Rozdział 35.

172 11 1
                                    

[PERSPEKTYWA VIVIEN]

Od razu zrobiło mi się lżej na sercu gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam Jeff'a. Chociaż w pierwszej chwili pomyślałam że nie żyję. Mimo że czarnowłosy się do mnie uśmiechał, a nawet mnie przytulił miałam wrażenie jakby coś zżerało go od środka. Jakby się uśmiechał ale gdzieś tam w głębi miał ochotę powiedzieć co leży mu na sercu. Już miałam zapytać go co go trapi ale uznał żebym się położyła i odpoczywała a następnie wyszedł z pokoju.

-Może to przez to że na niego wcześniej nawrzeszczałam i dałam mu z liścia...?- pomyślałam.

Zamknęłam oczy i starałam się zasnąć, tak jak mi to powiedział Jeff. Jednak nie mogłam przez ból wywoływany przez rany. Czarnowłosy pewnie siedział już w salonie więc nie chciało mi się zaprzątać mu głowy i starałam się jakoś wytrzymać. Jednak skończyło się na tym że leżałam z zamkniętymi oczami i nic więcej. Czemu? Nie chciałam mieć więcej koszmarów. Gdy przez ten tydzień byłam nieprzytomna ciągle śniły mi się te same dwa sny- pierwszy o tym jak Jason torturował mnie i tamtą dziewczynę, a drugi o tym gdy straciłam moją kochaną Rachel.

Jakąś godzinę później usłyszałam skrzypnięcie drzwi więc praktycznie od razu otworzyłam oczy. Jak się kazało Jeff postanowił mnie odwiedzić.

-Obudziłem cię...? Wybacz, chciałem tylko sprawdzić czy śpisz.-powiedział ze skruchą.

-Nie... Nie spałam...- chciałam usiąść ale ciągle byłam obolała.

-Pomogę ci...- powiedział cicho i podszedł by pomóc mi usiąść.

-Dzięki...

Po chwili już siedziałam a Jeff jak gdyby nigdy nic poszedł do drzwi.

-Czekaj...- zatrzymałam go- Posiedź ze mną trochę.- poprosiłam najładniej jak umiałam.

-Skoro tak...- powiedział od niechcenia i usiadł obok mnie.

-Mów o co chodzi. Widzę że coś jest nie tak.- powiedziałam a on nagle wytrzeszczył oczu.

-N...Nic się nie dzieje!- uśmiechnął się nerwowo- Zdaje ci się.

Nie miałam na niego siły więc tylko przytaknęłam i patrzyłam w kołdrę.

-Jak długo spałam...?- zapytałam po chwili.

-Siedem dni...(Samara, czy to ty?)- odpowiedział.

-W sumie lepsze to niż pół roku.- pomyślałam.

Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, tak że było słychać tykanie zegarka. To było strasznie denerwujące. I dziwne. Jeff nigdy nie mógł wytrzymać aż tyle czasu nie wypowiadając żadnego słowa. Zaczęłam się powoli martwić.

-Czemu nie spałaś?- zapytał przerywając ciszę.

-Nie mogłam zasnąć. Po prostu...- uznałam- A poza tym, nie chciałam żeby znowu mi się śniły koszmary. Może to śmieszne, ale później serce wali mi jak szalone i czuje się jakbym miała się rozpłakać...- powiedziałam cicho.

-Rozumiem... Mi też się śnią koszmary, a później nie mogę zasnąć. To normalne. Każdy tak ma.- miałam wrażenie jakby się uśmiechnął.
-Czyli każdy śni o tym jak oskarżają go o morderstwo?- wypaliłam bez namysłu.
-C...Co...?- zasptał jakby nie usłyszał.
-To co słyszałeś. Nie pamiętasz? Dlaczego wszyscy w miasteczku się ode mnie odsunęli? Matka puściła plotkę że to przeze mnie moja siostrzyczka umarła...
Momentalnie po moich policzkach ściekały słone łzy a ciało zaczęło drżeć. Zakryłam usta ręką by stłumić szloch. Jednak nic to nie dało. Jeff spojrzał na mnie i położył swoją rękę na mojej głowie i powoli czesał moje włosy ręką. Muszę przyznać że to było nawet przyjemne. Odruchowo przytuliłam się do niego i zaczęłam się uspokajać.
-Dobrze wiesz że to nie była twoja wina...- szeptał.
-I co z tego że ja to wiem...? Co mi to daje?- zapytałam ciągle łamiącym się głosem.
Otworzył usta ale nic nie powiedział. Nie wiedział co.
-Każdy przychodzi i odchodzi. Nic się z tym nie zrobi.- uznał- Jak widać twojej siostrze żyje się lepiej tam na górze.
-A... Liu? Jak sądzisz?
-Pewnie on i Rachel są szczęśliwi. Z dala od kłopotów tego świata.
-Jeff The Killer, dramatopisarz XXI wieku.- zaśmiałam się.
Czarnowłosy również się zaśmiał i spojrzał na mnie a ja na niego. Dopiero zobaczyłam te malutkie iskierki szczęścia w jego błękitnych, głębokich oczach. Chwilę później zorientowałam się że on również patrzy mi w oczy więc odwróciłam wzrok. Poczułam jak policzki zaczynają mnie piec. Szybko ukryłam głowę pod kołdrą i czekałam aż to dziwne uczucie minie.
-Czemu się rumienisz, Vivien? Przecież to tylko twój przyjaciel, morderca- psychopata. Ale oczy to ma ładne... Zaraz! Co?!- myślała.
-Emm... Wszystko dobrze, Viv?- zapytał po chwili.
-T...Tak.
Jeff zaśmiał się cicho i znowu popatrzył na mnie gdy wychylałam się spod kołdry. Przybliżył się do mnie i przyłożył rękę do mojego czoła.
-Nie masz gorączki, to dobrze.- uśmiechnął się- Wygląda na to że niedługo wszystko będzie dobrze. A gdy tak się stanie zabiorę cię w pewne miejsce, zgoda?
-Z... Zgoda.
Po tych słowach wstał i podszedł do drzwi.
-Vivien...- powiedział.
-Tak...?
-Masz do mnie żal...?
-Co? Za co?- zapytałam zdziwiona.
-Za nic. Będę już iść. Candy też pewnie się nudzi. Do zobaczenia.
-Czekaj!- zatrzymałam go- Przyjdziesz jeszcze wieczorem? Pewnie i tak nie zasnę...
-J...Jasne...- powiedział ze sztucznym uśmiechem i wyszedł.
I znowu zostałam sama w tych czterech ścianach z wkurzającym, głośnym zegarkiem na ścianie. Mówi się trudno. Ziewnęłam i położyłam się. Chyba jednak serio byłam zmęczona. Zamknęłam oczy i oddałam się w objęcia Morfeusza.

Zacznijmy od nowa  |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz