Rozdział 26

2.5K 95 9
                                    

Olivia:

Nie jestem w stanie stwierdzić, ile dokładnie już jestem w tym miejscu. Jedyne co widzę to wschód słońca przez małe otwory, przypominające okna. Nie słyszę, ani nie czuję, by ktoś jeszcze przebywał w pobliżu. Jestem tu sama.

Czuję żal do siebie, że zostałam na tej głupiej sali, mimo ostrzeżeń. Matt prosił mnie bym uważała, a teraz oboje cierpimy, jestem cholernie nieodpowiedzialna. Otula mnie zimno. Doskwiera mi również głod, ale mimo wszystko nawet jeśli dostałabym coś do jedzenia, to i tak nie byłabym w stanie tego ruszyć.
Ciągle próbuję porozumieć się z moim mate, ale jest on zbyt daleko, lub coś po prostu zagłusza moje zmysły.

Usłyszałam kroki zbliżające się do mnie. Szybko uniosłam głowę, po czym podniosłam się z zimnej ziemi. Czym dźwięki były bliżej mnie, tym bardziej mój wilk szalał w środku. Dobrze wiedziałam o tym, że moje oczy pod wpływem strachu zmieniają kolor na ciemny. Widziałam również, że uwidoczniły się moje żyły, a ciało napieło się, przygotowane do ataku.

Gdy moim oczom ukazał się Jason nie wiedziałam czy mam zacząć się śmiać, czy płakać. Co to ma być do cholery?

- Co ty tu robisz? -zapytałam wprost, kiedy wilkołak ustał tuż przede mną.

- Jak to co? - zaśmiał się - mieszkam tu kochanie.

- Dobrze, a co ja tutaj robię? - uniosłam ręce w geście obronnym.

- Uznałem, że byłabyś idealną kandydatką na Lunę mojego stada, oraz matkę moich dzieci. - odpowiedział.

W tym momencie moje nogi zrobiły się jak z waty. Nie wierzyłam własnym uszom.

- Co się z Tobą dzieje, Jason? Czy ty siebie słyszysz? - zapytałam zszokowana. Moje ciało zaczęło drżeć.

Chłopak, z którym przyjaźniłam się tyle lat, porywa mnie, tym samym zabierając mnie mojemu mate. Nie rozumiem z tego nic. Tak bardzo chciałabym teraz znaleźć się w domu mojej watahy. W ramionach Matt'a.

- Od zawsze mi się podobałaś, ale myślałem że znajdę swoją mate - zbliżył się łapiąc mnie za podbródek agresywnie unosząc go do góry. Zacisnęłam zęby, by nie dawać mu satysfakcji z mojego bólu - tak się jednak nie stało. Byłaś kołem ratunkowym. Moje stado potrzebuje Luny.

- Dobrze wiesz, że nie jestem Twoją mate i nie zapewnie Twojemu stadu siły. Z resztą jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że nikt nie dowie się, że mnie więzisz? -powiedziałam przez zaciśnięte zęby - lepiej mnie wypuść! -krzyknęłam.

Chłopak nie zareagował dobrze na moją agresję, bo już po chwili poczułam silny cios na policzku. Przez chwilę miałam wrażenie, że kruszy mi się kość jarzmowa. Mam nadzieję, że to tylko wrażenie, bo kiedy jestem zmęczona i osłabiona to moje ciało nie regeneruje się tak szybko jak zawsze.

- Będziesz robiła to co Ci każę. - powiedział spokojnym tonem, po czym powoli wycofał się w kierunku wyjścia.

Kiedy słyszałam oddalające się ode mnie kroki osunęłam się po ścianie. Miałam ochotę popłakać się i zacząć krzyczeć, by ktokolwiek mnie usłyszał, ale nie mogłam. Nie chcę pokazać mojej słabości, bo szybciej mnie to wszystko zniszczy, a wtedy już nigdy się stąd nie ucieknę.

***

Głęboki wdech i wydech, wdech i wydech.

Myśl Olivia, myśl...

To niemożliwe, że będąc tak blisko domu nikt nie wie o moim pobycie w lochach. Mój bliźniak musi mnie czuć. W końcu jest betą Jason'a, na pewno przebywa w tym domu. Kurwa, coś tu jest nie tak.

Chodzę z jednego do drugiego końca celi, mam wrażenie, że miałoby to wzmożyć moje myślenie, ale nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Musiał mieć to idealnie zaplanowane.
Zastanawia mnie, po co porwał Tę dziewczynkę, bo zgaduję, że to właśnie jego sprawka.

Mój mózg zaraz eksploduje z natłoku myśli. Sama nie wiem, co w pierwszej kolejności mam zacząć analizować.

Być może warto byłoby postawić na ucieczkę. Przebywa tu wiele osób, które znam i mogłyby mi one pomóc. Jednak Jason nie jest głupi i dobrze to przemyślał, możliwe, że te osoby już wiedzą, co tu się dzieje, ale zwyczajnie nie mogą mi pomóc.

Jedyną osobą, której jestem pewna to mój brat. Muszę go znaleźć.

Moje przemyślenia przerywa ponowny dźwięk zbliżających się kroków. Po chwili drzwi otwierają się, a zza nich wyłania się strażnik. Związuje mi ręce, wyprowadza z celi i trzymając mnie za ramię prowadzi schodami w górę.
Nie siłuję się z nim, bo to zwyczajnie nie ma sensu. Nie mogę dodatkowo osłabić się przez szamotaninę. I tak nie mam siły ani energii.

Zostałam zaprowadzona do gabinetu alfy. Nie mam nawet ochoty wymawiać jego imienia.

Strażnik wprowadził mnie, ukłonił się do swojego władcy, po czym wyszedł. Zostałam sama z moim porywaczem, a zarazem osobą, która kiedyś była dla mnie największym wsparciem.

Stwierdzam, że władza potrafi poważnie uderzyć w głowę, czego doskonałym przykładem jest nasz ukochany Jason!

Wilkołak podniósł głowę znad papierów i spojrzał w moją stronę, na co tylko wywróciłam oczami. Podniósł się z fotela i powolnym krokiem zmierzał w moim kierunku. Swój zwrok skierowałam na sufit by tylko nie patrzeć na niego. Poczułam silny uścisk na swoim ramieniu, przez co zacisnęłam powieki, a z moich ust wydobył się cichy jęk bólu.

- Spójrz na mnie. - powiedział stanowczym głosem. Ja tylko mocniej zamknęłam oczy czekając na kolejny cios. Nie pomyliłam się, bo już za chwilę ból objął mój łuk brwiowy oraz prawe oko.

- Zostaw mnie! - krzyknęłam w reakcji na falę bólu. Nie potrafiłam dłużej utrzymać łez, w efekcie czego na obu moich policzkach można było zauważyć mokre ścieżki. Wraz z nimi wyleciały wszystkie emocje, myśli i to co znajdowało się w mojej głowie od czasu, gdy znalazłam się w tym podłym i wyssanym z emocji miejscu. Czułam jak krew sączy się powoli z mojego łuku brwiowego, a następnie wedruje w kierunku żuchwy, w ostateczności na dekold, gdzie wsiąka w cienki materiał bluzki. Na chwilę spojrzałam w jego kierunku lecz po chwili znów zamknęłam oczy przez ból, który spowodowało uderzenie.

- Zaraz będzie tu Twój chłoptaś, nawet nie próbuj wykręcać żadnych numerów, bo każdy na tym ucierpi. - powiedział silnie ściskając moje ramiona.

Na wspomnienie o moim mate poczułam ukłucie w klatce piersiowej, które spowodowane jest tęsknotą.

- Zostaw go w spokoju! - krzyknęłam próbując wyrwać się z jego uścisku. Nie mam już nic do stracenia. Albo umrę teraz w wyniku obrażeń lub nastąpi to po pewnym czasie przebywania daleko od Matt'a, tęsknota zabije nas oboje - odbiło Ci! Jesteś jebanym psychopatą!

Słowa, które wypowiedziałam nie zostały niedocenione. Moje ciało przyjęło kolejne ciosy. Tym razem był to brzuch i obojczyk.

Odzyskam Cię, Skarbie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz