10.

20.9K 1.1K 41
                                    

Wzdrygnęła się, kiedy trzasnął drzwiami samochodu. Jej argumenty nie docierały do niego, więc szybko dała sobie spokój. Jednak sama zdziwiła się tym, że zaczęła z nim dyskutować. Co prawda trwało to tylko chwilę a na końcu i tak mu ustąpiła, ale sam fakt napawał ją dumą. Chciała żeby członkowie jej watahy byli bezpieczni, lecz instynkt samozachowawczy był silniejszy. Zwłaszcza. że był teraz trochę zdenerwowany. To Ethan był teraz przy niej, a wyprowadzanie z równowagi alfy nigdy nie jest najlepszym pomysłem. Bez słowa zapięła pas. Wilkołak nie próbował przerwać ciszy jaka między nimi zapadła. Ethan odpalił silnik, a kiedy wyjechali z jej ulicy stali się częścią wielkiego korka. Heather mieszkała w Chicago od czterech lat, więc wiedziała że o tej porze to przeszkoda nie do uniknięcia. Dlatego gdy tylko miała okazje wracała do domu bardzo późnym wieczorem. Ethan odwrócił wzrok od tylnych świateł stojącej przed nimi mazdy. Czuła jak skanuje ją wzrokiem sama skupiając się bardziej na własnych paznokciach. 

- Będziemy razem mieszkać. Musisz na mnie patrzeć. I ze mną rozmawiać. - Pokiwała tylko głową nie patrząc w jego kierunku. Westchnął cicho i podjechał niecały metr do przodu. 

- Całe życie mieszkałaś w Chicago? - Wiedziała, że nie mogła uniknąć rozmowy. Zwłaszcza, że mieli przed sobą ponad dwie godziny jazdy. Potarła ramiona dłońmi i wyprostowała się w fotelu. 

- Nie, jestem z Nashville. - Gdyby się odwróciła zobaczyłaby cień uśmiechu na jego twarzy. 

- Nie mówisz jak ktoś z południa. Przynajmniej na tyle, ile cię słyszałem. - Dosłyszała przytyk i to ona westchnęła. Nie miał pojęcia, ile by dała żeby nigdy nie zostać wilkołakiem. Przedtem zwykła rozmowa z jakimkolwiek mężczyzną nie powodowałaby ataków paniki. Co prawda jej wilczyca nie skowyczała już ze strachu. Teraz raczej skuliła się w kłębek i udawała, że je nie ma. To dawało szansę ludzkiej części na wykazanie się czymś więcej. 

- Bardzo się starałam, żeby stracić akcent.- Ethan uśmiechnął się, że powiedziała w końcu coś co nie było tylko monosylabami. 

- Dlaczego? Brzmiałabyś uroczo. - Nie wiedziała czy mówi na poważnie czy próbował rozładować napięcie. 

- Prawnik nie ma brzmieć uroczo. - Mruknęła patrząc na nadciągające ciemne chmury. Uchyliła okno i wciągnęła powietrze do płuc. Pomimo smrodu spalin mogła wyczuć nadciągającą burzę. 

- Czyli nie słuchasz country i nie masz w szafie pary kowbojek? - Zdecydowanie próbował zmusić ją do rozluźnienia się.  

- Boże, nie! - Krzyknęła szybciej niż zdążyła pomyśleć. Kiedy tylko zrozumiała, że podniosła głos zastygła bez ruchu, ale Ethan tylko się zaśmiał. Heather przez moment pozwoliła swoim myślom pobiec w kierunku jej rodziny i całego albumu z fotografiami, którego wolałaby nie oglądać już nigdy w życiu. Rodziców i brata nie widziała od czasów wyjazdu na uniwersytet. Po ataku tylko do nich dzwoniła. Po tym jak Caleb przejął watahę nie robiła nawet tego. Uciekła myślami daleko od wnętrza samochodu. Wilkołak spojrzał na nią i nie odezwał się ani słowem. Mocno przygryzła wewnętrzną stronę policzka chcąc powstrzymać się od płaczu. Wyrzuty sumienia powstrzymywane przez lata martwienia się o siebie uderzyły w nią z podwójną siłą. Kiedy była na drugim roku jej brat miał się żenić. Nawet nie wiedziała czy Tyler wziął ślub z tą pustą wydmuszką Amber. Z odrętwienia wyrwała ją dopiero ciepła dłoń na policzku. Odruchowo szarpnęła się do tyłu. Ethan spojrzał na nią ze smutnym uśmiechem i cofnął rękę. 

- Heather, dlaczego płaczesz? - Patrzyła na niego oczami wielkimi z przerażenia i dotknęła swojej twarzy. Ze zdziwieniem zauważyła, że palce ma wilgotne od łez. Otarła je szybko i spuściła wzrok żeby go nie prowokować. 

- Przepraszam. - Spojrzał na nią ze smutkiem i opuścił wyciągniętą dłoń. Mocno starał się ukryć swoją irytacje i zawód jaki ogarnął go, kiedy ją znalazł. Oczywiście, kochał ją bardziej niż kogokolwiek. Jego wilk nie pozwoliłby my myśleć inaczej nawet przez sekundę. 

- Nie musisz przepraszać. - Mruknął dziękując w duchu, że zdołali dotoczyć się do świateł. Czekało ich jeszcze kilka kilometrów do zjazdu na autostradę, ale przynajmniej wyjechali na główną ulicę. Przez chwilę milczeli, ale Ethan nie mógł wytrzymać ciszy jaka między nimi zapadła. Raczej nie mógł liczyć, że Heather zacznie mówić z własnej woli. - Nasza wataha ma dwudziestu sześciu członków, nie licząc mnie i ciebie. - Poczuł na sobie jej wzrok, więc tylko chicho chrząknął. - Nie ma czegoś takiego jak dom watahy, chociaż wiem że jest to wyjątkowe. Uważam, że nie musimy podporządkowywać się naszej wilczej naturze przez cały czas. Co prawda mieszkamy w niedalekich odległościach, jednak zawsze kilka domów oddalonych od siebie daje większą prywatność. Co do pieniędzy. Każdy wpłaca dziesięć procent swojej pensji na konto watahy. Jak ktoś ma problemy zawsze może z niego korzystać... - Heather słuchała uważnie jednocześnie nawlekając luźny kosmyk włosów na palec. Przypomniała sobie coś co Caleb mówił kilka miesięcy temu. Alfa z północy, który miał planować zajęcie części terytoriów należących do ich watahy. Żałosny kutas, który ma w dupie tradycje. To był chyba pierwszy raz, kiedy w głosie Caleba pod zwykłą pewnością siebie zadrżała nuta strachu. Może dlatego to zapamiętała.  Sekunda satysfakcji. Wewnątrz niej zapłonęła nadzieja. Gdyby rzeczywiście Ethan był tym wilkołakiem to istniała szansa, że nigdy więcej nie zobaczy Robinsona i jego ludzi. Jednak razem z euforią uderzyło ją poczucie winy. Nie zauważyła, kiedy wyjechali na autostradę. Ethan nadal mówił, ale z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia co dokładnie. Spojrzał na nią i pokręcił głową. - Resztę opowiem ci jak dojedziemy. 

- Mhm. - To było wszystko na co było ją stać. Usłyszała ciche westchnięcie, ale Ethan nie zrobił nic więcej. Jeszcze przez moment czekała w napięciu. Teoretycznie wiedziała, że jako jej bratnia dusza nie powinien jej uderzyć. Jednak lata przebywania blisko Caleba zrobiły swoje. Nadal nie mogła uwierzyć, że na prawdę ją znalazł. Od czasu, kiedy przeszła swoją pierwszą przemianę czuła wewnątrz ogromną pustkę. Jednak pragnienie znalezienia drugiej połówki zblakło przy ważniejszych problemach. Spojrzała na niego i już prawie otworzyła usta żeby coś powiedzieć, kiedy nużący huk przerwała głośna melodia. Ethan wyczuł jej zdenerwowanie. Strach miał specyficzną, kwaśną woń. 

- To on? - Odwrócił wzrok od drogi i wziął głęboki oddech. Heather kiwnęła głową. W dłoni ściskała komórkę. - Daj mi telefon. 

OmegaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz