[PERSPEKTYWA VIVIEN]
Powiedziałam jeszcze chwilę w pokoju aż postanowiłam zejść na dół tak jak mówił mi Jason. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół. Siedzieli tam wszyscy. Candy, Jason i oczywiście Jeff rozwalając się na połowę kanapy. Spojrzał na mnie a ja w zamian za to posłałam mu lodowate spojrzenie. Wątpię że to zadziałało no ale odwrócił się i dalej leżał rozwalony na kanapie.
Usiadłam obok zabawkarza nie odzywając się ani słowem. W całym pomieszczeniu panowała bardzo napięta atmosfera.
-Vivien, chodź ze mną do kuchni.- powiedział w końcu Jeff wstając z miejsca.
-Nie.- odpowiedziałam stanowczo.
-To nie było pytanie.- chwycił mnie mocno za nadgarstek i zaprowadził mnie do kuchni.
Spojrzała na niego wściekła, ale też lekko wystraszona.
-O co ci chodzi?- powiedziałam speszona i lekko przestraszona krzyżując ręce na piersi.
-Staram się ci pomóc ale ty oczywiście wiesz lepiej. Gdyby nie ja już dawno byś nie żyła.
-Ja tylko wyraziłam swoje zdanie na ten temat a ty dałeś mi z liścia patrząc na mnie jakbyś zaraz miał się na mnie rzucić i zamordować.- tłumaczyłam.
-A ile go znasz? Zaledwie od paru dni, a ty tak po...
-Ciebie znam zaledwie dzień lub dwa dłużej! Co to za różnica?!
-Taka że ja darowałem ci życie i nawet nie mam w planach twojej śmierci, a on? On może zabić cię w każdej chwili.
-Czemu...?- zapytałam ciszej.
-Czemu co? Czemu Jason może cię zabić?- zapytał nie wiedząc o co pytałam.
-To ty miałeś mnie zabić, więc... Czemu tego nie zrobiłeś? Ty też możesz mnie zabić w każdej chwili tylko dlatego że w którymś momencie zorientujesz się że ,,Hmm.. W sumie gdybym ją zabił miałbym święty spokój, a przy okazji nikt by mnie nie wkurwiał i nie miałbym dodatkowych problemów na głowie"!- prawie że wykrzyczałam.
-Wiesz co?! Jeśli naprawdę tego chcesz to mogę to zrobić!- zaczął mi grozić.
Mój oddech był nie regularny a w oczach pojawiły się łzy które po chwili zaczęły spływać po moich policzkach.
-I tak nie mam nic do stracenia... Zabij mnie...
[PERSPEKTYWA JEFF'A]
-I tak nie mam nic do stracenia... Zabij mnie...- właśnie to zdanie sprawiło że się opamiętałem.
Spojrzałem na płaczącą Vivien a następnie na swoje drżące ręce.
-Vivien...Ja...- mówiłem cicho.
-No zrób to do cholery!- krzyknęła zalana łzami.
Nie wiedziałem co zrobić. Schowałem wcześniej wyjęty z kieszeni nóż i odwróciłem się do niej plenami.
-Jesteś żałosna...
Bez słowa odszedłem i wróciłem do salonu gdzie siedział już sam Candy.
-A gdzie Jason?- zapytałem.
-W pracowni. Pewnie znowu będzie robił kolejne lalki. Dziwne hobby.
-Mówi ktoś kto dorabiał sobie w cyrku jako klaun.
-Oj, to tylko szczegół.- uśmiechnął się sarkastycznie.
Westchnąłem i już miałem wychodzić ale usłyszałem głos niebieskowłosego.
-A co z Vivien? Rozmawialiście?
-Nie twoja sprawa.- po tych słowach po prostu wyszedłem chcąc trochę pospacerować i odstresować się.
Chodziłem po starych domach, po dachach budynków a nawet pochodziłem po lesie w okolicach miasteczka. jednak mimo to ciągle miałem żal do siebie.
-W końcu to przeze mnie ona płakała... Ehh! O czym ja myślę?! Od kiedy mi kogoś szkoda? Czemu jej nie zabiłem?!- zastanawiałem się.
Sam nie wiem jak znalazłem się przed moim starym domem. Wszedłem do środka i ponownie rozglądałem się dookoła. Dawniej to miejsce było zupełnie inne. Ciepłe, rodzinne, przytulne... Czemu musiało dojść do tamtej bójki?!
W pewnym momencie usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się szybko ale nie zdążyłem zobaczyć twarzy tego kogoś ponieważ zasłonięto mi oczy, albo nałożono mi jakiś worek na głowę. Po chwili poczułem ukucie w karku a następnie poczułem się senny.
[PERSPEKTYWA JASON'A]
Załatwienie sprawy The Killer'a i tej dziewczyny było już tylko kwestią czasu. Słysząc ich kłótnię dochodzącą z kuchni postanowiłem przygotować pracownie ze względu na to że tego dnia Vivien miała mi pomagać. Nie wiem czy się przyda czy nie, ale zadania od Elodie nie powinno, a nawet, nie można było ignorować. Czerwonowłosa zawsze było w stanie zrobić wszystko tylko po to by osiągnąć swój cel. Co było jednym z powodów dlaczego Slenderman kiedyś proponował jej posadę Proxy. Odmówiła, ale Operator nic nie zrobił z tą wiadomością.
-Spoko. Ty zajmiesz się Jeff'em a ja, tak jak mówiłem, zajmę się tą drugą.- mówiłem.
-Jasne...- mówił bez przekonania.
-Coś taki markotny?
-Nie wiem...- odpowiedział.
-Serio? A mi się wydaje jakby było ci ich szkoda. Mam rację?- nie odpowiedział i patrzył na mnie przerażony- Czyli to tak...- mówiłem- To ma się zmienić, rozumiesz?!- moje oczy zabłysnęły zielenią, ręce stały się czarne a włosy zmieniły barwę na białą.
-T...Tak!
-Twoje słowa mnie jakoś nie przekonały, ale trudno. Masz tu jakiś worek i chloroform ( to środek usypiający wykorzystywany w filmach).- podałem mu rzeczy- A teraz idź go znaleźć.
Prawie że wybiegł. Miejmy nadzieję że wszystko wyjdzie po mojej myśli. Poszedłem do kuchni. Ciągle tam siedziała zalana łzami. On miał rację. To jest żałosne.
-Vivien... Co się stało...?
-N...Nic... Nic takiego.
-Chodź. Pójdziemy do pracowni i mi wszystko na spokojnie wyjaśnisz, zgoda?- na moje słowa skinęła głową- Grzeczna dziewczynka.
![](https://img.wattpad.com/cover/120485511-288-k159285.jpg)
CZYTASZ
Zacznijmy od nowa |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONE
Fanfiction⚠️OGÓLNIE NIE WIEM CO MIAŁAM W GŁOWIE KIEDYBTONPISAŁA, ALR NIE RADZĄLĘ WCHODZIĆ. TO JEDNO WIELKIE RAKOWISKO, A MOJA NAUCZYCIELKA POLSKIEGO WIDZĄC WSZYSTKIE BŁĘDY CHYBA BY SIE POWIESIŁA. DZIĘKUJĘ. POZDRAWIAM⚠️ Druga część mojego rakotwórczego FF o Je...