20. Mistrz mistrza

860 60 2
                                    

- Kiedy zaczniemy trening?
Naruto wyskoczył, przed idącego spokojnym Jiraiyę. Ten jedynie pokręcił głową i szedł dalej, nie zwracając uwagi na dzieciaka. Blondyn jednak nie zamierzał przestawać:
- Zboczony Pustelniku nie ignoruj mnie! - Krzyknął, a następnie znów zagrodził mu drogę - Ja chcę...
- Nie obchodzi mnie to! - Wskazał palcem na chłopaka, a potem kontynuował - Ciągle tylko pytasz i pytasz się o to samo. Skoro zamierzasz zostać Hokage, to odrobina cierpliwości ci się przyda!
- Nie muszę mieć cierpliwości, przegonię wszystkich Hokage bez twojej pomocy. Mam Shisui'a, więc...
- Więc co? - Jiraiya przerwał mu gwałtownie i spojrzał z góry w niebieskie oczy - Ten twój Shisui nie będzie zawsze koło ciebie. A nawet jeśli będzie, to nie umiał cię nauczyć klonowania. Nie możesz polegać na jednym człowieku.
- Mam jeszcze Izumi i... - Nerwowo przebrał nogami, myśląc o kimś innym ze znajomych - Nie jestem sam.
- Dwie osoby? Sądzisz, że tyle ci wystarczy?
Naruto zastanowił się. Nie wiedział, co powinien odpowiedzieć. W końcu nigdy nie zastanawiał się nad tym. Odkąd spotkał Shisui'a z Izumi i zorientował się, że są ludzie, którzy są mili, był pewien, że to wystarczy. Nie musiał o tym myśleć, bo po prostu, to była dla niego rzeczywistość. Przecież trening z Jiraiyą miał być przez chwilę, a potem po prostu każdy z nich podszedłby w swoją stronę.
- Ty nigdy nie zostałeś Hokage, skąd możesz wiedzieć, co jest mi potrzebne, by nim zostać - Mruknął wpatrując się w ziemię, a po chwili flegmatycznie zaczął iść w stronę najbliższego miasteczka.
Jiraiya wpatrywał się w powoli oddalającą się postać. Z pewnością nie był to zły chłopak, ale było w nim coś dziwnego. Nawet dni, które spędził przy Shisui'u, nie sprawiły, że zaczął o wiele chętniej zadawać się z innymi. Oczywiście poprawił się pod tym względem, ale to było wciąż za mało.
- Chłopcze! - Krzyknął za blondynem.
Zirytowany Naruto stanął. Ile jeszcze można słuchać słów tego starego zboczeńca? Niechętnie odwrócił głowę i prychnął:
- Co takiego?
- Wiesz... - Jiraiya zrobił pauzę, podczas której powoli zbliżył się do chłopaka - Masz rację z tym, że nie zostałem Hokage. W zasadzie to nigdy nie chciałem nim zostać - Spojrzał na reakcję rozmówcy, ale niebieskie oczy wyrażały jedynie znużenie - Jednak dawno temu byłem mistrzem Czwartego Hokage, więc wiem, co ty powinieneś zrobić, by nim zostać.
Naruto stał przez chwilę oszołomiony. Ten stary zboczeniec uczył najwspanialszego Hokage? Ale jeśli tak, to...
- Czemu? - Wyrzucił z siebie po chwili.- Co czemu? Powinieneś mówić jaśniej chłopcze.
Blondyn odwrócił wzrok, widząc stanowcze oczy Jiraiyi. Miał przed sobą proste zadanie, ale wykonanie jego okazało się trudne. Musiał ubrać myśli w słowa, ale zrobienie tego wydawało się trudne.
- Czemu ja? Na pewno znasz wiele utalentowanych ludzi, więc czemu to ze mną chcesz trenować - Mówił cicho. Ciągle nerwowo przebierał nogami, szukając jakieś wygodnej pozycji - Nie lubię się do tego przyznawać, ale nawet Sasuke jest lepszym kandydatem. Ja jestem jedynie nikomu niepotrzebnym sierotą.
- Uchiha Sasuke? - Jiraiya wzruszył ramionami, a następnie zaczął iść drogą. Jednak po chwili się zatrzymał i nie odwracając się dodał - Jest Uchihą, więc to oczywiste, że jest silny. Jestem pewien, że zyska siłę równą, a może nawet i większą niż Hokage.
Naruto przygryzł wargę tak mocno, że cienki strumyk krwi przeleciał po jego brodzie.
- Rozumiem - Odparł krótko, ale zastanowieniu się dopowiedział - Dam sobie radę, nie musisz mnie niczego...
- Ale! - Stanowczy głos Jiraiyi sprawił, że Naruto przerwał i z zaskoczeniem podniósł wzrok - Jeżeli chodzi o Czwartego i jego poprzedników, to ty mi ich najbardziej przypominasz. Według mnie, powinieneś rywalizować z nim o ten tytuł, bo masz potencjał. Trenowania Sasuke byłoby proste, a ty jesteś dla mnie idealnym wyzwaniem. Jedynym pytaniem jest to, czy ty również chcesz przyjąć te wyzwanie?
Dziwne uczucie ogarnęło chłopaka. Kolejna osoba chciała mu pomóc. Kolejny człowiek wierzył w jego możliwości. Świat z dnia na dzień stawał się coraz piękniejszy.

- Tak nie może być! - Czarnowłosy mężczyzna ze złością walnął pięścią w stół - To oczywiste, że Piasek próbuje się nas pozbyć, a my nic z tym nie robimy!
- Uspokój się Kazuto - Itachi posłał groźne spojrzenie dla swojego podwładnego - Wojna na nic nam się nie przyda.
- Ale nic nie robienie jest głupie - Odezwał się opanowany głos Yosuke - Oni przecież śmieją się nam prosto w twarz.
- Nie dość, że lata od tamtego ataku, to jeszcze Piasek stanowczo odrzuca wszelkie zarzuty - Itachi odparł chłodno - Nie zapomnimy o tym wydarzeniu, ale przelewanie krwi w tej sprawie jest bezsensowne. Nie mamy twardych dowodów na ich winę, więc nie możemy narazie nic zrobić.
- Sam widziałeś ich maski, a mimo to wciąż masz wątpliwości? - Kazuto dumnie założył ręce i wyzywająco spojrzał na młodego przywódcę.
- Łatwo jest porobić maskę ANBU, a oprócz tego co widzieliśmy, nie ma żadnych innych dowodów na ich winę. Ich ciała zostały zniszczone, więc nie możemy ich zbadać. Nie możemy całkowicie ufać naszemu wzrokowi. W końcu, to mogła być iluzja.
- No ładnie - Prychnięciem Kazuto ukazał swoją pogardę - Sam Uchiha Itachi przyznaje, że był pod wpływem iluzji?
- Licz się ze słowami Kazuto - Yosuke odezwał się po chwili przypatrywania się rozmowie - Z pewnością masz trochę racji w swoich wypowiedziach, jednak w drugiej wypowiedzi też jest trochę racji - Tu pokornie ukłonił się w stronę Itachiego - Prosto jest oszukać ludzi i nigdy nie można być pewnym, że się nie zostało oszukanym. Jednak właśnie dlatego powinniśmy prowadzić śledztwo, które nie będzie podlegać Hokage.
- Trzeci nie będzie zadowolony jeśli to zrobimy. Musimy również myśleć o dobrze wioski.
- Nie obchodzi mnie wioska, moja żona została przez nich zamordowana. I ona i moje nienarodzone dziecko. Masz pojęcie o tym, jak mocno chcę się zemścić?
Itachi westchnął głęboko i zamyślił się, szukając odpowiednich słów. Po zamachu takie rozmowy były codziennością. Większość osób nawet jeśli nie pogodziła się ze śmiercią bliskich, to wciąż próbowała patrzeć na tę sytuację z dystansem. Jednak niektórzy nie chcą tego zrobić i ciągle próbują ukarać winnych. Nie obchodziło ich to, że przez swoją bezmyślność mogą zabić niewinne osoby. Trudno było ich winić za to, że na początku byli zgorzkniali, ale czas ciągle parł do przodu i powinni już się uspokoić.
- Zemsta nie jest nigdy dobra, przynosi ona jedynie smutek i jeszcze większy ból. Nie mogę na nią pozwolić - Zgrabnie wstał od stołu - A teraz musimy się pożegnać, mam jeszcze inne sprawy na głowie.
Grzecznie pochylił głowę, a ci, nie mając wyboru odpowiedzieli mu tym samym. Obaj mieli zbyt słabą pozycję, żeby przeciwstawić się woli Itachiego. Oczywiście mogli go próbować przekonać, ale nie mogli przekraczać pewnych granic. Ludzie z zewnątrz zazwyczaj uważają, że każdy Uchiha jest niesamowicie silny i trudno wybrać tego najlepszego, ale nawet tutaj panuje ścisła hierarchia. Ani Kazuto, ani Yosuke nie odważyliby się wykroczyć poza nią. Właśnie ta wiedza pomagała Itachiemu w pewności, że może bez żadnych problemów wyjść z tego pomieszczenia.

Gdy tylko zasunął po sobie drzwi, zaczął iść w kierunku kuchni. Kazuto i Yosuke przyszli tak wcześnie rano, że nie miał jeszcze okazji, by zjeść śniadanie. Oczywiście goście specjalnie wybrali tę porę, mając nadzieję, że brak śniadania osłabi Itachiego. Nie robili tak po raz pierwszy, ale poprzednie porażki nie zniechęciły ich. Żal w ich sercach był zbyt wielki.
Wchodząc do jasnej kuchni, zobaczył Sasuke, który przygotowywał posiłek. Jeszcze trzy lata temu był dzieciakiem, który nie przegapiał żadnej okazji, by przytulić się do swojej mamy czy brata. Teraz było inaczej. Po śmierci ojca zaczął się niesamowicie zmieniać. Jego spojrzenie spoważniało i wyrażało niechęć do wszystkich dookoła. Przy rodzinie był nieco spokojniejszy, ale wciąż zimny.
- Sasuke, pójdziemy dzisiaj razem do szpitala - Powiedział i podszedł nalać sobie wody.
Młodszy brat na chwilę zamarł, ale zaraz potem wrócił do krojenia warzywa. Zaczął wykonywać tę pracę tak jakby nie miał czasu na rozmowę, ale w końcu się odezwał:
- A co z akademią?
- Masz i tak najlepsze oceny w szkole, jeden dzień wolny nie będzie problemem.
- Muszę trenować, nadal jestem za słaby - Przez cały czas uparcie nie patrzył na brata - Idź sam, nie jestem lekarzem, więc nic nie pomogę.
- Sasuke... Nawet jeśli nie znasz się na leczeniu, to bycie przy...
Wypowiedź przerwał głos młodszego brata:
- Przecież ty tam będziesz. W pokojach szpitalnych i tak nie powinno być za dużo ludzi - Wreszcie spojrzał na Itachiego - Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym opuszczać lekcje.
Spojrzenie czarnych oczu zawsze potwierdzało przypuszczenia Itachiego - Sasuke był jednym z tych, którzy nie pogodzili się ze śmiercią. On również szukał zemsty, choć próbował tego nie ujawniać.
- Mama na pewno by się ucieszyła, gdybyś tam poszedł - Spróbował ponownie, ale już wiedział, że te wysiłki pójdą na marne
- Idę do szkoły - Odparł twardo Sasuke, a po chwili wrócił do poprzedniego zajęcia. Według niego nie było możliwe, żeby Nozomi zmarła. Przecież świat nie jest aż tak okrutny.

***
Staram się trzymać akcję w dwóch miejscach jednocześnie. Mam nadzieję, że mi się to udaje :) Jeżeli piszę tak, że nie możecie zrozumieć o co biega to dajcie znak.
Dziękuje za 200 gwiazdek i ponad 1,9tysiąca wyświetleń :D

Saraba!

Saraba!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Więzi Ognia || NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz