[PERSPEKTYWA JEFF'A]
Minął tydzień- Vivien czuła się naprawdę dobrze. Sam dziwiłem się że jej psychika może być w takim dobrym stanie. Co oczywiście nie powodowało że pozbyłem się poczucia winy. Ciągle obwiniałem się oto że stała jej się krzywda.
Minął drugi tydzień- Vivien z naszą pomocą wstała z łóżka i powoli zaczynała chodzić, aż po paru dniach odważyła się sama stanąć na nogi. Ja i Candy byliśmy zdziwieni. Sądziliśmy że przewróci się na pierwszym kroku a jednak przeszła przez prawie cały korytarz a następnego dnia chodziła o własnych siłach. Jednak... Poprosiła nas żebyśmy dali jej lustro. Mówiłem jej że to zły pomysł ale się uparła. Wiedziałem że bała się tego co miała zobaczyć.
-Możesz otworzyć oczy...- powiedziałem cicho.
Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na swoje pokaleczone ciało. Na brzuchu, rękach i na nogach miała blizny a nawet w niektórych miejscach miała jeszcze szwy które jej założyliśmy. Jej oddech zaczął się robić nieregularny a oczy powiększyły się dwukrotnie.
-Vivien...- wystawiłem do niej rękę- Przykro mi...
Nie odpowiedziała. Zabrała większą koszulę z siedzenia i przykryła się nią po czym wyszła z pokoju bez słowa.
-Wiedziałem że to zły pomysł...- powiedziałem jakby sam do siebie.
-Miejmy nadzieję że przeżyje to w miarę łagodnie.- uznał Candy i poszedłem za dziewczyną.
Stojąc przed zamkniętymi drzwiami usłyszałem płacz. Chwilę się zawahałem ale po chwili wszedłem do środka.
-To tylko ja...- uznałem cicho.
-Wyjdź stąd! Nie chcę nikogo widzieć!- krzyczała zapłakana.
-Spokojnie.- powiedziałem- Chcę tylko pomóc...
-Pomóc?! Jak?!- zapytała zwijając się w kłębek.
Nie odpowiedziałem i usiadłem obok niej i pogłaskałem po głowie.
[PERSPEKTYWA VIVIEN]
[NIE OKREŚLONY CZAS PÓŹNIEJ]Cały czas czułam się źle sama ze sobą. Mimo to próbowałam się uśmiechać co nie zawsze mi wychodziło. Jednak tego dnia musiałam się jakoś przymusić. Razem z Candy'm planowaliśmy przyjęcie od miesiąca. Kilka minut wcześniej wyszedł. Najprawdopodobniej kogoś zabić, aż sama się dziwiłam że wytrzymał taki długi okres czasu bez zamordowania kogokolwiek. W każdym razie przygotowaliśmy dekoracje i upiekliśmy tort.
Jeff przyszedł kilka godzin później, gdy akurat wszystko skończyliśmy.
-Hej, już jesteee...- zaniemówił.
-Wszystkiego najlepszego!!!- krzyknęliśmy chórkiem a ja przymusiłam się do uśmiechu.
-Skąd wiedzieliście...?- zapytał z niedowierzaniem.
Wątpię że potrzebował odpowiedzi. Podeszłam do niego z prezentem i najładniejszym uśmiechem jakim mogłam go obdarzyć.
-Mamy nadzieję że trafiliśmy. To prezent od nas dwojga.
Patrzył na nas jakby ciągle nie dochodziło do niego że ma dziś urodziny.
-Heeej. Obudź się, Śpiąca Królewno. Masz dziś urodziny, zapomniałeś?- pomachała mu ręką przed oczami.
-Ja... Wy... Dla mnie...?- jąkał się- Jesteście najlepsi na świecie!!!
Krzyknął i uściskał nas mocno.
A zwłaszcza mnie. Moje biedne żebra...
-Dusisz...- powiedziałam.
-W...Wybacz...- uśmiechnął się niewinnie.
Po jakimś czasie Jeff otworzył prezent którym był (poproszę o werble) nóż i nowa bluza. Serio. Dla niego trudno coś wymyślić na prezent. Mimo to cieszył się jak małe dziecko. Następnie zjedliśmy tort a następnie śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Aż do czasu w którym Candy zaproponował grę w butelkę. W trzy osoby było trochę dziwnie ale nie było z nimi nudno.
Skończyło się na tym że Candy próbował flirtować ze stołem mówiąc mu że ma zgrabne nogi a Jeff o mało nie umarł ze śmiechu. Jednak miał mocniejszą głowę od błazna. Czego nie można powiedzieć o mnie. Sami dali mi trochę piwa na spróbowanie, ale jakoś mi nie szło. To nie dla mnie. Zwłaszcza że osiemnastkę obchodzę dopiero za parę miesięcy. Jednak co butelka lądowała skierowana w moją stronę to kazali mi wypić choć łyk alkoholu.Po tym gdy Candy skończył flirtować ze stołem dosiadł się do nas i mogliśmy kontynuować grę. Jednak nie skończyło się to za dobrze. Zaledwie po kilku minutach siedzieliśmy w samej bieliźnie a niebieskowłosy leżał na podłodze półprzytomny.
-Idę na górę. Jestem zmęczona...- powiedziałam ziewając i zabierając swoje ubrania leżące na podłodze ze sobą.
-Zobaczę co jeszcze zrobi ten cymbał i też się położę. Dobranoc.
-Dobranoc....
Weszłam na górę i wskoczyłam na łóżko z prędkością światła i zasnęłam jeszcze szybciej.
Kilkanaście minut później obudziłam się czując jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Uchyliłam oczy i zobaczyłam Jeff'a. Jednak po chwili nie myślałam już o niczym. Przytulił mnie. I to dość mocno.
-J...Jeff!
-Bądź cicho... Głową mi pęka...
-A mówiłam że picie to zły pomysł...
-Możesz być cicho i iść spać? Naprawdę chcę spać a ty już nagrzałaś łóżko...
-Bardzo śmieszne...
-Dasz mi w końcu spać...?- zapytał zniecierpliwiony.
-Leżysz to leż. Ale tylko spróbujesz mnie choć zwalić z łóżka to lądujesz za drzwiami!
-Hmm... Brzmi znajomo...
-Znajomo, czy nie to masz spać. Dobranoc.
-Dobranoc, Vivi...
Po kilku minutach zasnęliśmy.

CZYTASZ
Zacznijmy od nowa |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONE
أدب الهواة⚠️OGÓLNIE NIE WIEM CO MIAŁAM W GŁOWIE KIEDYBTONPISAŁA, ALR NIE RADZĄLĘ WCHODZIĆ. TO JEDNO WIELKIE RAKOWISKO, A MOJA NAUCZYCIELKA POLSKIEGO WIDZĄC WSZYSTKIE BŁĘDY CHYBA BY SIE POWIESIŁA. DZIĘKUJĘ. POZDRAWIAM⚠️ Druga część mojego rakotwórczego FF o Je...