Rozdział 20

275 10 0
                                    

Następnego dnia rano Colina wciąż nie było w mieszkaniu. Nie wrócił na noc i nie odbierał moich telefonów. Niepokoił mnie fakt, że akurat tego wieczoru szukała go Andrea. Na samo myśl o niej przechodzą mnie dreszcze. Im częściej mam z nią do czynienia tym moje zdanie o niej staje się gorsze. Jednakże nie zmienia to faktu, iż nie mam zamiaru nadal sama tkwić w tym mieszkaniu i czekać aż książę łaskawie się zjawi. Zapewne byśmy się pokłócili i to poważnie, a w moim obecnym stanie nerwy nie są wskazane. Dlatego lepiej żebym trochę ochłonęła przed konfrontacją z nim.

Najpierw zdecydowałam się pojechać do fundacji. Odkąd wiadomość o mojej ciąży się rozeszła postanowiliśmy, że zmniejszę ilość godzin pracy o połowę. Ciąża z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej zaangażowana. Pod koniec i tak pewnie będę musiała wziąć urlop jednak póki co chcę  pracować. Choć Colin oczywiście wolałby żebym już została w domu. Jak widać udało mi się jednak postawić na swoim. Na miejscu przejrzałam pocztę, wysłałam parę maili i podpisałam małą stertę dokumentów, która utworzyła się na moim biurku. Nadrobiłam także, przy kawie z Sandi, a w moim przypadku  herbacie, wszelkie zaległości towarzyskie. Plotkowałyśmy jakbyśmy nie widziały się całe wieki, a nie zaledwie kilkanaście godzin. Kto by pomyślał, że w tym czasie może się tyle wydarzyć. Ominęło mnie między innymi wtargnięcie byłego chłopaka jednej z pracownic oraz bardzo zły dzień Toma. Tego raczej nie żałuję. Może miał PMS? Nie wiem nawet jak zleciało mi te kilka godzin. Co jakiś czas zerkałam na telefon. Ale na wyświetlaczu nie było żadnego nie odebranego połączenia ani  wiadomości. W głowie tworzyły się różne scenariusze. Starałam się je odrzucać i przestać się tym wszystkim przejmować. Mój lęk mieszał się ze złością i momentami nie wiem co było silniejsze. Centrum handlowe wydało się być dobrym rozwiązaniem. W końcu i tak powinnam tam pojechać, gdyż w mojej garderobie coraz mniej ubrań na mnie pasuje. Po dobrych dwóch godzinach byłam już lekko załadowana zakupami. Ponieważ na dworze robiło się coraz chłodniej zakupiłam sobie dwie pary jeansów ze specjalnym pasem ciążowym, obszerny sweter oraz sukienkę z ciągliwej dzianiny. Nie ominęłam także działu dziecięcego. Nie znamy jeszcze płci dziecka dlatego trudno było mi się na coś zdecydować. Ostatecznie wybrałam dwie pary śpioszków w neutralnych kolorach.

Gdy wróciłam do domu drzwi mieszkania były otwarte. W środku panowała jednak ciemność. Zawołałam od progu.

- Colin!- Cisza.-

- Colin jesteś w domu?!- Nadal nic.-

Pozostawiłam torby w przedpokoju i ruszyłam w głąb pomieszczenia. W salonie paliła się jedynie mała lampka. Colin. Westchnęłam z ulgą. Siedział pochylony na kanapie, a twarz miał ukrytą w dłoniach. Wciąż był w ubraniach z poprzedniego dnia. Doleciała do mnie dość mocna woń alkoholu. Więc gdy się trochę zbliżyłam nie byłam zaskoczona widokiem prawie pustej butelki whiskey na stoliku obok. Co takiego się stało, że doprowadziło go do takiego stanu? Musiałam się tego dowiedzieć jak najszybciej. Mój mężczyzna wciąż nie reagował na moją obecność. Podeszłam do niego i kucnęłam przed nim. Opuścił dłonie i podniósł głowę. Przyglądała mi się teraz para przekrwionych oczu. Wyglądał jakby nie spał całą noc.

- Ohh... Colin.- Powiedziałam najdelikatniej jak umiałam. Na jego widok cała złość budująca się we mnie przez cały dzień ulotniła się nagle.- Kochanie co się dzieje...- Dotknęłam jego kolan.-

- Spieprzyłem, ot co!- Wstał nagle przewracając mnie prawie. Na szczęście udało mi się zachować równowagę.- Wszystko nie tak powinno być...- Miotał się po pokoju.- Ja, Ty...-

- Możesz mówić trochę jaśniej.- Naprawdę starałam się go zrozumieć.-

- Duszę się. To mnie przytłacza.- Zrobił ruch ręką jakby starał się ogarnąć całą przestrzeń. Postanowiłam milczeć. Może w ten sposób się czegoś dowiem. Moje pytania i tak pozostawały bez odpowiedzi.- Te miasto... ludzie.- Słowa stawały się coraz mniej wyraźne, a cała jego wypowiedź przypominała miejscami pijacki bełkot.- Wiem... mam rozwiązanie!.- Podszedł do mnie tak, że stykaliśmy się czubkami butów.- Wyjedźmy  stąd.- Powiedział patrząc mi prosto w oczy.-

- Nie powinniśmy robić sobie znowu wakacji...- Jęknęłam. Ostatnio i tak zbyt mocno się obijaliśmy.-

- Nie mówię o wakacjach.

- Nie.- Pokręcił przeczącą głową jakby to miało być bardziej wymowne. Złapał mnie rękoma za ramiona.- Wyjedziemy na stałe. Co powiesz na Bahamy albo może jakieś miasto w Europie?- Teraz już z pewnością bredził.-

- Oboje mamy tu pracę. Zapomniałeś?

- Mam  w dupie firmę. Sprzedam ją. Oszczędności, które posiadam obecnie już i tak wystarczą nam do końca życia.

- Tak nie można. Nie wiem co cię dręczy, ale porozmawiamy o tym rano. Okey?

- Cassie...- Nachylił się do pocałunku. Nawet pijanemu ciężko jest mu się oprzeć.-

- Dość. Do łóżka i to migiem.- Powiedziałam ostatkiem sił.-

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł.- Jęknęłam ponownie gdy zaczął całować moją szyję.-

- Colin...

- Hmmm...- Kontynuował.-

- Chodźmy już.- Jakoś udało mi się zaprowadzić go do łóżka i wymknąć gdy zaczął się rozbierać. Udałam się do kuchni po tabletki i wodę. Zestaw, który jutro będzie mu niezbędny. Po moim powrocie leżał w samym bokserkach rozwalony na łóżku. Postawiłam przyniesione rzeczy na stoliku nocnym po czym ruszyłam do łazienki aby przygotować się do snu. Oczywiście tę noc spędzę w jednej z sypialni gościnnych. Muszę przygotować się na jutrzejszą rozmowę.


SurogatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz