Rozdział 28.

179 14 1
                                    

[PERSPEKTYWA VIVIEN]

Powiedziałam jeszcze chwilę w pokoju aż postanowiłam zejść na dół tak jak mówił mi Jason. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół. Siedzieli tam wszyscy. Candy, Jason i oczywiście Jeff rozwalając się na połowę kanapy. Spojrzał na mnie a ja w zamian za to posłałam mu lodowate spojrzenie. Wątpię że to zadziałało no ale odwrócił się i dalej leżał rozwalony na kanapie.

Usiadłam obok zabawkarza nie odzywając się ani słowem. W całym pomieszczeniu panowała bardzo napięta atmosfera.

-Vivien, chodź ze mną do kuchni.- powiedział w końcu Jeff wstając z miejsca.

-Nie.- odpowiedziałam stanowczo.

-To nie było pytanie.- chwycił mnie mocno za nadgarstek i zaprowadził mnie do kuchni.

Spojrzała na niego wściekła, ale też lekko wystraszona.

-O co ci chodzi?- powiedziałam speszona i lekko przestraszona krzyżując ręce na piersi.

-Staram się ci pomóc ale ty oczywiście wiesz lepiej. Gdyby nie ja już dawno byś nie żyła.

-Ja tylko wyraziłam swoje zdanie na ten temat a ty dałeś mi z liścia patrząc na mnie jakbyś zaraz miał się na mnie rzucić i zamordować.- tłumaczyłam.

-A ile go znasz? Zaledwie od paru dni, a ty tak po...

-Ciebie znam zaledwie dzień lub dwa dłużej! Co to za różnica?!

-Taka że ja darowałem ci życie i nawet nie mam w planach twojej śmierci, a on? On może zabić cię w każdej chwili.

-Czemu...?- zapytałam ciszej.

-Czemu co? Czemu Jason może cię zabić?- zapytał nie wiedząc o co pytałam.

-To ty miałeś mnie zabić, więc... Czemu tego nie zrobiłeś? Ty też możesz mnie zabić w każdej chwili tylko dlatego że w którymś momencie zorientujesz się że ,,Hmm.. W sumie gdybym ją zabił miałbym święty spokój, a przy okazji nikt by mnie nie wkurwiał i nie miałbym dodatkowych problemów na głowie"!- prawie że wykrzyczałam.

-Wiesz co?! Jeśli naprawdę tego chcesz to mogę to zrobić!- zaczął mi grozić.

Mój oddech był nie regularny a w oczach pojawiły się łzy które po chwili zaczęły spływać po moich policzkach.

-I tak nie mam nic do stracenia... Zabij mnie...

[PERSPEKTYWA JEFF'A]

-I tak nie mam nic do stracenia... Zabij mnie...- właśnie to zdanie sprawiło że się opamiętałem.

Spojrzałem na płaczącą Vivien a następnie na swoje drżące ręce.

-Vivien...Ja...- mówiłem cicho.

-No zrób to do cholery!- krzyknęła zalana łzami.

Nie wiedziałem co zrobić. Schowałem wcześniej wyjęty z kieszeni nóż i odwróciłem się do niej plenami.

-Jesteś żałosna...

Bez słowa odszedłem i wróciłem do salonu gdzie siedział już sam Candy.

-A gdzie Jason?- zapytałem.

-W pracowni. Pewnie znowu będzie robił kolejne lalki. Dziwne hobby.

-Mówi ktoś kto dorabiał sobie w cyrku jako klaun.

-Oj, to tylko szczegół.- uśmiechnął się sarkastycznie.

Westchnąłem i już miałem wychodzić ale usłyszałem głos niebieskowłosego.

-A co z Vivien? Rozmawialiście?

-Nie twoja sprawa.- po tych słowach po prostu wyszedłem chcąc trochę pospacerować i odstresować się.

Chodziłem po starych domach, po dachach budynków a nawet pochodziłem po lesie w okolicach miasteczka. jednak mimo to ciągle miałem żal do siebie.

-W końcu to przeze mnie ona płakała... Ehh! O czym ja myślę?! Od kiedy mi kogoś szkoda? Czemu jej nie zabiłem?!- zastanawiałem się.

Sam nie wiem jak znalazłem się przed moim starym domem. Wszedłem do środka i ponownie rozglądałem się dookoła. Dawniej to miejsce było zupełnie inne. Ciepłe, rodzinne, przytulne... Czemu musiało dojść do tamtej bójki?!

W pewnym momencie usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się szybko ale nie zdążyłem zobaczyć twarzy tego kogoś ponieważ zasłonięto mi oczy, albo nałożono mi jakiś worek na głowę. Po chwili poczułem ukucie w karku a następnie poczułem się senny.

[PERSPEKTYWA JASON'A]

Załatwienie sprawy The Killer'a i tej dziewczyny było już tylko kwestią czasu. Słysząc ich kłótnię dochodzącą z kuchni postanowiłem przygotować pracownie ze względu na to że tego dnia Vivien miała mi pomagać. Nie wiem czy się przyda czy nie, ale zadania od Elodie nie powinno, a nawet, nie można było ignorować. Czerwonowłosa zawsze było w stanie zrobić wszystko tylko po to by osiągnąć swój cel. Co było jednym z powodów dlaczego Slenderman kiedyś proponował jej posadę Proxy. Odmówiła, ale Operator nic nie zrobił z tą wiadomością.

-Spoko. Ty zajmiesz się Jeff'em a ja, tak jak mówiłem, zajmę się tą drugą.- mówiłem.

-Jasne...- mówił bez przekonania.

-Coś taki markotny?

-Nie wiem...- odpowiedział.

-Serio? A mi się wydaje jakby było ci ich szkoda. Mam rację?- nie odpowiedział i patrzył na mnie przerażony- Czyli to tak...- mówiłem- To ma się zmienić, rozumiesz?!- moje oczy zabłysnęły zielenią, ręce stały się czarne a włosy zmieniły barwę na białą.

-T...Tak!

-Twoje słowa mnie jakoś nie przekonały, ale trudno. Masz tu jakiś worek i chloroform ( to środek usypiający wykorzystywany w filmach).- podałem mu rzeczy- A teraz idź go znaleźć.

Prawie że wybiegł. Miejmy nadzieję że wszystko wyjdzie po mojej myśli. Poszedłem do kuchni. Ciągle tam siedziała zalana łzami. On miał rację. To jest żałosne.

-Vivien... Co się stało...?

-N...Nic... Nic takiego.

-Chodź. Pójdziemy do pracowni i mi wszystko na spokojnie wyjaśnisz, zgoda?- na moje słowa skinęła głową- Grzeczna dziewczynka.

Zacznijmy od nowa  |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz