Rozdział 5

9.1K 435 154
                                    

Wstałam wczesnym rankiem. Otworzyłam taras. Uderzyło mnie zimne powietrze. Postanowiłam, że przewietrzę cały pokój, a sama poszłam się wykąpać. Ubrałam się w moją ukochana bluzę od mamy. Zeszłam na dół. Stark leżał na kanapie z pustą butelką po szkockiej w ręce. Spojrzałam na niego z litością w oczach i poszłam do kuchni. Zrobiłam jajecznicę z pomidorem i kilkoma innymi rzeczami. Poprosiłam JARVIS'a żeby obudził Tony'ego, a ja poszłam do pokoju po telefon, ale nie mogłam go znaleźć, więc wróciłam na dół. Tony siedział już na kanapie z głową w dół. Chyba szkocka mu zaszkodziła. Uśmiechnęłam się w duchu.

-Hej, wcześnie wstałaś.-powiedział na przywitanie.

-Nie mogłam wysiedzieć w łóżku. Ale jak widzę ty też skoro spałeś w salonie.

-Tak jakoś wyszło.-uśmiechnął się

-Zrobiłam śniadanie, jeżeli masz ochotę.

-Bardzo chętnie.

Usiedliśmy do śniadania. Z tego, co widziałam jajecznica mu smakowała. Nie rozmawialiśmy ze sobą podczas jedzenia. Chyba sądził, że spałam kiedy mówił mi o swoich uczuciach. Skończyliśmy jeść i usiedliśmy w salonie. Nadal zastanawiałam się, czy powiedzieć mu coś, co leży mi na sercu, ale oczywiście dusiłam w sobie wszystko.

-Nie wiesz gdzie przypadkiem jest mój telefon? Znowu coś się z nim stało i chciałam go naprawić.-zapytałam

-A tak, wiem, że się zepsuł. Kupiłem ci nowy.-powiedział podając mi pudełko z nowiutkim smartphon'em.

-Jejku, naprawdę dziękuję, ale przecież naprawiłabym telefon.

-Ale chciałem zrobić Ci prezent.

-Dziękuję-powiedziałam i uściskałam go.

-Dzisiaj miałaś mieć lekcje w domu, ale jak chcesz możemy je odwołać.-powiedział.

-Nie, niech będą dzisiaj. O której?

-Za dwie godziny przyjdzie pani Curtis. W tym czasie będę w warsztacie. Jeżeli chcesz lekcje możesz mieć w bibliotece albo u ciebie. Jak wolisz.

-Chyba wolę bibliotekę. W otoczeniu książek lepiej mi się skupić.

-Tak, to tłumaczy twoją ogromną biblioteczkę w pokoju.

-Nie jest ogromna. To tylko połowa tego, co czytałam lub chciałam przeczytać.-powiedziałam

-Czyli ile masz tych książek? -zapytał z przekąsem

-Koło 100

-Dokładnie 568-powiedział JARVIS

-Oj tam...-westchnęłam.-idę się szykować do zajęć.

-Ja idę do warsztatu. Jakby coś się działo to przyjdź.

Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Trochę szkoda, że nie powiedziałam co mnie męczy, ale może będzie na to czas. Znalazłam jakiś pierwszy lepszy notatnik i parę długopisów. Pomyślałam, że ubiorę się jakoś bardziej porządnie na lekcje z panią Curtis. Spojrzałam do szafy: dresy, rurki, jeansy i t-shirty. Nie miałam nic odpowiedniego. Na dole szafy leżał karton od mamy. Nie otwierałam go od przyjazdu. Otworzyłam pudełko i na samym wierzchu leżała sukienka, którą dostałam od mamy przed jej ostatnią misją. Była zwykła, taka domowa. Nie nosiłam sukienek od paru lat. Wyjęłam ją i ubrałam, do tego ubrałam czarne kolanówki i lakierowane czarne jazzówki. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam naprawdę ładnie. Sukienka była z lekkiego materiału i była dość opięta, ale przy mojej figurze nie wyglądała źle. Mama zawsze mówiła mi, że jestem bardzo chuda, ale za to miałam świetną kondycje. Biegi i podciąganie na drążku (przynajmniej 200 powtórzeń) to nie problem. Zabrałam zeszyt i zeszłam na dół czekać na nauczycielkę. Dziwnie czułam się w sukience... miałam jeszcze godzinę, więc postanowiłam zejść do warsztatu. Porządek z tamtego miejsca bardzo szybko znikał. Wszystko leżało gdzie popadnie, a Tony grzebał coś w jednym ze swoich samochodów. Podeszłam do niego i patrzyłam co robi.

-Coś się zepsuło?- zapytałam

-Tak chyba alternator.-powiedział, i spojrzał na mnie-ładnie wyglądasz-uśmiechnął się

-Dziękuję-zawstydziłam się odrobinę nikt nigdy chyba nie widział mnie w sukience, nie licząc mamy-Co będziesz robił wieczorem?

-Jeszcze nie wiem, pewnie będę w warsztacie.

-Aha...

-Chyba, że masz jakieś plany.-powiedział odkładając narzędzia.

-Nie... Chciałam trochę pogadać...albo gdzieś iść.-powiedziałam

-Możemy wybrać się na wycieczkę do mojej firmy jeśli chcesz, ale wtedy wszyscy będą już wiedzieć kim jesteś. A nie chciałaś, tak od razu...-nie dokończył, bo mu przerwałam.

-Możemy iść. Chętnie obejrzę Avengers Tower.

Uśmiechnęłam się i poszłam na górę. Prawdę mówiąc nie śpieszyło mi się tam, ale taka okazja może się znów nie powtórzyć.

Zajęcia minęły szybko, nudziłam się tak samo jak w szkole, ale nie było przynajmniej innych uczniów. Po obiedzie, który zjadłam sama, miałam jechać na „wycieczkę" po firmie ojca. Tony stwierdził, że będzie lepiej jechać wcześniej. Spakowałam moją podręczną torbę i zeszłam do salonu. Zaczęłam się denerwować... A co jak wszyscy będą mnie o wszystko wypytywać? Co ja wtedy powiem?

Zeszliśmy do garażu i wsiedliśmy do auta. Miałam się przebrać, ale uznałam, że mogę iść w tej sukience, chociaż czułam się w niej jak idiotka. Pojechaliśmy na lotnisko i wsiedliśmy do jego samolotu. Będę lecieć samolotem dopiero drugi raz. Lot miał być długi, więc zaplanowaliśmy noc w Nowym Yorku. W drodze rozmawialiśmy o tym jak przebiegły moje lekcje, o pracy Tony'ego w warsztacie i temat zszedł na moją mamę...wiedziałam, że prędzej czy później będzie trzeba porozmawiać.

-Tęsknisz za mamą?-zapytał w połowie drogi

-Niestety tak... ale mam nadzieję, że niedługo będzie już lepiej.-odpowiedziałam

-Ja też-uśmiechnął się i spojrzał na mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Dobrze, że nie wie jaka jestem naprawdę...znienawidziłby mnie albo zostawił.-jest coś o czym chciałaś porozmawiać?-zapytał gdy byliśmy prawie na miejscu.

-Nie wiem czy... Nie chce na razie o tym rozmawiać.-spojrzałam za małe okienko.

-Dobrze. Zaraz będziemy na miejscu.

Podjechaliśmy pod Avengers Tower i wysiedliśmy z samochodu. Zaczęło mnie skręcać w żołądku. Ubrałam bluzę mamy, bo zrobiło się chłodno i rozejrzałam się dookoła. Miasto było tętniące życiem. Weszliśmy do środka. Wzięłam głęboki oddech i naciągnęłam rękawy bluzy po czubki palców. 

𝒁𝒂𝒈𝒖𝒃𝒊𝒐𝒏𝒂 (Część 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz