Przez dwa tygodnie żyła względnie spokojnym rytmem. Spędzała jak najwięcej czasu w pracy i unikała Caleba i jego przyjaciół jak tylko mogła. Nie udawało jej się to do końca o czym świadczyły liczne zadrapania na plecach i brzuchu. Potarła twarz dłońmi chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Już dawno przeszła do porządku dziennego z tym, że wykorzystują ją na wszystkie możliwe sposoby. Nie było sensu nad tym rozmyślać i tak nikt jej nie pomoże. Dzisiaj musiała być skupiona, miała rozprawę. Wróciła do malowania oczu powtarzając w myślach co ma zrobić i powiedzieć. Metodyczne myślenie ją uspokajało. Bardziej działała tylko gra na skrzypcach, ale odkąd przybiegła do niej z wrzaskiem matka niemowlaka z dołu musiała sobie odmawiać i tej przyjemności. Oprócz pralin czekoladowych miała tylko skrzypce. Teraz została tylko czekolada. Przynajmniej jako wilkołak nie przytyje. Sięgnęła po szminkę w koralowym odcieniu i pociągnęła nią usta. Kiedy skończyła skropiła się kwiatowymi perfumami i poprawiła sukienkę. Kiedyś Andy powiedziała jej, że pachnie różami i bergamotką. Wybrały się wtedy na zakupy i wybrały najbardziej pasujące perfumy. Od tamtej pory nie stosowała innych. Oczywiście było to zanim Caleb przejął ich watahę. Teraz zaciągnęła się przyjemnym kwiatowym zapachem i sprawdziła czy żaden kosmyk włosów nie wystaje z ciasnego koka. Musiała wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Jej klientowi groziło piętnaście lat więzienia za usiłowanie zabójstwa żony. Teraz ona musiała udowodnić, że to nie prawda pomimo tego, że złapano go prawie na gorącym uczynku. Wyszła z łazienki i wypiła kilka łyków zielonej herbaty. Była zestresowana tak samo jak za pierwszym razem, kiedy sama prowadziła sprawę. Zaczęła nucić pod nosem jednego z walców Straussa i prawie zbiegła po schodach. Stanęła przed samochodem i rzuciła aktówkę wypchaną papierami na tylne siedzenie. Mniej ważne dokumenty miał przynieść Nathan. Praktykant, który jej pomagał. Pomimo całej sympatii jaką żywiła do Carrie, nie sądziła żeby poradziła sobie z tak odpowiedzialnym zadaniem. Jeszcze raz przejrzała się w lusterku i ruszyła w stronę centrum. Ze stoickim spokojem przezwyciężyła poranne korki i fakt, że ktoś zajął jej miejsce do parkowania. Balansując na wysokich obcasach ruszyła w stronę głównego wejścia. Pchnęła ciężkie, przeszklone drzwi i szybkim krokiem ruszyła na pierwsze piętro. Kiedy wyłoniła się zza rogu jej klient wstał z ławy i ruszył w jej kierunku.
- Bardzo się cieszę, że jesteś przed czasem.
- Oczywiście panie Grabar. - Mężczyzna ukłonił się jej lekko i wrócił na ławkę. Miał niewiele ponad trzydzieści lat i nawet pomimo okoliczności zawadiacki uśmiech na twarzy. Blond włosy okalały jego przystojną twarz, na której wyróżniały się brązowe oczy o odcieniu hebanu. Jeszcze kilka lat temu był najbardziej pożądaną partią w Chicago. Dwa lata temu ożenił się z Ruth Kimming. Kobieta, która jest dziedziczką rodu, do którego należy prawie połowa gruntów w mieście. Nie trzeba było długo czekać aż takiemu playboyowi znudzi się taka osoba jak Ruth. Nie była brzydka, wręcz przeciwnie. Miała porcelanową skórę i piękne złote loki, ale była do bólu praktyczna. Heather nie miała pojęcia dlaczego w ogóle wyszła za Grabara. Teraz na pewno się rozwiodą, a Thomas zostanie z niczym. Ale to nie był jej problem, nie zajmowała się rozwodami.
- Przygotowałaś się? - Uśmiechnęła się do niego nieszczerze. Nie lubiła gdy klienci się z nią zbytnio pouchwalali. A wydawało się jej, że Grabar nie potrafił zachowywać dystansu. Zwłaszcza wobec kobiet.
- Zawsze jestem przygotowana. Nathan, chodź tutaj!- Pomachała ręką w kierunku praktykanta, który błądził wzrokiem po korytarzu. Kiedy ją zobaczył młody mężczyzna prawie przybiegł. Thomas roześmiał się cicho, a ona zgromiła go wzrokiem. Podczas procesu miał sprawiać wrażenie jak najbardziej niepozornego. Nie była pewna czy poradzi sobie z opanowaniem własnego ego, ale było to w jego najlepszym interesie.
- Przepraszam pani Shaw. - Heather kiwnęła głową i obejrzała go uważnie. Niechlujnie zawiązany krawat od razu rzucił jej się w oczy. Na sali sądowej wszystko musiało być idealne. Od przygotowania klienta po ubiór prawnika.
- Popraw to. - Stuknęła palcem w supeł przy jego szyi, a on nerwowo zaczął go rozplątywać. Sama z roztargnieniem spojrzała na zegarek i zaczęła odliczać minuty do rozpoczęcia procesu. Im bliżej godziny dziewiątej tym przed wejściem do sali zaczął zbierać się coraz większy tłum. Dziennikarze na szczęście nie mieli wstępu na rozprawę, a na korytarzu z dala od nich trzymali ich woźni sądowi. Chciała uniknąć niepotrzebnego szumu, więc kazała Thomasowi przyjechać półtorej godziny wcześniej. Tak też dostarczono go z aresztu. Kilka kamer próbowało uchwycić jego wizerunek, ale Heather zasłoniła go przesuwając się odrobinę w lewo. W związku z tym kim była niedoszła ofiara i niedoszły zabójca proces rozgrzewał do czerwoności media, szczególnie te lokalne i serwisy plotkarskie.
- Zaraz przyjdzie twoja żona. Wiesz co masz robić? - Powiedziała cicho. Thomas pokiwał głową.
- Nie odzywać się do niej. Nawet na nią nie patrzeć.
- Dokładnie. Właśnie idzie. - Nie musiała się odwracać żeby to wiedzieć. Raz spotkała Ruth i zapamiętała jej zapach. Zarówno praktykant jak i klient popatrzyli na nią dziwnie, kiedy kobieta wyszła z windy. Heather uśmiechnęła się tajemniczo i wskazała na drzwi, które otworzyły się w tym momencie. - Proszę, musimy zająć miejsca. Weszli pierwsi Heather popędziła do swojego stolika i zaczęła rozkładać na nim dokumenty. Thomas usiadł zaraz obok niej, a Nathan na trzecim krześle. Kiedy odkładała aktówkę na podłogę do środka weszli Kevin Meyer ze swoim asystentem i szlochająca Ruth Kimming prowadzona do barierek przez swoją matkę. W myślach pogratulowała jej doskonałej gry aktorskiej. Wiedziała, że kobieta jest bardziej wyrachowana niż na to wyglądała. Ale przez niewinny wygląd nikt jej nie doceniał. Heather wiedziała o tym aż za dobrze. Była taka sama.
CZYTASZ
Omega
WerewolfHeather Shaw jest najbardziej zaciekłą i bezwzględną prawniczką w całym stanie Illinois. Oskarżenie drży przed mierzącą zaledwie metr pięćdziesiąt trzy delikatną blondynką. Na sali rozpraw nie ma sobie równych, ale poza nią wszystko wygląda inaczej...