Rozdział #29

318 18 0
                                    

Stałem już w ludzkiej postaci, nad ciałem mojego wroga. Alfy przez którego moja rodzina ucierpiała wielokrotnie. Teraz już ten gnój nikomu więcej nie zrobi krzywdy. Nareszcie nasza wataha będzie mogła żyć spokojnie. Po chwili podszedł do mnie Rick, był cały we krwi, miał również liczne rany. Chłopak splunął krwią i spojrzał na mnie.

– Stary jestem ci winien kurwa życie. – Wysapał, był wyczerpany, tak jak my wszyscy zresztą.

– Tak w sumie to spłaciłeś dług. – Powiedziałem i poklepałem chłopaka po ramieniu.

– Może tak, ale za to ty musisz się jeszcze pobawić w bohatera.

– O czym ty mówisz? – Uniosłem brew zdziwiony.

– James, ty idioto, dzisiaj osiemnaste urodziny twojej panny!

– O kurwa... zapomniałem o tym...

Jak? Jak mogłem zapomnieć o czymś takim? 

- To co ty tu jeszcze kurwa robisz?!

- Ale czy to ma sens? Nawet nie wiem czy ona czuje do mnie to samo, co ja do niej...

– James, nie denerwuj mnie. Gołym okiem widać, że ona jest w tobie cholernie zakochana. – Rick chwycił mnie za ramiona i spojrzał prosto w oczy, jak gdyby chciał abym się przekonał, że nie kłamał.

– Tak myślisz?

– Nie James, ja to wiem – powiedział, puszczając mnie i się uśmiechnął – a teraz leć do niej i ją ratuj.

– Zatem muszę się pośpieszyć, nie zostało już raczej wiele czasu. – Rzuciłem szybko i równie szybko pobiegłem w las.

Moja noga musiała się już zregenerować, ponieważ pomimo tego, że zacząłem biec najszybciej jak tylko mogłem nie czułem bólu. Musiałem się śpieszyć i nawet złamana noga by mnie nie powstrzymała. W końcu dobiegłem do domu. Potem szybko przestąpiłem próg i pobiegłem go swojego pokoju, zgarnąłem jakieś w miarę porządne ubrania. Następnie szybkim krokiem wszedłem do łazienki. Zdjąłem z siebie zakrwawione ubrania, a potem wskoczyłem pod prysznic. Po szybkim prysznicu ogarnąłem się do końca, i ubrałem się w to co wcześniej wziąłem. Żeby zyskać na czasie nie fatygowałem się drzwiami, wyskoczyłem przez okna i zacząłem biec. Na moje nieszczęście jej dom jest dość daleko od mojego, ale to mnie nie powstrzyma. Nie pozwolę jej umrzeć. Ten cholerny deszcz też nie ułatwia sprawy.

Po około dziesięciu minutach drogi w końcu dotarłem na miejsce. Przed domem stało mnóstwo samochodów, domyśliłem się więc, że w budynku jest sporo osób. Podszedłem do drzwi i zapukałem. Długo nie musiałem czekać, gdyż drzwi otworzyły się po minucie, w progu domu stał brat Rozy.

- O cześć. Roza nic nie wspominała, że przyjdziesz

- Podejrzewam, że sama nie wierzy że mnie jeszcze zobaczy, ale nie ważne. Gdzie ona jest?

– W ogrodzie. – Odpowiedział chłopak, po tym jak popatrzył na mnie dziwnie.

- Ok. Dzięki - powiedziałem i poszedłem w kierunku ogrodu, chociaż to trochę dziwne, że ktoś wychodzi do ogrodu w deszcz

Gdy dotarłem na miejsce to zobaczyłem to czego szukałem.

Rozalia

Stałam sama w altanie, czekając na te ostatnie momenty, kiedy to śmierć weźmie mnie w swe objęcia i zabierze na drugą stronę. Eh... pogodziłam się ze swoim losem, ale i tak chciałabym odejść w innych okolicznościach... To już nie ma sensu... Choć w sumie jest rzecz, którą chciałabym zrobić przed śmiercią... Pożegnać się z tym komu mogłam zaufać... z tym kto mi pomagała w chwilach słabości.... z tym kto stał się moim jedynym przyjacielem... z tym kogo... pokochałam...

Najgorsze jest to, że już nigdy go nie zobaczę... Dzisiaj nie tylko ja umrę... To dzisiaj również była wojna, o której mówił mi James dokładnie tydzień temu... A skoro go nie ma to oznacza tylko jedno... nie żyje... poniósł klęskę na jakiejś cholernej wojnie...

Po mojej twarzy spłynęła pojedyńcza łza... Gdy jednak chciała się rozpłakać na dobre to usłyszałam za sobą odchrząknięcie... Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam tego kogo sądziłam, że już nigdy nie będzie mi dane zobaczyć. Nie zwracałam uwagi na nic i rzuciłam się chłopakowi na szyje. Odwzajemnił. Objął mnie i mocno do siebie przycisnął.

- Ty żyjesz... - wyszeptałam

- Nie zostawiłbym cię - powiedział

Puściłam chłopaka i spojrzałam mu w oczy. Chciałam już wypowiedzieć te dwa magiczne słowa, gdy nagle zakręciło mi się w głowie. Straciłam równowagę i upadłam, nie uderzyłam jednak w twardą podłogę altany, zostałam zatrzymana przez jego ramiona. Jedyne co zobaczyłam za nim ogarnęła mnie całkowita ciemność to jego cudowne zielone oczy...

James

Dziewczyna obsunęła się na ziemię, zanim jednak uderzyła o ziemię to zdążyłem ją złapać. Ta jednak zamknęła oczy, jej ciało powoli traciło temperaturę. Głowa dziewczyny bezwładnie opadała.

- Rozalia? Rozalia?! Proszę cię! Nie opuszczaj mnie! - wykrzyczałem

Ona jednak nie reagowała...Poczułem, że po mojej twarzy spływa łza...

- Proszę nie rób mi tego.... Nie chce cię stracić... Kocham Cię...

PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz