67. Zjazd rodzinny

10.6K 1.2K 586
                                    

- Aurora, to nie do uwierzenia, jak ty wyrosłaś! Już jesteś kobietą!

Te słowa były pierwszymi, które Aurora usłyszała od swojej ciotki po przywitaniu jej i innych członków rodziny następnego dnia. Rodzice dziewczyny zaprosili, zdawało się, połowę całej rodziny, wliczając ciotki i wujków, których ona możliwie widziała tylko dwa razy w czasie jej siedemnastoletniego życia.

Po przywitaniu wszystkich z najlepszym sztucznym uśmiechem, jaki Aurora zdołała wymusić, nie mniej niż dwadzieścia osób usiadło przy magicznie wydłużonym stole, w czasie gdy kilka skrzatów domowych (wyglądało na to, że prawie wszyscy wzięli swoje własne) przynosiło różne dania i stawiało je na nim.

Niestety Aurora wylądowała naprzeciw oraz obok prawdopodobnie najbardziej ciekawskich członków rodziny - najbliższej ciotki i jej męża, swojej babci i innego wujka. Oni wszyscy nie widzieli dziewczyny już od dawna i wiedziała, że zostanie zalana pytaniami. Usiadła, a wtedy nie dano jej nawet chwili oddechu.

- Nadal nie mogę jakoś przyjąć tego, że jesteś dorosła, Auroro - powiedziała ciotka dziewczyny, kręcąc głową z niedowierzaniem i przyglądając jej się z naprzeciwka. - Zdaje się, jakby to było wczoraj, gdy dostałaś swój list z Hogwartu, a teraz? Wyrośnięta czarownica!

- Piękna z ciebie panna, skarbie - powiedziała babcia dziewczyny, gładząc wnuczkę po głowie, a ciotka pokiwała głową z aprobatą.

- Założę się, że wielu chłopców się o ciebie zabija, co? - zapytał natychmiast wujek.

Aurora nieświadomie zacisnęła palce na blacie stołu.

O nie. Nie to. Merlinie, proszę.

- Właśnie! Na pewno masz wielu adoratorów, prawda? Masz chłopaka? - Ciocia wręcz wystrzeliła w dziewczynę pytaniami, a ona przęłknęła ślinę.

Nie przypominajcie mi, błagam...

- Nie - odparła cicho.

- Och, ja zawsze sądziłam, że skończysz z tym synem Malfoyów - wtedy serce na chwilę jej stanęło - jak on tam miał na imię? Drake? - spytała ciotka, marszcząc brwi w zamyśleniu.

- Dracon, Lydio, Dracon - jej mąż poprawił ją. - A ja naprawdę wątpię, że nasza Aurora by z nim była po tym, jak dowiedzieliśmy się, że oni to tylko czarna magia i Sami Wiecie Kto, pamiętacie?

Dziewczyna spojrzała w dół na swój pusty talerz bez słowa. Dlaczego on był jedynym chłopakiem w jej wieku, którego oni znali?

- Och, i tak się znają od dzieciństwa. Oni tak bardziej jak rodzeństwo, prawda, Auroro? - Babcia dorzuciła się do rozmowy. Jej wnuczka miała ochotę rwać włosy z głowy.

Dlaczego on musi mnie nawiedzać wszędzie, gdzie się znajdę? Chciałam wrócić do domu by zapomnieć, by się uspokoić, i co dostałam?

- Przepraszam na chwilę, muszę do łazienki - powiedziała szybko i wstała, a potem dosłownie wybiegła do przedpokoju. Otworzyła drzwi łazienki i weszła do niej, po czym zamknęła się od środka.

- Nie płacz, nie płacz - powiedziała sobie szeptem i przygryzła wargę, czując, że łzy gromadzą się w jej oczach. Podeszła do lustra i spojrzała na siebie. Miała już zaczerwienioną twarz; działo się tak za każdym razem, jak tylko pomyślała o Draco.

Kiedy tak stała, oko w oko sama ze sobą, doznała nagłego olśnienia.

Jeśli moje zaklęcie działało tak dobrze, że moi rodzice w ogóle nie pamiętali Malfoyów, to zadziałałoby, gdybym rzuciła je na siebie?

Nie pamiętałabym nawet, że to zrobiłam...

Wymacała w kieszeni swoją różdżkę.

Czy to było tylko tyle? Jedno słowo - Obliviate - mogło rozwiązać wszystko?

Wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją sobie do głowy, nie spuszczając wzroku ze swojego odbicia.

Jedno słowo. Jedno słowo mogło zmienić wszystko, ukrócić cierpienie, poprawić moje życie, uwolnić mnie od wszystkich zobowiązań...

Jedna jej część przekonywała, by to zrobić, by przestać się torturować tymi wszystkimi myślami. Druga część krzyczała, by przestała, by uchronić ją od zrobienia tego.

Aurora spojrzała na siebie po raz kolejny i westchnęła ciężko. Trzęsła się, ledwo potrafiła utrzymać różdżkę, serce biło jej coraz szybciej...

- Obli...

Upuściła różdżkę, a ta wpadła do umywalki z głośnym brzękiem. Nie mogła tego zrobić. Nie chciała tego zrobić. Miłość, którą nadal do niego żywiła, nie pozwalała jej zapomnieć.

To był najwyższy czas, żeby wziąć się w garść.

Aurora wrzuciła różdżkę z powrotem do kieszeni, przemyła twarz zimną wodą i, z małym uśmiechem, by zmylić swoich krewnych, wróciła do jadalni.

- No, Auroro, to kim planujesz zostać? - zapytał jej wujek, gdy znowu usadowiła się przy stole i zadowoliła się zmianą tematu.

- Chcę być Amnezjatorem - odparła z uśmiechem. - Jestem w tym naprawdę dobra.

Na szczęście dla Aurory, do końca spotkania nikt nie wspomniał już o jej "chłopaku".

Dni mijały dziewczynie wolno, leniwie. Przez większość czasu byłansama w domu, a jej rodzice byli "zajęci" w pracy pod komendą Voldemorta. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nadal tam byli, gdy wiedzieli, że on to wszystko kontrolował, ale nie myślała o tym za dużo, dopóki byli bezpieczni.

Wiele czasu spędzała na czytaniu i nauce przydatnych zaklęć, których nauczyłaby się w szkole, gdyby została. Jej głównym celem było Zaklęcie Patronusa - nigdy nie udało jej się wyczarować tego cielesnego, a w czasach, gdy dementorzy byli dosłownie wszędzie, uznawała to za przydatną umiejętność. Trudno jednak przychodziło jej przywołanie jakichś dobrych wspomnień, jeśli co chwilę zbierało się jej na płacz.

Prawie nie wychodziła z domu przez cały miesiąc, tylko czasami na spacery w centrum mugolskiego Londynu, by pooddychać trochę świeżym powietrzem. Nie, że trwały długo - w miarę zbliżania się listopada pogoda stawała się coraz gorsza, a na zewnątrz coraz częściej lał rzęsisty deszcz.

A co działo się z Draco? Aurora nie miała pojęcia. Pewna byla tylko tego, że zupełnie jej nie przeszło. Łzy nadal gromadziły się w jej oczach tylko na samą myśl... Spędziła wiele nocy na wypłakiwaniu się w poduszkę. Próbowała to powstrzymać, jednak wcale jej się to nie udawało. Tęskniła za wszystkim, co mieli i żałowała połowy słów, które wypowiedziała. Fakt, że Snape o tym wszystkim wiedział, jak się okazało jej ostatniego dnia w szkole, wiele zmieniał... Oni mogli go zmusić... Miała tyle pytań, które pozostawały bez odpowiedzi.

Ale od Draco nie dostała żadnego znaku życia. Żadnych listów, żadnych słów od Cefeusza, nic. Zastanawiała się, czy został w szkole, czy Pansy dała mu spokój...

Albo może po prostu mama Aurory miała rację. Pierwszą miłość trudno zapomnieć, dlatego nadal cierpiała, dlatego tak bardzo chciała wierzyć w jego dobre intencje.

Pewnego szczególnie deszczowego listopadowego stało się jednak coś, co zmieniło dla Aurory wszystko. Szukała jednej ze swoich zapasowych butelek atramentu i od razu pomyślała o szufladzie, w której trzymała dosłownie wszystko. Otworzyła ją, a wtedy coś przykuło jej uwagę - był to fałszywy galeon, którego tam wrzuciła, i którego nie widziała odkąd odeszłam ze szkoły. Wypatrzyła go bardzo łatwo pomiędzy wszystkimi różnymi gratami bo, co dziwne, jego rozmiar się zmienił. Podniosła go i odwróciła, po czym zakryła usta w szoku, gdy zdała sobie sprawę, że widniała na nim wiadomość.

Kocham cię.

Unplanned Liars • Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz