- Jeszcze raz, na chuja się tu przeprowadzasz? - spytałam.
- Bo chcę z tobą być, Venus. Ciężko ci to pojąć? - sapnął.
- Tak, bo nadal twierdzę, że to może nie wypalić. - spuściłam głowę w dół. - Przeżyłam piekło w liceum. A ty, byłeś gorszy od samego diabła.
- Ale zmieniłem się! - oburzył się. - Nie jestem tą samą osobą co przedtem! A wszystko zaczęło się od pierdolonego projektu na biologię! Ven, daj mi szansę... - wyszeptał ostatnie zdanie. - Błagam cię...
- Muszę już wracać do pracy, Zayn. - jęknęłam. - Ty też lepiej wracaj. Ale do Londynu.
Otworzyłam drzwi od toalety i wyszłam.
I niech się poleje hejt! Come on! Bring it on!
Akurat z pokoju lekarskiego wyszedł jakiś wysoki blondyn, z ręką w gipsie. Czyli chyba Logan. No nie ważne. Bynajmniej mogłam tam wejść. Usiadłam się na fotelu, troszkę zniesmaczona. Kylie jak gdyby nigdy nic grzebała sobie w telefonie.
- I jak? - odezwałam się w końcu.
- To ja powinnam się o to zapytać. - mruknęła. - Chyba cały szpital, jak nie Manhattan słyszał ciebie i Zayna.
- Nie sądzę. Ty i Logan wszystko zagłuszyliście. - wywróciłam oczami. - Kazałam mu wracać do Londynu. Ja z pewnością wrócę do domu. Jestem strasznie zmęczona.
- Chwila, co?! - poderwała się. - Wracasz z nim do Londynu?! - pisnęła.
- Nie? - zmarszczyłam brwi. - On wraca. Sam. Beze mnie. To definitywny koniec, K. Ja wracam do naszego mieszkania, na drugim końcu Manhattanu.
- Ah, ok. - pomachała mi ręką na pożegnanie. - Do zobaczenia wieczorem.
- Nie zgwałć Logana. - zaśmiałam się i wyszłam, biorąc uprzednio swoje rzeczy z wieszaka.
No i wieczór nadszedł szybciej niż myślałam. Kylie wróciła, cała szczęśliwa. Cały czas rozmawiałyśmy na różne tematy. K ciągle opowiadała o Loganie. Cóż, zdążyli zagłębić swoją znajomość w ciągu tego dnia. Dobrze dla niej, bo w końcu znalazł się ktoś, kto jej odpowiadał i podobał się pod różnymi względami.
Naszą dyskusję przerwał dzwonek do drzwi. Brunetka poszła zobaczyć jaki beszczel nachodzi nas o 21, w dodatku po pracy. Tymczasem ja przeszłam do kuchni, żeby zaparzyć świeżą herbatę.
- Zostaw ją w spokoju! - sapnęła Kylie. - Rzuciła cię, po prostu naucz się z tym żyć! To jak życie z rakiem, po jakimś czasie ludzie akceptują to i umierają.
- Kylie, odsuń się. - usłyszałam głos Zayna.
Znowu on.
Westchnęłam głośno i poszłam w kierunku całego zamieszania.
- Ona znalazła już sobie chłopaka. - rzuciła Kylie.
Zayn był zbity z tropu. Ja patrzałam na niego beznamiętnie. Dla wyjaśnienia, to nie było tak do końca prawdą, że ten czas odkąd wróciłam do Nowego Jorku był monotonny... Kylie umówiła mnie na jakąś randkę w ciemno z jej znajomym z naszej uczelni. Miał na imię Troye i był nieziemsko przystojny. W miarę się dogadywaliśmy, ale czasami był taki strasznie sztywny i staromodny. Ja nie wiem, czemu Kylie się z nim "znajomi". No ale nie ważne.
- Więc za chwilę go rzuci. -warknął Zayn.
- Nie rzucę. - odezwałam się. - Czemu miałabym to robić?
- Bo cię do kurwy kocham. - fuknął.
______________________________________
czy ten zen w końcu się ogarnie i zrozumie, że ven go nie chce? xd
buzi wszystkim !
_mxxq_
CZYTASZ
two ghosts #dualipaxzaynmalik ✔
Fanfiction•We're just two ghosts standing in the place of you and me Trying to remember how it feels to have a heartbeat• Wszystko zaczęło się już w liceum. Ona nagle wyjechała, zostawiając go bez słowa. Gdy po wielu latach oni się spotykają, on nadal jest d...