Rozdział 5

474 10 0
                                    

Cass

Drzwi windy ponownie się otworzyły. Tajemniczym nieznajomym okazał się być mężczyzna za sprawą którego się tu znalazłam.

- Witaj ponownie. Widzę, że podjęłaś słuszną decyzję.

- Dzień dobry panie Evans. – Od jutra przecież miał zostać moim szefem.-

- Mów mi Colin, Cassandrą.

- To trochę dla mnie niezręczne. Jesteś moim szefem.

- Czyli dostałaś te pracę? To świetnie. Miałem wracać do biura, ale w zaistniałej sytuacji zapraszam Cię na obiad.

- Colin...

- I twoim głównym przełożonym jest Penelope, nie ja. Zrozumiano.

- Tak.

Przez resztę drogi na podziemny parking rozmawialiśmy o mojej rozmowie, która odbyła się przed chwilą. Dotarliśmy do czerwonego Ferrari. Colin otworzył mi drzwi, a sam obszedł samochód aby zająć miejsce za kierownicą. Jechaliśmy już kilkadziesiąt minut, a ja zauważyłam że wyjeżdżamy za miasto.

- Dokąd jedziemy?

- Przecież zaprosiłem Cię na obiad.

- Tak, ale jesteśmy ... nawet nie wiem gdzie.

- Spokojnie. Przecież pracę zaczynasz dopiero jutro. Niedaleko stąd jest miła restauracja.

- Może ja mam dzisiaj wolne, ale Ty z pewnością powinieneś być niedługo z powrotem. – Zaśmiał się i popatrzył na mnie.-

- Skarbie, ja sam decyduję o swoich godzinach pracy.

- Po pierwsze ktoś może na Ciebie czekać lub mieć jakoś pilną sprawę, a po drugie nie jestem Twoim skarbem.

- Mogłabyś nim być ... już się martwisz o moje sprawy.- Chciałam coś powiedzieć jednak przerwał mi sygnał telefonu. Colin wcisnął jakiś przycisk przy kierownicy.-

- Katherine nie będzie mnie już dzisiaj w biurze. Zajmij się wszystkim.

- Dobrze panie Evans.- Wewnątrz auta rozległ się głos. To była chyba jego sekretarka.-

- Do jutra.

Rozłączył się. On naprawdę to zrobił. W jednej chwili zmienił cały rozkład dnia, aby zjeść ze mną obiad.

- Zadowolona?

- Bardzo. –Odpowiedziałam z przekąsem.

- Więc się uśmiechnij Słonko.

- Masz w zanadrzu jeszcze dużo takich słodkich słówek?

- Dla Ciebie całe mnóstwo. – Puścił mi oczko.-

- Faceci.

- Jesteśmy na miejscu.

Zaparkowaliśmy pośrodku lasu przed drewnianym domem. Colin dotknął ręką moich pleców i poprowadził mnie do środka. Przeszył mnie dziwny prąd.

- Nie spodziewałam się tego po Tobie.

- To znaczy?

- Spójrz na siebie. Milioner jadający w przydrożnym barze to dość rzadki widok.

– Poczekaj. - Zdjął marynarkę i krawat. Rozpiął guziki przy szyi.- Teraz lepiej?

- Prawie. – A co mi tam. Potargałam ręką jego ciemne włosy. Były naprawdę miękkie.- Idealnie.-

- Serwują tu naprawdę dobre jedzenie. Odkryłem ją jakiś czas temu. Może zjemy na zewnątrz?

- Z chęcią. – Zajęliśmy wolny stolik.-

- Co wygoniło Cię z miasta?

- Wbrew pozorom nie jestem miastowym chłopakiem. Najchętniej zamieszkałbym na jego obrzeżach.

- Łał. Faktycznie tego bym się nie spodziewała.- Rozmowę przerwała nam kelnerka, która chciała przyjąć nasze zamówienie.-

- Co dla Państwa?

- Zdam się na Ciebie.- Colin skinął głową i zamówił nam obiad.-

- Opowiedz mi o sobie?

- Nie ma zbytnio co i tak znasz prawie połowę mojego życia. Moi rodzice zginęli w wypadku gdy miałam trzy lata. Nie miałam żadnej rodziny dlatego do pełnoletności wychowywałam się w domu dziecka. Potem zaczęłam studiować psychologię. Pracowałam i mieszkałam u pewnej starszej pani, a jakiś czas temu przeniosłam się bliżej centrum. Zaczęłam też pracować w barze ,,U Teddy'ego" gdzie się poznaliśmy. Sam widzisz nie ma tego za wiele. – Mężczyzna przyglądał mi się w ciszy.-

- Imponują mi takie osoby jak Ty Cassandrą.

- To raczej Ciebie należy stawiać za wzór. Stworzyłeś firmę, pomagasz dzieciakom... wiele by wymieniać.

- Dlatego pewnie wiem co znaczy gdy samemu trzeba dążyć do spełnienia swoich marzeń i ile przy tym należy poświęcić. – Teraz to ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wydawał się być naprawdę fantastycznym facetem. Kelnerka przyniosła nasze jedzenie. Pachniało obłędnie.-

- I jak? – Spróbowałam kawałek. –

- Mmmm... Pyszne.

- A nie mówiłem.

Jedliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim. Mogliśmy dyskutować na każdy temat. Dzieliły nas tylko trzy lata więc zaczęliśmy się nawet sprzeczać na temat bohaterów bajek z dzieciństwa. Po skończonym posiłku Colin uregulował rachunek i wyszliśmy z lokalu. Kierowałam się w stronę samochodu, ale mężczyzna złapał mnie za rękę.

- Chodź.

- Dokąd. Myślałam, że już wracamy.

- Jeszcze nie. Chcę Ci pokazać pewne miejsce.

- I znajduję się ono w głębi lasu.

- Tak.

- Suuuper.

- Boisz się?

- Ciebie? W życiu? – Nie wiem skąd miałam w sobie tyle odwagi, przecież tak naprawdę go nie znałam.-

- Więc idziemy.

- Prowadź.

SurogatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz