19. Obawy i niepokoje

1.1K 63 1
                                    

Nastał chłodny poranek. Naruto lekko zadrżał, gdy jego ręką musnęła spowitą rosą trawę. Zdziwił się, bo w ciągu nocy temperatura mocno spadła, a na niebie kłębiły się chmury. Ziewając wstał i potarł zaspane oczy. Gdy już wzrok my się wyostrzył zaczął szukać Zboczonego Pustelnika, który najwyraźniej gdzieś sobie już poszedł.
- Mam nadzieję, że nie zostawił mnie tu samego - Mruknął niezadowolony, a następnie ociężale wstał.
Na polance nie było go widać, ale jego rzeczy nadal leżały, więc nadal musiał być gdzieś w pobliżu. Tylko gdzie? Naruto, który pierwszy raz był tak daleko poza wioską, nie wiedział co robić. Nie znał tych terenów, ani tego, kiedy towarzysz podróży może tutaj wrócić.
Kiedyś nauczyciele mówili, że jeżeli nie jest się pewnym swojego położenia, to najlepiej zostać w jednym miejscu. Jednak to był Naruto. Czyli człowiek który po pierwsze nie pamięta o tym, bo nie uważał na lekcjach, a po drugie nawet jeśli by pamiętał, to jego niecierpliwość i tak by zwyciężyła.
Uznał, że pójdzie na wschód, bo w zasadzie kto mu zabroni? Nie myślał o tym czemu akurat tam idzie, w końcu jego umiejętności tropicielskie są bliskie zera. Albo i jemu równe.
Wchodząc między wielkie drzewa, zauważył jakąś dziwną obecność. Ogarnął i go dziwny strach i przerażająca moc. Zauważył, że przed oczami widzi jedynie ciemność. Jakieś dziwne groźne warczenie odezwało się tuż za nim. Jednak sparaliżował go strach i przez to nie śmiał się obejrzeć, aby zobaczyć, co stoi za nim. Istota wydawała się do niego przybliżać. Odgłos drapania pazurów o podłogę przybliżał się coraz bardziej. Czuł ciepły oddech na swoich plecach.
Szybko obrócił się i zamrugał oczami, już nie był w tym ciemnym pomieszczeniu. Potwór zniknął, a przed nim stał Jiraiya:
- Zbo... Zbo...czony Pustelnik... - Wyjąkał, jednocześnie próbując uspokoić swój nerwowy oddech.
- Coś się stało? - Zmarszczył brwi i zaczął wpatrywać się w blondyna.
- Ja... - Wziął głęboki oddech, a następnie pokręcił głową - Nie, nic się nie stało. Po prostu szukałem ciebie. Gdzie byłeś?
Jiraiya wyglądał jakby nie do końca wierzył w to, co mówi chłopak. Jednak uznał, że i tak nie uda mu się zmusić Naruto do powiedzenia prawdy, więc spokojnie pozwolił na to, aby zmienić temat
- Poszedłem nad rzekę i złowiłem kilka ryb - Podniósł rękę, ukazując kilka już upieczonych ryb.
- Kiedy zdążyłeś rozpalić ognisko? - Nagle zapomniał o wcześniejszej sytuacji i ożywił się na widok jedzenia.
- Phi! Ninja nie potrzebuje rozpalać ogniska dla tak błahego celu - Podniósł dynie głowę i zaczął iść w stronę obozowiska - No chodź, zjemy póki gorące!
- Czekaj! - Naruto pobiegł w ślad za nim - To jak to zrobiłeś Zboczony Pustelniku?!
- Po pierwsze kiedyś się dowiesz, po drugie nie nazywaj mnie tak!
Oczywiście znów rozpoczęła się kłótnia, która trwała jednak krótko. Gdy tylko zaczęli jeść gorącą i smaczną rybę, to zapomnieli o niezgodzie. Po posiłku przez chwilę siedzieli nic nie mówiąc, ale w końcu Jiraiya przerwał ciszę:
- Dzisiaj wieczorem powinniśmy dotrzeć do Tsunade - Popatrzył na reakcję chłopaka, a następnie odpowiedział na niezadane pytanie - Nie, nie da się wcześniej.
- Jeżeli byśmy...
- Nie! - Białowłosy gwałtownie mu przerwał - Potem mamy jeszcze coś do zrobienia. Nie możesz zużyć całej energii.
Naruto nic na to nie odpowiedział. Wciąż był zły, za to jak gwałtownie mu przerwał. I nawet jeśli powód był błahy, to jego wrodzona ciekawość nie była w stanie z tym wygrać.
- Tsunade jest dorosła i doskonale da sobie radę - Jiraiya kontynuował nie zrażając się zachowaniem chłopaka - Jest jednak coś ważniejszego.
- Co? - Burknął pod nosem, dumnie patrząc w inną stronę.
- Zbliżają się egzaminy, a ty wciąż nie umiesz zrobić klona.
- Więc? - Naruto delikatnie zerknął na mężczyznę.
- Więc cię tego nauczę.
- Tak! - Blondyn podskoczył, ukazując swój szeroki uśmiech - Dam z siebie wszystko!

Kilka godzin wcześniej, wiele kilometrów dalej, Itachi wracał do swojego domu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki zrelaksowany. W końcu odkąd został głową klanu Uchiha, nie myśl czasu na nic miłego. Wciąż prowadził te same zebrania i uspokajał tych samych ludzi. Wszystko było takie monotonne i nudne. Teraz było inaczej. Jeden wieczór, który zmienił tak wiele, który uspokoił jego zmartwione serce.
- Nie rób tego Itachi.
Za jego plecami odezwał się cichy głos, więc odwrócił się i spojrzał na zdeterminowanego Isao. Chłopak wyglądał na spiętego, zupełnie jakby spodziewał się ataku.
- O co ci chodzi? - Posłał mu zimne spojrzenie, a w odpowiedzi na nie, Isao głośno przełknął ślinę - Izumi, nie waż się jej skrzywdzić.
- Czemu miałbym ją skrzywdzić? Jest z mojego klanu, więc nie mam wobec niej złych intencji. Ciebie za to mógłbym skrzywdzić - W czarnych oczach błysnął Sharingan - Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie swojego zachowania, Natsume Isao.
Chłopak w odpowiedzi szybko cofnął jedną nogę, szykując się do ucieczki. Jednak zdecydował zostać. Zdusił w sobie narastający strach i drżącym głosem odparł:
- Wiem, że ty nie chcesz jej skrzywdzić - Wpatrywał się uporczywie w podłogę, jednak odetchnął głęboko i ośmielił się podnieść wzrok - Jestem sensorem. Sensorem szczególnie wyczulonym na uczucia. Na początku, gdy tylko przyszedłeś, nie zwracałem na twoje uczucia. Byłem zbyt zaskoczony twoją wizytą, ale gdy wyszedłem, chciałem w razie czego pomóc Izumi.
- A więc powinieneś wiedzieć, że nie chcę jej skrzywdzić.
Zaczął iść, nie zwracając uwagi na Isao. Ta cała rozmowa nie miała sensu. Itachi był pewien, że jego rozmówca jest po prostu zazdrosny. W końcu właśnie był przy tym, jak kobieta która mu się podoba, jest całowana przez kogoś innego. Jednak nawet jeśli, to co się działo było logiczne, to ta rozmowa jest marnotrawstwem czasu:
- Wiem, że nie chcesz Uchiha Itachi, ale powinieneś wiedzieć, że ją skrzywdzisz.
Czarnowłosy przystanął i lekko obrócił głowę. Widok i głos zdesperowanego człowieka nie sprawiał, że czuł jakiejkolwiek współczucie. Jednak tutaj chodziło o Izumi. A gdy chodzi o nią, to sprawy się komplikują. Nic mu nie odpowiedział, ale wyczekujące spojrzenie sprawiło, że Isao szybko zaczął tłumaczyć:
- Chodzi mi o to kim jesteś - Zaczął nerwowo przebierać nogami, szukając wioski na wysłowienia swoich myśli - Jesteś przywódcą klanu Uchiha. Sądzisz, że będąc blisko Izumi nie słyszę głosów z twojego klanu o tym, że powinieneś się ożenić? Ale kandydatki które się pojawiają nie są takie jak Izumi. Są one tylko z najważniejszych rodzin Uchiha lub Hyuugą. Przestań więc mącić i sobie, i jej w głowie. Między wami nie ma przyszłości.
- Tak uważasz?
- Tak, to jest moje zdanie na ten temat. Oczywiście wiem, że umiałbyś sprawić, żeby Izumi była szczęśliwa. Jednak tu nie chodzi o was, tylko o cały klan. Nie chcę tego, ale taka jest prawda.
Itachi przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tymi słowami. Miały one sens, jednak nawet rozsądnemu umysłowi trudno było wygrać z sercem. Zastanawiał się jak wybrnąć z tej sytuacji. W końcu po prostu zaczął znowu iść, ale jeszcze krótko przystanął, by rzec:
- Lepiej wracaj juz do swojego domu. Nie ma sensu, żebyś krążył po tej dzielnicy po nocy.
Jego głos niesamowicie dumny i zupełnie krył cały strach o to, że wcześniejsze słowa mogą stać się prawdą.

***
W końcu wróciłam z Grecji! Było niesamowicie, ale dopiero teraz zauważyłam jak mało napisałam. Jednak patrząc na to, jak pracowicie spędzałam każdy dzień, to nie było to nic dziwnego :)
Mam nadzieję, że się podobało, a ja czując wasze wsparcie, wrócę do systematycznego pisania.

Saraba!

Saraba!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Więzi Ognia || NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz