[PERSPEKTYWA JEFF'A]
Spała jak zabita. Nie mogłem jej w żaden sposób obudzić. Chyba naprawdę bała się tej burzy. Z tego co się orientuję to zasnęła około czwartej nad ranem bo przestało padać. W tym czasie, gdy spała, postanowiłem wyjść ze Smile'm przed domek. Nie odchodziłem dalej. Skąd mogłem wiedzieć czy blondynka nie ucieknie pod moją nieobecność i nie wygada o tym komuś.
Po kilkunastu minutach usłyszałem ziewnięcie dochodzące ze środka. Przez okno zobaczyłem że Vivien powoli wstaje. Przeciągnęła się leniwie i wyjrzała przez okno w moją stronę. Uśmiechnęła się do mnie co, szczerze mówiąc, zdziwiło mnie. Nigdy ale to prze nigdy nie widziałem żeby ktoś cieszył się na mój widok. Zwłaszcza obca mi dziewczyna.
Zawołałem psa i weszliśmy do ,,salonu", gdzie stała już do połowy ubrana dziewczyna. Założyła na siebie jeszcze bluzkę i odwróciła się w moją stronę.
-Co się tak szczerzysz?- zapytałem a uśmiech z jej twarzy zniknął w ułamku sekundy.
Przewróciła oczami i usiadła na bardziej stabilnym krześle.
-Lepsze to niż płacz...- powiedziała cicho ale słyszalnie.
-Co masz przez to na myśli...?
-Moi rodzice pewnie odchodzą od zmysłów... Wiem że minęło zaledwie paręnaście godzin, ale tęsknię za nimi...
-Nie przesadzasz? A pomyślałaś o tym jak to jest być sierotą? Wtedy nie masz nawet za kim tęsknić, masz totalny mętlik w głowie.- powiedziałem.
-Tak, wiem...- spuściła głowę w dół. Trafiłem w czuły punkt?
-Zaraz... Czyli mówisz mi że jesteś... To znaczy byłaś sierotą?- zapytałem z niedowierzaniem- Sorka, nie wiedziałem. Czyli chyba w jakiś sposób się raczej zrozumiemy.
-Też jesteś sierotą...?-zapytała lekko podnosząc wzrok- Wybacz, nie chciałam zaczynać tematu...
-Zróbmy tak: ja opowiem ci jak było ze mną, a ty opowiesz jak było z tobą. Zgoda? I tak nie mamy co robić, a raczej twoje imię i wiek nie za wiele mi pomaga w poznaniu cię.
Tylko skinęła głową a następnie usłyszeliśmy tylko trzask a Vivien wylądowała na podłodze. Najwidoczniej krzesło nie wytrzymało bo drzewno pewnie było bardzo stare. Zaśmiałem się a ona spojrzała na mnie jakby miała ochotę mnie zabić.
[PERSPEKTYWA VIVIEN]
Uważnie wysłuchałam historii Jeff'a. Na samą myśl o tym co przeżywał tamtego dnia całe ciało zaczynało mnie boleć. Okazało się że miał brata Liu. Liu mówił mu że wcale nie jest tak źle i starał się go wspierać po całym wydarzeniu, ale leki przeciwbólowe były zbyt mocne i najprościej mówiąc Jeff'owi odbiło i pozabijał swoją rodzinę. Ale oczywiście takie leki kiedyś przestają działać. Mówił że nie żałuje że zabił rodziców- nie akceptowali go takiego, za to Liu wręcz przeciwnie. Dlatego żałował że zabił brata.
Po opowiedzianej przez niego historii nadeszła moja kolej. Otworzyłam usta ale nie mogłam nic powiedzieć. W porównaniu do niego moja historia wydawała się wręcz banalna.
-Vivien, wszystko ok?- zapytał machając ręką przed moimi oczami- Mówiłaś to komuś czy będę pierwszy?
-C...Co to za różnica...?
-Wiesz, dość duża. Jeśli wcześniej nikomu o tym nie powiedziałaś to po iluś tam latach może być ci ciężej niż na przykład dwa lata temu.
-Psycholog się znalazł...
-A tak nie jest? Musisz przyznać, że to prawda. Poza tym, wiem jak to jest. Samemu też było mi ciężko otworzyć do kogoś gębę.- zaśmiał się patrząc na mnie ale to chyba tylko dlatego że siedziałam na podłodze.
-Po prostu trochę mi głupio. Nie użalasz się nad sobą, a moja historia... Jest raczej normalna. Pewnie nie raz takie słyszałeś, więc raczej nie widzę sensu ci jej opowiadać...- powiedziałam w prost.
-Ale ja chcę ją usłyszeć.- powiedział stanowczo a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
On naprawdę miał zamiar mnie słuchać? Myślałam że raczej powie ,,A, ok" i da mi spokój. A tu nagle zdziwko i będę musiała opowiadać mu całą moją przeszłość. Może nie całą ale większą cześć, część która... Była najmniej przyjemna.
-N...Na pewno?
Na moje pytanie skinął głową na tak a ja tylko westchnęłam i nabrałam do płuc powietrza.Sama nie wiedziałam jak to w ogóle zacząć. Nigdy nikomu się nie zwierzałam a zwłaszcza mordercy, którego znałam dopiero nawet nie całą dobę. Ale co mi pozostało? Znając moje umiejętności do wkurwiania ludzi swoimi tekstami i tak za długo nie pożyję. Raz się żyje.
-Więc... Miałam pięć lat gdy urodziła się moja siostra. Po jej urodzeniu rodzice zajmowali się tylko nią a ja byłam traktowana jak powietrze. No dobra, małe dziecko i w ogóle. Kolejne pięć lat później w lato rodziców nie było w domu, jak zwykle byli w pracy, dlatego zostałyśmy z babcią. Jako że było ciepło zaproponowałam plac zabaw zwłaszcza że i tak nie miałyśmy co zrobić. Jako że moja siostrzyczka miała dość słabą odporność po powrocie do domu złapał ją jakiś kaszel, ale... Okazało się... Że jest chora... Poważnie chora...- przerwałam na chwilę i wzięłam parę wdechów- Okazało się że ma raka płuc... Rodzice podjęli się leczenia, ale Rachel i tak zmarła... Dzień przed operacją. Mama obwiniała mnie że to wszystko przeze mnie. Od czasu do czasu mnie uderzyła ale tata zawsze mnie bronił... Pół roku później napadnięto na jego biuro. Nie wrócił już do domu... I tak byłam skazana na matkę która rozniosła plotkę na całe miasto że to przeze mnie moja siostra nie żyje. Nie dość że bałam się wracać ze szkoły do domu to bałam się iść do szkoły. Znęcała się nade mną trójka gimnazjalistów... Zawsze byłam poobijana. W pewnym momencie zareagowała wychowawczyni która zgłosiła wszystko na policję... I tak trafiłam do domu dziecka...- powiedziałam i poczułam coś mokrego na moim policzku.
Płakałam. Chociaż raczej wątpię że samotną łzę można nazwać płaczem. Szybko ją otarłam i spojrzałam na Jeff'a który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-Coś jeszcze chcesz wiedzieć?- zapytałam cicho.
-Chociaż dobrze cię tam traktowano?- zapytał jakby rzeczywiście go to interesowało.
-T...Tak. Miałam nawet kilku przyjaciół. Chcieliśmy utrzymać ze sobą kontakt, ale... Gdy do ośrodka przyjeżdżała jakaś rodzina stawali się... Inni.
-Dziwisz im się? Każdy chciałby zwiać z tej budy.- powiedział i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Skąd on je w ogóle wziął?!
Zabrałam mu paczkę papierosów z ręki i patrzyłam na jego reakcję. Był... Zdziwiony.
-Dom chcesz podpalić? Jeden niedopałek i chatka stanie w ogniu.
-Spokojnie. Nic takiego się nie stanie.- uśmiechnął się i odebrał swoją ,,własność".
Westchnęłam głośno i wstałam z ziemi by następnie podejść do okna. Zza drzew mogłam dostrzec ciemne chmury. Chyba znowu zbierało się na deszcz.
-Ej, no. Sorry. Nie chciałem żebyś teraz chodziła smętna jak jakieś zombi.- położył rękę na moim ramieniu.
-N...Nie. I tak jest lepiej niż sądziłam. Czasami naprawdę lepiej się wygadać.
Ponownie spojrzałam w niebo. Miejmy nadzieję że nie będzie kolejnej burzy...
CZYTASZ
Zacznijmy od nowa |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONE
Fanfiction⚠️OGÓLNIE NIE WIEM CO MIAŁAM W GŁOWIE KIEDYBTONPISAŁA, ALR NIE RADZĄLĘ WCHODZIĆ. TO JEDNO WIELKIE RAKOWISKO, A MOJA NAUCZYCIELKA POLSKIEGO WIDZĄC WSZYSTKIE BŁĘDY CHYBA BY SIE POWIESIŁA. DZIĘKUJĘ. POZDRAWIAM⚠️ Druga część mojego rakotwórczego FF o Je...