zimnym nosem. Wybacz piesku, ale nie pogłaszczę cię i błagam przestań piszczeć, bo będę zmuszony kazać ci się zamknąć do cholery! Kurna, niedobrze mi. Szybko wstałem i pobiegłem do łazienki na ślepo. Jakoś udało mi się nie zabić. Ból się spotęgował przez gwałtowne ruchy, ale i tak już się nie powstrzymam. Powitałem z powrotem mój dzisiejszy obiad. Pies stał przerażony, aż w końcu wybiegł z łazienki. Nie zwróciłem na niego uwagi. W końcu nie miałem już czym wymiotować. Zmusiłem się do wstania z klęczek i przepłukania ust, po czym opadłem znów na kolana i złapałem za głowę. Ciche jęki bólu mieszały się z cichym pociąganiem nosem. Kiwałem się jak dziecko z syndromem sierocym modląc się o ulgę. Nie zarejestrowałem nawet powrotu Makachina, który zawył żałośnie. Chyba ktoś za nim przyszedł.
-Yuuri?! – Słyszę, ale nie reaguję. Ktoś bierze mnie na ręce. Potem chyba położył mnie na łóżku.- Yuuri co ci jest? – Usłyszałem przerażenie. Podniosłem oczy na Victora, który klęczał przy łóżku trzęsąc się jak osika.
-Daj mi moje leki. – Wyjęczałem łykając łzy. On zrozumiał, o co chodzi, bo zaraz wziąłem drugą tabletkę, po czym zostałem mocno przytulony. Leżałem na Victorze zaciskając mocno w pięściach jego koszulkę. Victor był przerażony, bo dosłownie wiłem się z bólu. Po 10 a może 15 minutach tej agonii ból zaczął ustępować. Byłem wykończony, nadal leżałem na klatce piersiowej srebrnowłosego oddychając głęboko. Bałem się poruszyć w obawie, że ból wróci.
-Już ci lepiej Yuuri? – Usłyszałem niepewne pytanie.
-Hai. – Odpowiedziałem.
-Co się stało? – Spytał.
-Nic, po prostu miałem kolejny napad migreny. Nic groźnego. – Mówiłem cicho, bo każdy głośniejszy dźwięk wbijał szpilkę w moją głowę.
-Ty chyba oszalałeś. Nikogo normalnie głowa nie boli aż tak bardzo. Przecież ty dosłownie jęczałeś i wiłeś się z bólu. – Warknął srebrnowłosy przez zaciśnięte zęby.
-To od wypadku Vitya. Lekarz mi mówił, że muszę być na to przygotowany. Dzisiaj niestety za późno wziąłem tabletkę i ból za bardzo się spotęgował. – Westchnąłem głęboko zmęczony mówieniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/103912232-288-k516306.jpg)
CZYTASZ
Z pamiętnika Yuuriego i Victora
FanfictionYuuri i Victor spędzają lato w Hasetsu w domu rodziny Katsukich. Czy ich relacje rozwiną się w coś silniejszego, czy może coś się popsuje? Jaki wpływ na to będzie miała przeszłość Victora? A co jeśli któremuś z nich coś się stanie? Jak potoczą się i...