Rozdział 37.

163 10 3
                                    

[PERSPEKTYWA JEFF'A]

Minął tydzień- Vivien czuła się naprawdę dobrze. Sam dziwiłem się że jej psychika może być w takim dobrym stanie. Co oczywiście nie powodowało że pozbyłem się poczucia winy. Ciągle obwiniałem się oto że stała jej się krzywda.

Minął drugi tydzień- Vivien z naszą pomocą wstała z łóżka i powoli zaczynała chodzić, aż po paru dniach odważyła się sama stanąć na nogi. Ja i Candy byliśmy zdziwieni. Sądziliśmy że przewróci się na pierwszym kroku a jednak przeszła przez prawie cały korytarz a następnego dnia chodziła o własnych siłach. Jednak... Poprosiła nas żebyśmy dali jej lustro. Mówiłem jej że to zły pomysł ale się uparła. Wiedziałem że bała się tego co miała zobaczyć.

-Możesz otworzyć oczy...- powiedziałem cicho.

Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na swoje pokaleczone ciało. Na brzuchu, rękach i na nogach miała blizny a nawet w niektórych miejscach miała jeszcze szwy które jej założyliśmy. Jej oddech zaczął się robić nieregularny a oczy powiększyły się dwukrotnie.

-Vivien...- wystawiłem do niej rękę- Przykro mi...

Nie odpowiedziała. Zabrała większą koszulę z siedzenia i przykryła się nią po czym wyszła z pokoju bez słowa.

-Wiedziałem że to zły pomysł...- powiedziałem jakby sam do siebie.

-Miejmy nadzieję że przeżyje to w miarę łagodnie.- uznał Candy i poszedłem za dziewczyną.

Stojąc przed zamkniętymi drzwiami usłyszałem płacz. Chwilę się zawahałem ale po chwili wszedłem do środka.

-To tylko ja...- uznałem cicho.

-Wyjdź stąd! Nie chcę nikogo widzieć!- krzyczała zapłakana.

-Spokojnie.- powiedziałem- Chcę tylko pomóc...

-Pomóc?! Jak?!- zapytała zwijając się w kłębek.

Nie odpowiedziałem i usiadłem obok niej i pogłaskałem po głowie.

[PERSPEKTYWA VIVIEN]
[NIE OKREŚLONY CZAS PÓŹNIEJ]

Cały czas czułam się źle sama ze sobą. Mimo to próbowałam się uśmiechać co nie zawsze mi wychodziło. Jednak tego dnia musiałam się jakoś przymusić. Razem z Candy'm planowaliśmy przyjęcie od miesiąca. Kilka minut wcześniej wyszedł. Najprawdopodobniej kogoś zabić, aż sama się dziwiłam że wytrzymał taki długi okres czasu bez zamordowania kogokolwiek. W każdym razie przygotowaliśmy dekoracje i upiekliśmy tort.

Jeff przyszedł kilka godzin później, gdy akurat wszystko skończyliśmy.

-Hej, już jesteee...- zaniemówił.

-Wszystkiego najlepszego!!!-  krzyknęliśmy chórkiem a ja przymusiłam się do uśmiechu.

-Skąd wiedzieliście...?- zapytał z niedowierzaniem.

Wątpię że potrzebował odpowiedzi. Podeszłam do niego z prezentem i najładniejszym uśmiechem jakim mogłam go obdarzyć.

-Mamy nadzieję że trafiliśmy. To prezent od nas dwojga.

Patrzył na nas jakby ciągle nie dochodziło do niego że ma dziś urodziny.

-Heeej. Obudź się, Śpiąca Królewno. Masz dziś urodziny, zapomniałeś?- pomachała mu ręką przed oczami.

-Ja... Wy... Dla mnie...?- jąkał się- Jesteście najlepsi na świecie!!!

Krzyknął i uściskał nas mocno.

A zwłaszcza mnie. Moje biedne żebra...

-Dusisz...- powiedziałam.

-W...Wybacz...- uśmiechnął się niewinnie.

Po jakimś czasie Jeff otworzył prezent którym był (poproszę o werble) nóż i nowa bluza. Serio. Dla niego trudno coś wymyślić na prezent. Mimo to cieszył się jak małe dziecko. Następnie zjedliśmy tort a następnie śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Aż do czasu w którym Candy zaproponował grę w butelkę. W trzy osoby było trochę dziwnie ale nie było z nimi nudno.
Skończyło się na tym że Candy próbował flirtować ze stołem mówiąc mu że ma zgrabne nogi a Jeff o mało nie umarł ze śmiechu. Jednak miał mocniejszą głowę od błazna. Czego nie można powiedzieć o mnie. Sami dali mi trochę piwa na spróbowanie, ale jakoś mi nie szło. To nie dla mnie. Zwłaszcza że osiemnastkę obchodzę dopiero za parę miesięcy. Jednak co butelka lądowała skierowana w moją stronę to kazali mi wypić choć łyk alkoholu.

Po tym gdy Candy skończył flirtować ze stołem dosiadł się do nas i mogliśmy kontynuować grę. Jednak nie skończyło się to za dobrze. Zaledwie po kilku minutach siedzieliśmy w samej bieliźnie a niebieskowłosy leżał na podłodze półprzytomny.

-Idę na górę. Jestem zmęczona...- powiedziałam ziewając i zabierając swoje ubrania leżące na podłodze ze sobą.

-Zobaczę co jeszcze zrobi ten cymbał i też się położę. Dobranoc.

-Dobranoc....

Weszłam na górę i wskoczyłam na łóżko z prędkością światła i zasnęłam jeszcze szybciej.

Kilkanaście minut później obudziłam się czując jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Uchyliłam oczy i zobaczyłam Jeff'a. Jednak po chwili nie myślałam już o niczym. Przytulił mnie. I to dość mocno.

-J...Jeff!

-Bądź cicho... Głową mi pęka...

-A mówiłam że picie to zły pomysł...

-Możesz być cicho i iść spać? Naprawdę chcę spać a ty już nagrzałaś łóżko...

-Bardzo śmieszne...

-Dasz mi w końcu spać...?- zapytał zniecierpliwiony.

-Leżysz to leż. Ale tylko spróbujesz mnie choć zwalić z łóżka to lądujesz za drzwiami!

-Hmm... Brzmi znajomo...

-Znajomo, czy nie to masz spać. Dobranoc.

-Dobranoc, Vivi...

Po kilku minutach zasnęliśmy.

Zacznijmy od nowa  |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz