62. I dobrze jej tak

10.4K 1.2K 180
                                    

Ta małpa, jak Aurora ją później określiła, podała Draco Amortencję. Blondynka doskonale wiedziałam, skąd Pansy ją wzięła - Slughorn miał trochę w swojej klasie dla szóstoklasistów, tak jak dla nich rok wcześniej.

Dzwonek miał właśnie zadzwonić, gdy uczniowie zaczynali wychodzić z Wielkiej Sali na swoje pierwsze lekcje. Dla Ślizgonów z siódmego roku była to czarna magia, więc Draco i Aurora musieli iść do Snape'a. Dziewczyna wprost nie mogła się tego doczekać.

Och, Snape na pewno by się ucieszył, gdyby go zobaczył w takim stanie.

Według Aurroy Pansy była i zawsze będzie totalnie głupia, czego nie mówiła nawet tylko dlatego, że kochała Draco. Chodziło to, że byli pod panowaniem Voldemorta, zaraz mogły wybuchnąć jakieś walki, które dotknęłyby też ich, a jej życiowym priorytetem wciąż było dostać Draco za wszelką cenę.

Pansy i Draco też już mieli wyjść z sali, trzymając się przy tym za ręce. Aurora szybko do nich podeszła, próbując zignorować to okropne uczucie w brzuchu, przez które chciała się rozpłakać. Wiedziała, że to tylko eliksir, ale samo patrzenie i tak bolało. Wtedy dobitnie się przekonała, że nie przeżyłaby widoku Draco z kimś innym.

- Zostaw go, Pansy - syknęła. - Musimy iść do Snape'a.

Pansy westchnęła dramatycznie, jakby była królową, a Aurora jej irytującym sługą.

- Posłuchaj, Aurora - mówiła zaskakująco spokojnie, nadal nie puszczając ręki Draco - nie robię tego, by cię wkurzyć.

- Och, no to zmienia wszystko - odparła sarkastycznie.

- Po prostu dostałam chłopaka, którego chciałam, jaki jest twój problem? Rzuć się na Blaise'a albo Notta, nie sądzę, że będą stawiać opór.

- Cholera, Pansy, mówię poważnie! My musimy iść do Snape'a, teraz!

- Myślę, że Draco i tak chce iść ze mną. - Wzruszyła ramionami. - Prawda, kochanie?

- Pewnie, skarbie - odparł Draco. Patrzył się na nią przez cały ten czas, w ogóle nie zauważając Aurory, po czym pocałował ją w policzek. Blondynka czuła, jak w oczach zbierają jej się łzy i przygryzła wargę, by powstrzymać się od płaczu. To tylko eliksir, powiedziała sobie, ogarnij się.

Zaczęli odchodzić, a Aurora miała już zaciśnięte i pięści, i zęby. Zdecydowała się iść od razu do Snape'a, by to on się rozprawił z Pansy, choć wiedziała, że nie będzie zadowolony i prawdopodobnie zwali wszystko na Aurorę, bo "ona też mam mieć na niego oko". Nie miała jednak wyboru. Wyrwanie Draco ze szponów Pansy było wtedy priorytetem.

Wypadła z Wielkiej Sali jak burza, gdy zadzwonił dzwonek i pobiegła w stronę gabinetu dyrektora. Powiedziała hasło, które wcześniej dał jej Slughorn: Dumbledore. Według Aurory było to dość mądre ze strony Snape'a, by takie ustalić, bo nikt by takiego nawet nie podejrzewał - zwłaszcza po tym, jak go zabił...

Dziewczyna zapukała, a Snape pozwolił jej wejść i od razu zauważył, że była sama.

- Gdzie jest Draco? - zapytał Snape swoim typowym zimnym głosem, podejrzliwie lustrując ją wzrokiem, jakby chciał ją nim przewiercić.

- Cóż, jest pewien problem, profesorze - odparła, zamykając za sobą drewniane drzwi i starając się mówić spokojnie. - Sądzę, że Draco jest pod wpływem działania Eliksiru Miłosnego. Chciałam go tu przyprowadzić, ale to niemożliwe.

- Eliksir Miłosny? - powtórzył zaintrygowany Snape, a jego usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu. - Kto mu go podał?

- Pansy Parkinson, profesorze. Znaczy, to od niej jest teraz uzależniony.

Unplanned Liars • Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz