Rozdział #28

309 18 0
                                    

Minął dokładnie tydzień... Już dzisiaj jest ten dzień... Dzień mojej śmierci... Ale również dzień moich urodzin, w związku z czym przygotowania idą w najlepsze. Oczywiście wszyscy z uśmiechem na ustach. Wszyscy oprócz mnie. Nawet mój brat, gdy do mnie rano przyszedł i złożył mi życzenia, był bardziej zadowolony niż ja. Ale z czego tu się cieszyć. Eh... no nieważne. Pewnie zaraz wszyscy krewni się zjadą, będzie pełno życzeń i innych pierdół.

Kiedy miałam zamiar się pogrążyć w smutku i zacząć się nad sobą użalać to usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zdążył nic powiedzieć, ani zareagować w jakikolwiek sposób ponieważ do mojego pokoju weszli rodzice, a zaraz za nimi Rafael.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli w tym samym momencie, ja mimo iż starała się tego nie robić, uśmiechnęłam się.

- Dziękuje wam, jesteście wspaniali - powiedziałam i wstałam z łóżka, w celu przytulenia się do rodziców.

A już po upływie kilku sekund zostałam zamknięta w stalowym uścisku mojej rodzicielki.

- Mamo wystarczy bo się uduszę - zażartowałam.

- Eliza, wystarczy bo udusisz nam córkę - zaśmiał się tata.

Mama mnie puściła, a potem spojrzała mi w oczy. Uśmiech nie zniknął jej z twarzy. Udało mi się zauważyć że w jej oczach pojawiły się łzy.

- Jeszcze nie dawno byłaś taka mała, a dzisiaj już będziesz dorosła - powiedziała, jedna łza spłynęła po jej twarzy.

- Mamo wszyscy kiedyś dorastają - powiedziałam i posłałam mamie uśmiech.

- Święta prawda. No dobrze, my pójdziemy ogarnąć wszystko na twoją imprezę, a ty przez ten czas się przygotuj - powiedziała mama, po czym wraz z tatą i Rafaelem opuściła mój pokój.

No nic... trzeba by coś na siebie włożyć co nie?

Podeszłam do swojej szafy, i zaczęłam przeglądać moje fatałaszki. Cholera. Niczego co by było w miarę nie mogłam znaleźć. Aż w końcu z czeluści szafy wygrzebałam czarno-białą sukienkę. Była dość ładna, kończyła się na udach, była na ramiączka, w pasie dość ciasna, czarna z białym paskiem.

Szybko ją na siebie założyłam, a następnie poszłam do łazienki. Tam oczywiście przeczesałam sobie włosy, i zostawiłam je luźno. Zrobiłam jeszcze makijaż i uznałam, że jestem gotowa. Nie wiedziałam ile czasu mi to wszystko zajęło, ale sądząc po odgłosach dochodzących z dołu, to dość sporo.

Wyszłam z łazienki, a następnie ze swojego pokoju. Zeszłam na dół, a tam było masakrycznie. Pełno ludzi. Tu się chyba zjechały wszystkie ciotki, babcie, wujkowie, dziadkowie i wszelkie kuzynostwo. No i oczywiście to wszystko musiało mi złożyć życzenia no bo jak inaczej. Po tym jak udało mi się uwolnić od moich kuzynek, weszłam do salonu, a tam zobaczyłam stół pełen jedzenia. Przeróżne przekąski słodkie, słone i w ogóle pełno tego. Oj coś czuje będzie niezła maskara.

James

To dzisiaj staniemy do walki po której wszystko wyjdzie na jaw. Właśnie wspólnie z Rickiem oraz kilkoma wilkami z watahy, kończyliśmy rozmowę.

- Czyli wszyscy gotowi - stwierdził Rick po czym skierował się do wyjścia.

My poszliśmy za naszym alfą, by już po chwili znaleźć się przed budynkiem domu watahy.

- Chciałem tylko powiedzieć że nie mam pojęcia co się tam stanie - zaczął alfa - ale jedno jest pewne... Dzisiaj zostanie przelane mnóstwo krwi, a nasz los jest pozostawiony jedynie w rękach boga. A więc czy wszyscy są ze mną?! - wykrzyczał, na co cała wataha odpowiedziała mu okrzykiem oznaczającym "tak". - A więc ruszamy!

PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz