Rozdział 39.

160 11 0
                                    

[PERSPEKTYWA VIVIEN]

Po moim powrocie do domu rodzice zaczęli ciągać mnie po komisariatach, psychologach, pedagogach i tak dalej. Wszyscy ci psychologowie jakoś mi nie pomagali. A nawet miałam wrażenie że było jeszcze gorzej. Co do łażenia na komisariat to musiałam kłamać. Nie chciałam żeby złapali Candy'ego albo Jeff'a. Obydwaj bardzo mi pomogli więc nie chciałam żeby przeze mnie trafili za kratki do końca życia.

Minął miesiąc odkąd siedzę już w domu z rodzicami.Specjalnie wzięli wolne żeby zostać ze mną. Chociaż się do siebie nie odzywaliśmy dotrzymywali mi towarzystwa i wspierali mnie nawet przez najmniejsze gesty. Chociaż i tak było ze mną coraz gorzej. Głodziłam się przez co można było mi policzyć wszystkie żebra albo nawet kości w kręgosłupie; ścięłam włosy na krótko i przefarbowałam na bardzo jasny blond i zaczęłam nosić tylko czarne ubrania. To wszystko wystarczyło rodzicom jako wołanie o pomoc. Nie dziwię im się. Z radosnej i cieszącej się dziewczyny zmieniłam się w smętną i smutną nastolatkę z depresją. A przynajmniej tak twierdzili moi rodzice. Dlatego zapisali mnie do jednej z pobliskich szkół, mówiąc mi że przyda mi się kontakt z innymi ludźmi.

Może mieli rację, ale znając moje umiejętności do zawierania znajomości to raczej nie wykonalne. Trzeba mieć prawdziwego pecha żeby natrafić w swoim życiu na tylko fałszywych przyjaciół i chłopaka który cię zdradza za twoimi plecami, nie wspominając o mojej ,,niby przyjaciółce" Elodie której chodziło tylko o moją śmierć. Ale tym razem nie będzie AŻ TAK źle, prawda? Jaka jest szansa w skali od 1 do 100 że spotkam w szkole jakiegoś seryjnego mordercę który spróbuje mnie zabić? No właśnie.

Ale nawet jeśli bym zaprotestowała to Marika i William i tak pewnie zostali by przy swoim zdaniu więc nie miałam innego wyjścia. Z tą myślą poszłam wziąć szybki prysznic a następnie poszłam się położyć. Położyć, nie spać. Ostatnimi czasy miałam problemy ze snem. Nie mogłam zasnąć, budziłam się w nocy albo nad ranem i nie mogłam zasnąć.

-Ciekawe czy jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę...- pomyślałam myśląc o Jeff'ie.

[PERSPEKTYWA JEFF'A]

Nie chciałem się z nią żegnać. Mimo tego że czasami mnie denerwowała to bardzo się do niej przyzwyczaiłem. Po tym gdy każde z nas poszło w swoją stronę postanowiłem pójśç w pewno miejsce. W miejsce w którym nikt nie będzie mnie szukał- na cmentarz.
Chodziłem pomiędzy grobami szukając tego z wygrawerowanym napisem ,,Liu Woods". Po kilku minutach szukania znalazłem nagrobek i usiadłem na ławeczce naprzeciwko niego.
-Czy ja naprawdę ramię wszystko i wszystkich których spotkam?- zapytałem głośno- Głupie pytanie... Oczywiście że to prawda... Takim sposobem straciłem ciebie i rodziców.
Siedziałem przy grobie jeszcze parę minut aż postanowiłem wracać. W końcu zbliżała się jesień a na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Wszedłem do środka i zastałem Candy'ego siedzącego przy stole.
-Wróciłem...- powiedziałem z lekka smutnym tonem.
-Coś ty taki przygnębiony? Przecież wiesz że jest szczęśliwa, tak?- uznał przyglądając mi się.
-Tak, ale... Ehh. Nie ważne... Idę na górę. Jestem zmęczony...
Minęło parę dni. Nic się nie zmieniło no może oprócz nadopiekuńczego Candy'ego który radził mi wygadać się komuś z rezydencji o tym co mnie dręczy. Ale po co? Żeby mieli mnie za debila?
-Jeff!!! Na dół!!!- krzyknął Candy.
Zawsze mnie tak wołał bym zszedł na dół. Darł się na cały dom tylko po to żebym przyszedł. Zgodnie z zawołaniem wstałem mozolne z łóżka i zszedłem na dół.
-Czego?- zapytałem znudzony.
-Mamy dość znoszenia twoich humorów. Powiedziałeś że będziesz sprawdzać okolice jej domu więc to zrób. Może ją zobaczysz i ci się polepszy.- wskazał palcem na drzwi.

Zacznijmy od nowa  |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz