Stiles,what the hell are you doing?! - czyli #PreferncjeTeenWolf

Jego reakcja na stłuczone kolana - Theo

Byliście umówieni na kolacje i razem z Theo czekaliście na opiekunkę, która miała zająć się Codym. Kiedy kobieta w końcu się zawiła, byłaś zdziwiona, że mężczyzna zatrudnił kobietę po pięćdziesiątce, a nie studentkę, tak jak się umawialiście.

- Cody, my wychodzimy. - przytuliłaś młodszą kopię twojego męża, a potem poszłaś do kuchni, gdzie Theo omawiał warunki pracy z opiekunką. - Theo, bo się spóźnimy.

- Już idę kotek! Zrozumiała pani? Niech Cody nie wchodzi na meble, bo nie są one przykręcone do ściany, więc może sobie coś zrobić. - wiedziałaś, że kiedy chłopczyk by sobie coś zrobił, rana by się zagoiła, ale sama uważałaś, że wtajemniczenie w ten cały świat tej biednej kobiety jest niepotrzebny. - Kolacja jest gotowa, wystarczy podgrzać, a i jeszcze! Proszę żeby młody nie szedł tak późno spać, dobrze? Maksymalnie o dziewiątej.

- Jasne, wszystko zrozumiałam. O której mogę się państwa spodziewać?

- Myślę, że po dziesiątej będziemy. - odpowiadasz spoglądając wymownie w stronę Theo. Jesteś mega głodna, a on się ociąga.

Theo kiwa głową w potwierdzeniu po czym kieruje się do holu, gdzie się ubiera i w końcu wychodzicie.

Po pysznej kolacji w waszej ulubionej włoskiej knajpce, wracacie do domu i to co zastajecie jest bardzo szokujące. Opiekunka kuca na podłodze w kącie cała przestraszona.

- To dziecko to wytwór szatana! - krzyczy kobieta. - Wywrócił się na schodach i aż usłyszałam gruchot, jakby sobie złamał nogę czy rękę, ale kiedy idę sprawdzić co się stało, na kolanie dużo krwi, ale żadnej rany! Nigdy więcej tutaj nie przyjdę!

Spoglądasz na syna, a ten wzrusza ramionami, czujesz jak Theo zaciska dłoń na twoim nadgarstku, patrzysz na niego, a ten próbuje powstrzymać śmiech. Kobieta bardzo powoli idzie do korytarza, skąd bierze swój płaszcz i torebkę, po czym wybiega z domu.

Nie wytrzymujesz i parskasz cichym śmiechem. Wytwór szatana, w końcu to dziecko Theo.