Rozdział #6

468 23 1
                                    

Po spacerze James odprowadził mnie do domu, a potem sam zniknął w lesie. Weszłam do domu i od razu udałam się do swojego pokoju. Na miejscu padłam na łóżko, głośno wzdychając. Ten dzień jest wręcz cudowny, zyskałam przyjaciela, kogoś kto mnie rozumie, kogoś z kim mogę normalnie porozmawiać. Cieszyło mnie, iż udało się znaleźć między nami nić porozumienia. Mimo że znamy się krótko, bo tylko trzy dni.

James

Kiedy brunetka zniknęła za bramką, ulotniłem się do lasu. Jej obecność sprawia, że mam ochotę się uśmiechnąć, a serce świruje w piersi. Tylko dlaczego? Znamy się przecież od niedawna, a ja czuję jakbym znał ją znacznie lepiej i dłużej. Być może to wina klątwy? Podświadomie czuje, iż muszę jej z tym pomóc za wszelką cenę. Jakakolwiek by ona nie była.
Pobiegłem w stronę domu, gdzie czekli na mnie moi znajomi. Zawsze kiedy coś się dzieje to idę do nich, umieją mi doradzić, gdy tego potrzebuje. Gdy byłem już bliżej swojego domu zobaczyłem stojących obok niego wysokiego chłopaka o kasztanowych włosach i zielonych oczach oraz niską blondynkę o niebieskich tęczówkach.

- Cześć James. - Rzucił na powitanie Rick, bo tak brzmi imię bruneta.

- Cześć.

- Coś się stało? - Zapytała blondynka, która stała obok niego.

- Gdybyście chodzili do tej samej budy, co ja to byście poznali powód, dla którego was tu ściągnąłem.

- Oho. Czyżbyś znalazł tą jedyną?

- Chyba tak, a przynajmniej tak mi się zdaje - mruknąłem, patrząc na dwójkę, która teraz patrzyła na mnie wyczekująco. - w jej obecności zajebiście się czuje, ale nie jestem pewny czy to ona... Ta jedyna...

- Jak to nie jesteś pewny?

- Tak to... po prostu. - Wymamrotałem z braku lepszych słów.

Rick patrzył na mnie badawczo przez kilka minut. Po owych kilku minutach westchnął cicho i zerknął w stronę białego samochodu, stojącego za płotem okalającym moje podwórko. Niebieskooka spojrzała na swojego narzeczonego i pokręciła głową, widząc, iż ten zaczyna nad czymś myśleć.

- Dobra, ja proponuję się napić. - Rzekła dziewczyna, na co obaj na nią spojrzeliśmy.

- To kierunek bar?

- Yope. - Powiedziała.

Ruszyliśmy w stronę samochodu Ricka. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę naszego ulubionego baru. Na miejscu byliśmy po kilkunastu minutach jazdy, weszliśmy do środka, gdzie od razu dało się usłyszeć głośną muzykę i śmiechy pijanych, bądź tych, którzy dopiero zaczynali randkę z procentami. Podeszliśmy do wysokiej drewnianej ladu, gdzie przywitaliśmy się z jednym z naszych znajomych, a potem rozsiedliśmy się na krzesłach barowych, z racji tego że tutejszy barman to kuzyn Ricka, to zawsze pierwsze drinki mamy darmowe. Uwielbiam sobie czasem wypić, uszczęśliwia mnie to, nie wiem czemu.

Po kilku godzinach zabawy Rick zarządził, iż trzeba spadać. Tak więc jakieś dwadzieścia minut później byliśmy już w drodze. Alkohol nie działał na nas, jak na zwykłych ludzi, więc o wiele szybciej ulatniał nam się z krwi. Przez całą drogę patrzyłem przez okno na spowity mrokiem las, co jakiś czas zerkając na siedzącego za kierownicą bruneta. Chłopak jechał w milczeniu obserwując drogę. Jego życie wydawać się mogło beztroskie, lecz wcale takie nie było. Często ledwo znajdował czas nawet dla swojej narzeczonej, o przyjaciołach nie wspominając. Wszystko dlatego, iż gdy osiągnął dwadzieścia lat problemy postanowiły zwalić mu się na głowę niczym lawina. Po kilkunastu minutach Rick odstawił mnie do domu, od razu po przekroczeniu progu poszedłem wziąć szybki prysznic, aby potem pójść do swojego pokoju i położyć się do łóżka.

PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz