Rozdział 10

345 12 0
                                    

Cass

Na stoliku obok łóżka spostrzegłam szklankę z wodą. Obok leżały jakieś tabletki. Nie miałam zamiaru niczego łykać, więc tylko szybko wypiłam wodę. Strasznie chciało mi się pić. Ktoś dotknął klamki. Za chwilę miałam przekonać się z kim spędziłam ubiegłą noc. Moim oczom ukazała się męska postać. Ubrany był w zwykły t-shirt podobny do tego co miałam na sobie i sportowe szorty. To Colin.

- Wyspałaś się?

- Która jest godzina?

- Dochodzi dwunasta. - Zrobiłam wielkie oczy, nigdy nie spałam tak długo.-

- Czemu nie wzięłaś tabletek?- Wzruszyłam ramionami.-

- Nie wiedziałaś kto Ci je zostawił, prawda?- Było mi głupio. Uciekałam wzrokiem. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy.- Pięknie! Często Ci się to zdarza, czy wczoraj była jakaś wyjątkowa okazja!

- Po co w ogóle mnie tu przywiozłeś!

- A co wolałabyś pewnie wrócić z tym fagasem, który Cię obmacywał! - Schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam dłużej słuchać jego wyrzutów. Zaczęłam płakać.-

- Cass, maleńka.- Colin usiadł na łóżku obok mnie i przytulił.--

- Co ja tu robię? Mogłeś zawieść mnie do mojego mieszkania.

- Nie mogłem Cass, nie mogłem. Obiecaj mi, że już nigdy nie doprowadzisz się do takiego stanu.

- Od kiedy obietnice coś dla Ciebie znaczą?

- Co masz na myśli?

- Miałeś zadzwonić po swoim powrocie.

- A o to chodzi. Zrobiłbym to. Chciałem najpierw załatwić kilka pilnych spraw. Musiałem też się spotkać z Andreo.

- Andreo? To ta kobieta z którą byłeś wtedy w restauracji?

- Tak.

- Co u niej?

- Wyjeżdża na kilka miesięcy.

-Aha.

- Chodź zrobię Ci kąpiel, ale najpierw weź te tabletki. Po nich poczujesz się lepiej.

- Zgoda.

********

Kończyłam zwiedzać mieszkanie Colina. Lokum było ogromne. Znalazłam go w jego domowym gabinecie. Kończył właśnie rozmawiać przez telefon. Pokazał abym podeszła. Usiadałam mu na kolanach. Na biurku ujrzałam zdjęcie. Jedyne w całym domu. Przedstawiało jego i jakoś kobietę.

- To moja matka.- Nawet nie zauważyłam, że skończył rozmowę.-

- Jest bardzo ładna. Masz jej oczy.-

- Tak, to prawda.

- Macie ze sobą dobry kontakt? - Wiedziałam, że swojego ojca nigdy nie poznał.-

- Zmarła na raka dwa lata temu.

- Przepraszam nie miałam pojęcia.

- Nic nie szkodzi, ale byliśmy ze sobą blisko.

-Na pewno byłaby z Ciebie dumna.- Colin z uwagą przyglądał się zdjęciu. Nagle odłożył je jakby go parzyło.-

- Nie po tym co robię. - Wstał zrzucając mnie z kolan.-

- Colin.

- Pora coś zjeść. Prawie nic nie tknęłaś od rana. - Wyszedł zostawiając mnie samą.-

Odnalazłam go siedzącego na sofie w salonie. Trzymał się rękoma za głowę. Musiałam poprawić mu humor. Podeszłam do niego.

- Jeszcze nic nie zamówiłem.

- Aha... Zajmiemy się tym później.

-Później?

-Tak. - Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować go po szyi kierując się w stronę ust.

- Cass nie wiem czy to najlepszy pomysł abyśmy...

- Cii... Ważne, że ja wiem. - Zdjęłam jego podkoszulek. Dłużej już się nie opierał. Położył się na mnie. Nasze ubrania znalazły się momentalnie na ziemi. Kochaliśmy się powoli, jakby czas stanął w miejscu. Doszliśmy równocześnie. Po wszystkim leżeliśmy przytuleni do siebie.

- Muszę niedługo wracać do siebie.

- Zostań na noc.

- Nie mam tu żadnych rzeczy,a jutro przecież muszę iść do pracy.

- Dam Ci wolne.

- Coolin.

- No co? Przecież mogę.

- Wiem. - Udało się. Znów wrócił mu humor.-

Gdy dotarłam do swojego mieszkania była już prawie dziesiąta. Umyłam się szybko i położyłam się spać.


SurogatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz