Rozdział #27

292 17 0
                                    

 Dni mijały nie ubłaganie. Minął już dobry tydzień, a co za tym idzie, został tylko tydzień do moich urodzin. Już czuje że to będzie katastrofa, a z resztą czym ja się przejmuję, przecież i tak umrę. To wszystko jest tak pomylone, że nie wiem nawet jak to określić. Eh... mniejsza z tym. Po prostu muszę się z tym pogodzić. Tak będzie lepiej. 

  Postanowiłam że pójdę sobie trochę pobiegać. Las i świeże powietrze dobrze mi zrobią. Dwa razy nie myśląc, wyszłam z pokoju, zeszłam na dół, uprzedziłam rodziców że wychodzę, ubrałam buty i wyszłam z domu. Przebiegłam przez drogę, by potem zniknąć za drzewami i przybrać swoją wilczą postać.

  Biegłam lasem mając wszystko w głębokim poważaniu. Przynajmniej w lesie mogę się wyluzować i zapomnieć o otaczającym mnie zjebanym świecie, w którym wszystko jest przeciwko mnie. Dlaczego moje życie jest takie do dupy?

  Gdy dobiegłam do polany to się zatrzymałam i położyłam w trawie. Trochę nudne zajęcie, ale jeżeli nie ma się nic innego do roboty, to nawet takie coś jest dobre na zabicie czasu. Ale dobra. Może w końcu stanie się coś ciekawego.

  Chciałam i dostałam. Z krzaków zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Szybko wstałam, i przygotowałam się na ewentualne starcie. Nie myliłam się. Z krzaków wyszedł ciemno-szary wilk, o czerwonych oczach. Wilk jednak nie warczał, ani nie szykował się do ataku, a jedynie mi się przyglądał. Wolałam jednak zostać czujna, na wypadek gdyby wilk mnie zaatakował.

  Po chwili to co było wcześniej zwierzęciem, przybrało swe ludzkie oblicze i teraz zamiast ciemno-szarego wilka z czerwonymi ślepiami, stoi przede mną wysoki szatyn o zielonych oczach.

- To tak się wita przyjaciół? Ciekawy sposób - zaśmiał się chłopak

Na jego słowa zmieniłam się w człowieka.

- Nie poznałam cie głupku

- Yhym - wymamrotał, a uśmiech nie znikał z jego twarzy - A wiesz? Chciałem z tobą porozmawiać Rozalia.

- O czym?

- O kilku dość ważnych rzeczach - spoważniał nagle

Usiadłam na trawie, a chłopak po chwili mi zawtórował.

- No więc o czym chcesz porozmawiać? - zapytałam

- Posłuchaj, za tydzień ma się odbyć walka, od której wyniku będą zależały losu watahy Ricka. Ale w tej walce będzie brała udział również wataha Efesa z tym gnojem na czele - powiedział z nutką złości w głosie.

- Mam nadzieję, że wygracie. Ale wiesz co Ci powiem?

- Słucham

- Za tydzień są moje osiemnaste urodziny i chyba wiesz co się wtedy stanie - spuściłam głowę i wgapiłam wzrok w trawę 

James nic nie odpowiedział, a jedynie obserwował mnie z niezwykłą uwagą.

- Ale po co ktoś miał by się tym przejmować.  Nie jestem nikomu do niczego potrzebna

  Na moje słowa chłopka się wyprostował.

- Nawet tak nie mów! - wrzasnął

- Ale taka jest prawda James.... Dla wszystkich będzie lepiej jak umrę

- Do cholery Roza - wstał i stanął przede mną - przestań pieprzyć głupoty

- Taka prawda....

- Skoro tak, to ja nie chcę takiej prawdy - powiedział, a jego mięśnie wyraźnie się napięły

  Nie odpowiedziała już nic. James i tak był bardzo poruszony moimi słowami. Na tyle, aby się wkurzyć...








PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz