Rozdział 15

306 12 0
                                    

Cass

W drodze powrotnej wstąpiłam jeszcze do apteki, aby kupić niezbędne witaminy. W międzyczasie minęłam jakoś kobietę z wózkiem. Instynktownie złapałam się za brzuch. Czy tak wyglądać będzie moja przyszłość? Nigdy nie przyznawałam się przed sobą, a tym bardziej przed nikim innym, że tego pragnę. Dawno już zapomniałam jak to jest posiadać prawdziwą rodzinę. Wewnątrz mnie rośnie nowe życie za które będę odpowiedzialna. Od teraz nie jestem już naprawdę sama. Mimo moich wcześniejszych obaw wywołało to uśmiech na mojej twarzy.

***

C: Cześć skarbie jak się czujesz?

C: Nie odpisałaś na moją poprzednią wiadomość ani nie odbierasz moich telefonów więc pewnie śpisz. Zadzwoń zaraz jak przeczytasz te wiadomość.

C: Kochanie zaczynam się martwić. Nie było cię w dzisiaj w fundacji... Oddzwoń do mnie ok?

C: Sandi powiedziała mi, że wzięłaś wolne do końca tygodnia. O co chodzi? Czy zrobiłem lub powiedziałem coś nie tak...

C: Cassie to już trzeci dzień, a ty nadal milczysz. Zadzwoń, proszę.

C: Kochanie... a zresztą nie ważne. Twój C.

Colin piszę lub dzwoni do mnie bezustannie od trzech dni. Jednak ja nie potrafię z nim rozmawiać. Niby co mam mu powiedzieć... wiesz u mnie wszystko ok, a poza tym jestem w ciąży. Zaszłam w ciąże na własne życzenie. Niektórzy mogą powiedzieć, że do tanga trzeba dwojga, ale przecież to jak tak późną poszłam na wizytę do ginekologa. Jednego jestem pewna urodzę i wychowam to dziecko choćby nie wiem co. W najgorszym wypadku będę samotną matką. Nie ja pierwsza i nie ostatnia. Teraz powinnam wziąć się w garść i przygotować się do rozmowy z Colinem. Zadzwonię i umówię się z nim na jutro. Najpierw jednak muszę ogarnąć trochę mieszkanie, które przez te trzy dni trochę mi zarosłą i przede wszystkim się wykąpać.

Gdy skończyłam na zewnątrz zaczęło robić się już ciemno. Dobra nie mogę tego już dłużej przeciągać. Usiadłam na sofie z telefonem w ręku gotowa wykonać połączenie. Wybrałam jego imię z  listy i właśnie wtedy rozległo się pukanie do moich drzwi. To zapewne dostawca pizzy, którą zamówiłam kilka minut temu. Nie przejmując się swoim strojem poszłam odebrać zamówienie. Miałam na sobie jedynie szarą,obszerną podkoszulkę sięgającą mi do połowy ud oraz czarne zakolanówki.

- Już idę!.- Krzyknęłam i otworzyłam bez spoglądania przez wizjer.-

- Cześć skarbie.

- Co... Co.. Colin? Co ty tu robisz?- Zaczęłam się jąkać z tego szoku.-

- Przyszedłem zobaczyć co się dzieję z moją dziewczyną. Spodziewałaś się kogoś innego?

- Tak. Nie. Ehh...- Czułam na sobie jego spojrzenie, które paliło moją skórę.-

- Musimy porozmawiać. Mogę wejść?

- Tak proszę. Czekam właśnie na pizze. Głodny?

-Czyli w takim stroju miałaś zamiar otworzyć drzwi jakiemuś dostawcy?- Widziałam jak zaciska szczękę. Był zły.-

- Nie przesadzaj.- Wzięłam go za rękę i wciągnęłam do środka.- Też muszę z tobą o czymś porozmawiać.- Nie zdążyliśmy zrobić kilku kroków, a ktoś znów zaczął pukać.-

- Idź do salonu. Ja otworzę.

- Okey.- Wrócił po chwili z pudełkiem pizzy w ręku.-

- Zaraz porozmawiamy, ale najpierw...- Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Jak mogło mi tego brakować.-

Chyba żadne z nas nie chciało zacząć tej rozmowy. Siedzieliśmy przytulając się na kanapie. Dopiero po zjedzeniu całej pizzy i wypiciu butelki wina Colin podjął temat.

- Dobra kto pierwszy ty czy ja?

- Ty.

- Martwiłem cholernie się martwiłem, że nie dajesz znaku życia. Nie spałem zastanawiając się co poszło nie tak. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Może ktoś nagadał ci jakiś bzdur... - Widziałam jak obwiniał się o całą to sytuację. Nie mogłam dłużej  tego ciągnąć. Złapałam go za rękę, aby przestał mówić.-

- Colin chodzi o to, że... przygotowałam nawet sobie całą przemowę, która w tym momencie kompletnie wyleciała mi z głowy...

- Cassie, proszę.

- Colin.-Wdech.- Jestem w ciąży.- Cisza.-

SurogatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz