Rozdział #2

733 29 0
                                    

Po szkole wróciłam do domu, zrobiłam wszystko, co robię zazwyczaj po zakończeniu zajęć, by potem wybrać się na mały spacer po lesie, choć to co miałam w planach robić nie bardzo przypominało spokojną wędrówkę wśród drzew. Wyszłam z domu, aby następnie udać się w kierunku lasu, gdzie przybrałam postać rudo-szarego wilka. Biegłam przez las sprawnie omijając wszelkie przeszkody, coraz bardziej przyspieszając. Biegłam coraz szybciej i szybciej. Po czasie dobiegłam na leśną polane, gdzie uwielbiałam przebywać ze względu chociażby na cudowne widoki, jakie gwarantowało to miejsce. Z polany dokładnie widać było pozostałą część lasu, niewielką rzeczkę oraz błękitne jezioro. Wiatr rozwiewał moją sierść, czułam się wolna. Z transu wyrwały mnie dopiero odgłosy, które pojawiły się nagle wśród drzew dookoła mnie, obejrzałam się więc w stronę lasu, ale nic tam nie widziałam, rozglądałam się we wszystkie strony, starając się wypatrzeć źródło hałasu, który zdawał się być coraz głośniejszy. Postawiłam uszy i przybrałam pozycję, dzięki której mogłabym bez problemu zaatakować potencjalnego agresora. Właśnie wtedy go zobaczyłam. Z pomiędzy drzew wyłonił się potężny, naznaczony licznymi bliznami basior o ciemno brunatnej sierści i wręcz rozżarzonych krwistoczerwonych ślepiach. Wilk obnażył długie, pożółkłe kły, a z jego potężnej gardzieli wydobył się złowieszczy warkot.

- Czego szukasz na moim terytorium? - Usłyszałam nagle, rozejrzałam się więc zdezorientowana, jednak dopiero po chwili dotarło do mnie, że męski głos, który usłyszałam dochodził od wilka.

- Twoim? Z tego co wiem te tereny należą do innego alfy. - Warknęłam, znajdując w sobie resztki odwagi.

W tym właśnie momencie usłyszałam szyderczy śmiech, który echem rozniósł się po lesie. Poczułam, jak moje serce przyspiesza tempa. Wtedy też uświadomiłam sobie, iż to co wcześniej uznałam za odwagę było zwykłą głupotą i cwaniactwem, które rzadko kiedy kończyło się dobrze.

- I tu się mylisz Rozalio, ten teren NALEŻAŁ do innego alfy, który niestety opuścił nas przedwcześnie wraz ze swoją rodziną. - Zaszczebiotał wilk.

- Skąd wiesz jak mam na imię? - Wydusiłam, czując coraz większy strach.

Basior zdawał się zignorować moje pytanie, unosząc wyżej łeb i kładąc uszy po sobie. Szykował się do ataku. Oceniłam swoje szanse, które najpewniej były zerowe. Monstrum przede mną musiało mieć za sobą już sporo potyczek, o czym mogły świadczyć blizny, i raczej walka z o wiele mniejszym i słabszym od niego przeciwnikiem nie byłaby dla niego dużym wyzwaniem.

- Opuść mój teren, natychmiast. A być może daruje ci życie. - Warknął groźnie.

- A co jeśli tego nie zrobię? - Warknęłam, strzelając sobie mentalnego plaskacza za własną głupotę.

- Twoja wola walki jest imponująca, niemal drżysz ze strachu, a jednak nadal stawiasz opór - sarknął wilk. - Ale skoro masz tak ogromną chęć do walki wymierzę Ci stosowną karę.

Patrzyłam osupiała jak wilkor unosi łeb, aby zawyć przeciągle. Gdy owy dźwięk opuścił jego gardło w lesie zapanowała martwa cisza, wszystkie ptaki, które dało się słyszeć do tej pory nagle umilkły, nawet szum drzew kołysanych przez wiatr urwał się nagle. Ogromny psowaty opuścił łeb i skupił na mnie spojrzenie czerwonych oczu, wtedy poczułam tak mocne zawroty głowy, iż zaledwie kilka sekund później leżałam już w długiej trawie, która porastała polane.

- Skoro tak bardzo chcesz zgrywać bohaterkę, to potraktuje cie nieco inaczej - ponownie usłyszałam głos wilka. - zwą mnie Ephes, jestem zmorą i demonem w fizycznej postaci. Lepiej to zapamiętaj, bo od tej chwili będziesz nosić piętno naszego spotkania.

Nagle poczułam jakby ktoś przyłożył mi do skóry rozgrzany do czerwoności metal. Zaskomlałam z bólu i spróbowałam się podnieść, na próżno. Moje ciało nadal odmawiało mi posłuszeństwa, ból był za to nie do opisania. Czułam jakgdyby ktoś pisał po moim ciele rozgrzanym metalem, kreślił znaki, jak po cholernej kartce papieru.

- Co do cholery... - Wydusiłam tylko, po czym ponownie zapiszczałam głośno z bólu.

- Od tej pory będziesz zmagać się z klątwą, do której ściągnięcia będziesz potrzebować ogromnej pomocy. - warknął nagle wilk, wprawiając mnie swoimi słowami w jeszcze większe osłupienie. - jeśli do następnych urodzin nie odnajdziesz kogoś, kto pokocha cię szczerą miłością zginiesz nagłą lecz bolesną śmiercią.

Po tych słowach urwał mi się film. Obudziłam się dopiero, kiedy poczułam szarpanie w ramię. Uchyliłam powieki, lecz obraz był zamazany, jednak gdy tylko odzyskałam ostrość widzenia zobaczyłam nad sobą osobę, której się kompletnie nie spodziewałam. Nade mną stał James, który mówił coś gorączkowo, lecz pisk, jaki wciąż blokował mi uszy skutecznie uniemożliwiał mi zrozumienie słów chłopaka.

- Rozalia! Rozalia, słyszysz mnie? - Wydusił po raz kolejny James, tym razem jednak udało mi się zrozumieć, co mówi.

- Żyje, chyba.

Szatyn odetchnął, a w jego zielonych oczach dostrzegłam ulgę. Podniosłam się do siadu, próbując ponownie nie wylądować twarzą w trawie z powodu nadal doskwierających mi zawrotów głowy. Syknęłam i skrzywiłam się, gdy poczułam pieczenie na plecach oraz boku. Nie chciałam nawet sprawdzać, co tak właściwie sprawiało, iż czułam tak okrutne szczypanie. Najdelikatniej jak umiałam rozmasowałam bolące miejsce i spojrzałam na James'a, dostrzegając, że ten przygląda mi się badawczo.

- Jak mnie tu właściwie znalazłeś? - Zapytałam, patrząc na niego.

- Byłem w pobliżu. - Powiedział, drapiąc się przy tym po karku nieco zakłopotany.

- Mhm. - Mruknęłam jedynie w odpowiedzi, po czym wstałam, choć nogi miałam jak z waty.

- Co się tak właściwie stało za nim zemdlałaś?

- Nie... Nie wiem - przyznałam szczerze. - Pamiętam tylko, że spotkałam jakiegoś wilka, który próbował przepędzić mnie ze swojego terytorium, potem na siebie warczeliśmy. W którymś momencie spojrzał mi w oczy, a po chwili padłam na ziemię, słyszałam jeszcze, że mówi coś o jakiejś klątwie... Wspomniał o tym, iż jeśli nie znajdę prawdziwej miłości do kolejnych urodzin, to... Czeka mnie śmierć.

- To brzmi, jak z jakiejś cholernej bajki. - Mruknął chłopak.

- Najwyraźniej chciał sobie ze mnie srogo zadrwić.

James nie odezwał się, zamiast tego patrzył na mnie przez chwilę. Ja natomiast zaczęłam zastanawiać się, jak mam postąpić dalej.

PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz