Rozdział 31

1.2K 58 4
                                    

Światło wpadające przez odsłonięte zasłony raziło mnie w oczy, kiedy stopniowo odzyskiwałem świadomość. Mój mózg był zamglony i gęsto zamazany, pulsował boleśnie w mojej czaszce, moje myśli były pogmatwane przez resztki alkoholu, które zostały w mojej krwi po wczorajszej pijatyce. Wyczyściłem lodówkę z połowy sześciopaków piwa i butelki wina, którą kiedyś miałem zamiar wypić z nią, kiedy mielibyśmy coś ważnego do świętowania. Teraz to już się nigdy nie stanie. Nigdy.

Tarłem oczy, dopóki nie zaczęły mnie piec. Moje usta były jak suche papier ścierny i nie mogłem przełknąć śliny. Czułem się jak trup, chcący wstać z grobu, w tym zimnym, pustym łóżku, które bardziej było jak cegły pod moim ciałem niżeli wygodny materac. Pomijając moją niewygodę, jakkolwiek mój maraton pitny nie był daremny, ponieważ dzisiaj czułem się otępiały. Rozległy, przeszywający ból, na który natknąłem się podczas bliskiego wypadku na drodze w święta wciąż gościł w mojej klatce piersiowej. Co było… co, kilka dni temu, co najmniej. Nie liczyłem czasu. Nie robię nic prócz upijania się do zapomnienia, odkąd tutaj jestem. Płakałem godzinami, szlochając w pustą przestrzeń, kiedy zatruwałem się wszystkim, co mogłem znaleźć. Ignorowałem telefony od mamy, podnosiłem komórkę jedynie po to, by zostawić kolejne bezsensowne wiadomości na sekretarce Tamary. Z frustracji pewnego dnia rzuciłem nim o ścianę, obserwując, jak rozpada się na kawałki, po czym znów zaszlochałem. Kiedy to było? Wczoraj? Przedwczoraj? To wszystko było zamglone. Czas nie miał znaczenia w mojej głowie nie, kiedy czułem się tak pusty, jak ten cholerny dom. Bez niej byłem pusty.

Kiedy wspomnienia zalewały moją głowę kawałek po kawałku, zdałem sobie sprawę z tego, co mnie obudziło. Przekręciłem się niekomfortowo i skrzywiłem się na światło, kiedy dłonią szukałem na stoliku nocnym budzika, zrzucając ramki i książki, kiedy wściekle go chwyciłem. Trzymałem go dokładnie przed oczami, patrząc na wyświetlacz- 10:03 rano. Uniosłem brew i ponownie opadłem, prychając i jęcząc na ból w moich mięśniach. Starałem się słuchać, nadstawić uszu i się skoncentrować, ale moja głowa pękała i tak ciężko było mi się skupić. Ale mogłem dosłyszeć grzechotanie, stukanie i ruchy. Odgłosy z dołu, jakby ktoś chodził i przesuwał rzeczy. Zmusiłem się do wstania, zakładając na siebie jakieś brudne dresy i zasuwaną bluzę, wzdrygnąłem się na zimne powietrze. Nawet nie myślałem o tym, by włączyć ogrzewanie. Ledwo jadłem, odkąd tutaj jestem;  wszystko odrzucałem, ale teraz miałem kaca, a mój żołądek zaburczał głośno, a ja prawie poczułem nikły głód.

Robiłem ostrożne kroki w dół korytarza, rozglądając się przekrwionymi oczami za sprawcą tych hałasów. Starałem się przypomnieć sobie, czy kłopociłem się nawet zamknięciem drzwi. Może ktoś się włamał, a w moim obecnym stanie, nie mógłbym nawet siebie obronić. Wytężyłem boleśnie wzrok, zawiódł mnie, zamazując wszystko i przerywając widoczność. Ale mogłem dostrzec stojącego w korytarzu niegroźnego chłopaka. Obserwowałem go, gdy kopnął za sobą drzwi, z pustymi kartonami stojącymi na podłodze przed nim. Przebiegł dłonią przez swoje blond włosy wzdychając, kiedy przyglądał się scenie przed nim, myśląc przez chwilę, prawdopodobnie decydując od czego ma zacząć. Kiedy schód zaskrzypiał pod moją nogą, jego niebieskie oczy uniosły się na ten dźwięk, zwężając się, gdy mnie ujrzały. Odchrząknąłem niezręcznie, mój nieużywany głos był ochrypły i niezdrowy.

-Co robisz?

Niall patrzył na mnie w ciszy. Mogłem dostrzec niechęć w jego oczach. Nienawiść.

-Jestem tu, by wziąć rzeczy Tamary.

Podniósł pudełko, chwytając dobrze karton, zanim ruszył stałym tempem do schodów. Stałem w połowie nich, zdezorientowany, oszołomiony, a najbardziej to smutny. Moje serce nie potrafiło sobie z tym poradzić, nie wiedząc, jak zareagować. Nie mogłem wymyśleć innej odpowiedzi niż nieszczęśliwy, pełen żalu zawód.

Tłumaczenie Friends with Benefits by harrystylesfanficsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz