Rozdział 12

4.1K 143 2
                                    

Obudziłam się po uszy przykryta kołdrą. 

Cholera jak gorąco!    

Przypominam sobie właśnie mój dzisiejszy sen. Śniła mi się mama, a dokładnie to pożegnanie z nią. Płakałam przez sen, zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu. Jednak ktoś zdołał mnie uspokoić. Matt...

Pamiętam jak mocno przyciągnął mnie do siebie, czułam się wtedy tak bezpiecznie? Nie umiem tego nawet określić, ale wiem jedno. Chcę więcej. 

Powoli zwlekłam się z łóżka. Kiedy postawiłam stopy na zimną podłogę przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Otrząsnęłam się zaczęłam szukać ciuchów, których wczoraj dostałam od Luny. Mogę przysiąc, że jeszcze wczoraj położyłam je na fotelu, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Zaglądnęłam już prawie wszędzie i nie ma! Pozostała jeszcze szafa, ale ona jest Matt'a. Nie wydaje mi się by mogły się tam znaleźć. Jednak co szkodzi mi tam zajrzeć? Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Zajrzałam tam i ku mojemu zdziwieniu na wieszakach wisiały 'moje' ubrania. Ciekawe kto je tu powiesił...

Wzruszyłam ramionami i zaczęłam przeglądać ciuchy. Wybrałam ciemno-granatowe leginsy i zwykły, szary t-shirt. Wzięłam do tego jeszcze ciemny komplet bielizny i przebrałam się w łazience. Poczesałam włosy grzebieniem mojego mate, a raczej próbowałam je rozczesać. Moje włosy są na tyle nieznośne, że bez odżywki ani rusz do rozczesania kołtunów tym bardziej jeśli mam to zrobić grzebieniem. Potrzebuję swojej szczotki! Teraz!                                                                       Ze łzami w oczach ciągnęłam grzebieniem po brązowych włosach. Po około 15 minutach wyszłam z łazienki. 

Rozczesałam włosy, ale żeby znowu mi się nie poplątały potrzebuję gumki do włosów, niestety tutaj jej nie znajdę no, bo po co to dla faceta?

Cicho westchnęłam i znowu usiadłam na łóżku. Mój brzuch się odzywa, jestem głodna. Ciekawe, o której jedzą tu śniadania. Chociaż... I tak raczej tam nie pójdę. Wszyscy będą tam na mnie patrzeć. Ja to po prostu wiem, nie chcę tam pójść. Wolę być głodna. 

- Olivia, chodź na śniadanie. - nagle do pokoju wparował Matt. Normalnie jakby czytał mi w myślach.

- Nie chcę. - wzruszyłam ramionami.

- Musisz coś zjeść. - usiadł obok mnie i popatrzył głęboko w moje oczy jakby chciał coś z nich wyczytać.

Nie wiem co się ze mną dzieje. Jeszcze niedawno rzuciłabym się na niego, jakby na mnie tylko popatrzył, a teraz? Teraz siedzę i bez problemu z nim rozmawiam. 

- Ty tak powiedziałeś. - spuściłam głowę w dół.

- Oj no chooodź - przeciągnął ostatni wyraz - poznasz moją rodzinę, najważniejsze osoby watahy, do której ty też należysz.

- Nie należę do tej watahy. - ze stresu zaczęłam bawić się palcami.

- Spójrz na mnie. - chwycił mnie za podbródek przez co nasze twarze dzieliły max dwa centymetry.

- Nie chcę tam pójść. - powiedziałam cicho. 

- Co stało się z tą odważną, śmiałą, szaloną dziewczyną? - zapytał, a ja miałam ochotę wykrzyczeć mu coś typu "nadal nią jestem, ale w twoim towarzystwie nie potrafię taka być" albo "to przez ciebie taka nie jestem", ale nie chcę się już kłócić. Muszę powoli się z nim dogadywać, ale zatrzymać dystans. W odpowiedzi spuściłam wzrok co chłopak zauważył i zaczął kontynuować swoją odpowiedź - proszę, pójdź tam ze mną. 

-No... Dobrze. - westchnęłam. Nie wierzę, że to robię. Strasznie boję się tam pójść. 

Chłopak uśmiechnął się i wstał. Poszłam w jego ślady i już po chwili wychodziliśmy z pokoju. Przepuścił mnie w drzwiach, zatrzymałam się na chwilę, bo nie wiedziałam gdzie mam iść. Matt zamknął drzwi i chwycił mnie za rękę. Oh te okropne iskierki... Popatrzyłam na nasze złączone dłonie i mimowolnie uśmiech wkradł mi się na usta. 

Ja naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Jeszcze wczoraj szczerze go nienawidziłam, a teraz uwielbiam jego dotyk, uśmiech, to gdy patrzy mi w oczy... 

Co ta więź robi z wilkołakiem?

Zeszliśmy po schodach i skręciliśmy w lewo, a moim oczom ukazał się bardzo długi stół cały zastawiony różnorodnym jedzeniem. Właśnie poczułam jak bardzo jestem głodna... Przy stole siedziało już około 30-40 osób, jednak dwa miejsca po prawej stronie alfy były wolne. Czy to właśnie tam mamy siedzieć...? 

Moje podejrzenia nie były mylne. Po chwili znaleźliśmy się w miejscu, którego się obawiałam. Kiedy usadowiliśmy się obok brata mojego mate on razem z luną wstali dając tym samym innym wilkołakom znak, że również mają wstać. 

- Przywitajmy Olivię, to mate mojego brata, Matt'a. Od dzisiaj należy do naszego stada. - powiedział alfa. Z wrażenia, aż zakrztusiłam się śliną. Matt cicho się ze mnie zaśmiał przez co zabijałam go wzrokiem. Czy ktoś w ogóle zapytał mnie o zdanie?! Nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, nie chciałam zrobić z siebie kolejny raz idiotki, bo przed chwilą zaczęłam krztusić się w bardzo uroczystej chwili. Wataha po paru sekundach gapienia się na mnie zaczęłam bić brawo i uśmiechać się do mnie. Alfa z luną spoczęli, a tuż po nich reszta zebranych w jadalni. Ja z Matt'em zrobiliśmy to samo. Chyba ode chciało mi się jeść. Za dużo stresu jak na dziś. 

Popatrzyłam na Matt'a, który właśnie nakłada na swój talerz bardzo dużo mięsa, w sumie to normalne jak na wilkołaka. Jednak ja preferuję naleśniki z czekoladą. Cicho wypuściłam powietrze spuszczając głowę  w dół. 

Poczekam na Matt'a aż skończy jeść i szybko wrócę do swojego pokoju. 

Na sali słychać pojedyncze szmery i stukanie sztućców o talerze lub miski. Czuję się tu niezręcznie. Wszyscy jedzą, tylko nie ja. Od wczoraj jestem na diecie, a raczej na głodówce. Gdybym powiedziała to teraz dla Jason'a, Jake'a lub Lucy z pewnością wyśmiali by mnie. Ja kocham jedzenie i nie potrafię bez niego żyć, a tu zwyczajna niechęć do żywności. 

To jest u mnie niespotykane zjawisko... 

- Olivia, zjedz coś. - powiedział Matt lekko stukając mnie łokciem w bok. 

- Nie mam ochoty. - prawda jest taka, że po prostu nie chcę jeść w tym towarzystwie.

- Od wczorajszego popołudnia nic nie jadłaś - westchnął na co tylko wzruszyłam ramionami. Wziął kęsa mięsa i z powrotem na mnie spojrzał. Oglądnął mnie, a kiedy przeżuł znowu zaczął mówić - mam pomysł. Zrobimy naleśniki? 

- Byłoby fajnie... - zawstydziłam się lekko i spuściłam głowę w dół.  

- To chodź, ja już nie będę tego jadł - wstał i chwycił mnie za rękę po czym spojrzał na talerz pełen mięsa - zjem razem z tobą naleśniki. - uśmiechnął się. 

Mieliśmy już wychodzić z pomieszczenia, kiedy ktoś nas zatrzymał. Była to starsza kobieta i mężczyzna. Dokładnie się mi przyglądali na co zmarszczyłam brwi. Wyglądają na około 50 lat. 

- Nie przedstawisz nam sobie osobiście, synu? - kobieta skierowała pytanie ku Matt'owi. Więc to są jego rodzice...

- A tak. Olivia, poznaj moich rodziców. To Laura i Tristan, byli przywódcy tego stada. Kiedy Taylor znalazł swoją mate, w wieku 25 lat przejął panowanie - zwrócił się do mnie, opowiadając o jego rodzinie - mamo, tato, to Olivia... - westchnął jakby lekko spięty i przyciągnął mnie do siebie przez co cicho jęknęłam z zaskoczenia. 

- Miło mi państwa poznać. - wydusiłam z siebie po chwili niezręcznej ciszy.

- Nam ciebie również dziecko, mów do nas po imieniu. - uśmiechnął się Tristan. Jak na razie wydaje się całkiem dobrym człowiekiem. 

Pożegnaliśmy się z rodzicami Matt'a i ruszyliśmy do kuchni. Przy okazji tego, że chodzimy po domu głównym, Matt powiedział mi co, gdzie jest. Gdy zobaczyłam, że nikt nie chodzi blisko nas wyrwałam rękę z jego uścisku. 

- To, że z tobą rozmawiam nie oznacza, że nie jestem na ciebie zła. - powiedziałam siadając na krzesło barowe. 

Odzyskam Cię, Skarbie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz