Rozdział 2

4.2K 107 4
                                    

Robię gest jakbym pieściła z miłością komputer na co Matt roześmiał się. To prawda, lubię te urządzenia. Zawsze miałam talent do odkrycia i zrozumienia jak to chodzi. W każdym razie, to prawda, że ta biedna maszyna ma już swoje lata... Mam czas, aby wejść na 42 piętro przeskakując po dwa stopnie, kiedy komputer nie załadował jeszcze pierwszej strony... Nie zaczynaj narzekać Victoria! Pewnego dnia nauczę się cierpliwości i będę jak niewzruszeni mędrcy... Tak, pewnego dnia. Matt siada energicznie na swoim krześle i jednym ruchem podjeżdża do mojego.

     - Masz szczęście, trafiłaś na najlepszego, który wyjaśni ci, jak funkcjonuje ten cyrk!
     - To znaczy?
     - Jesteś w korporacji Cartera. Są ścisłe reguły dotyczące użytkowania sieci wewnętrznej i całej reszty. Potrzebujesz przewodnika żeby wskazał ci właściwą drogę w tej nieprzyjaznej dżungli...
     - Ok, zgoda. Tak więc zaczynamy krokodylu Dundee, wyjaśnij mi wszystko.

Mam wrażenie, że to są tony informacji, które muszę poznać, nie tylko w kwestii procedur korporacji. Jestem zmuszona robić notatki...

     - Chcesz zejść i zrobić sobie przerwę? 
     - Tak, z przyjemnością!

W jadalni korzystam i robię kilka kroków. Cały poranek spędzony przed ekranem wywoływał ból głowy. Rozciągam się żeby się rozluźnić. Matt przygląda mi się z rozbawioną miną.

     - Co?...
     - Wszystko idzie dobrze, pani Prince?
     - Och! Och tak!

Prawie podskakuję i nieomal tracę równowagę. Matt jest rozbawiony.

     - Matt, mam nadzieję, że dobrze opiekujesz się panią Prince?

No proszę! Oto kto przyzwyczaja się do śmiania się z ciebie!

     - Och... Naturalnie, Gabriel! Będzie wkrótce bardzo samodzielna!

Z nieznanego mi powodu jestem wzruszona, że pan Simons przejmuje się moim samopoczuciem. To głupie, przecież to mój szef... Tym razem to ja patrzę na Matta z rozbawieniem.

     - Co pani powie, aby do nas dołączyć dziś wieczorem i poznać kilka osób z ekipy w mniej konwencjonalnym miejscu?
     - Dlaczego nie!
     - Super.
     - Super! Zaproponuję też Lisie.

Dzwoni telefon Gabriela.

     - Przepraszam was, muszę odebrać. Do wieczora.

Jestem podekscytowana, że spędzę wieczór z przystojnym szefem... Obserwuję go jak opuszcza salę z elegancją. Jego kroki są naturalnie seksowne. Moje oczy spoglądają ponownie na Matta gotowego prawie do powiedzenia mi nonsensu.

     - Podobasz mu się...

Mam wrażenie, że jestem czerwona jak burak.

     - Co ty opowiadasz!!
     - Nic, nabieram cię Victoria. Wyluzuj.

Udaję obrażoną minę i wracam do mojego biurka. Zjadłam szybko kanapkę w kafejce żeby zabrać się do poznania procedur w firmie. Mówię sobie, że im szybciej to skończę, tym szybciej będę mogła zacząć robić bardziej interesujące rzeczy.

     - Pani Prince, pan Simons prosił mnie, abym zajęła się pani dokumentami.
     - Och! Tak, ale jeśli ma pani zbyt dużo pracy, poradzę sobie.
     - Proszę się nie niepokoić! Chciałam tylko panią uprzedzić, że wykonałam kilka telefonów i wszystko zostało załatwione.
     - Dziękuję bardzo! Naprawdę.
     - Nie ma problemu. Nie przedstawiłam się też dziś rano. Nazywam się Lisa Parker. Mówmy sobie po imieniu!
     - Miło mi Lisa! To naprawdę super, że zajęłaś się wszystkim!
     - Kiedy Gabriel opowiedział mi o całej sytuacji, byłam zbulwersowana... Szczerze, kradzież toreb to prawdziwa plaga w tym mieście...
     - Och... Przydarzyło ci się to?
     - Nie, mnie nie, ale mojej przyjaciółce.

Korporacja CarterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz