8.

20.2K 1.1K 42
                                    

Miała szczęście, przed łazienką nikogo nie było. Zaskoczona uśmiechem losu podbiegła do schodów i wpadła prosto na wchodzącego na piętro mężczyznę. Gwałtownie cofnęła się do tyłu i potknęła. Mężczyzna złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie ratując przed upadkiem. 

- Chciałaś mi uciec? - Powiedział to z uśmiechem na ustach, ale Heather tego nie zobaczyła. Gdy ją złapał od razu zamknęła oczy. Cicho westchnął i popchnął ją lekko do tyłu. Gdy już nie stał na schodach wsunął dłoń pod jej podbródek. - No, to już wygląda lepiej. Mam nadzieję, że nie boli cię już tak bardzo. - Pogłaskał lekko jej policzek, ale przestał kiedy wzdrygnęła się pod jego dotykiem. - Możesz mówić? - Szybko kiwnęła głową czując rosnącą w gardle gulę. - Więc powiesz mi jak masz na imię? 

- Heather. - Wyszeptała po chwili ciszy. Ethan puścił jej nadgarstki i przeniósł ręce na talię. Czuła bijące od niego ciepło, ale zamiast uspokajająco jego dotyk tylko jeszcze bardziej ją denerwował. 

- Jedziemy do domu Heather.- Zapomniała o pokorze i spojrzała mu prosto w oczy. Szybko naprawiła swój błąd spuszczając wzrok. Zauważyła, że miał brązowe tęczówki. Wzięła głęboki oddech. 

- Nie mogę. - Pisnęła cofając się w stronę toalety. Usłyszała ciche warczenie wydobywające się z jego klatki piersiowej. Ze strachu zrobiło jej się słabo i zaczęła mieć niekontrolowane drgawki.

- Dlaczego? Obaj byli z twojej watahy. Chcesz z nimi zostać? Ja cię obronię, obiecuję. Nikt cię nie skrzywdzi. Zabiorę cię do mojego stada.- Puścił jej biodra, a Heather wykorzystała okazję. Cofnęła się pod ścianę próbując wszystko przemyśleć. Mężczyzna zatrzymał się kilka kroków od niej, widząc że potrzebuje przestrzeni. 

- Jestem w pracy. - Wyszeptała wpatrując się w podłogę. Atmosfera na korytarzu przestała być tak napięta. Ethan pokiwał głową. 

- Dobrze. Skończysz pracę i jedziesz ze mną.- Nie zdążyła odpowiedzieć, bo ponownie rozdzwoniła się jej komórka. Odrzuciła połączenie i czekała aż wilkołak coś powie. - Odprowadzę cię, chodź.  -Wykonała polecenie i ruszyła w stronę schodów. Chwycił ją za rękę, ale kiedy zobaczył że cała się spięła puścił. Spotykał bardziej odważne zające. Zeszli na dół i kobieta podbiegła do drzwi sali. Ethan zajął miejsce przy oknie i wyjął telefon. Wcześniej zdążył wykonać kilka telefonów, ale teraz wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. 

                                                                                        ***

Bez słowa wpadła do sali rozpraw i zajęła swoje miejsce. Wszyscy rzucali jej zaciekawione spojrzenia. 

- Pani Shaw. Spóźniła się pani dziesięć minut. - Sędzia posłał jej  karcące spojrzenie. 

- Przepraszam wysoki sądzie. - Nie miała zamiaru się tłumaczyć. Od momentu, kiedy weszła do środka jej mózg pracował w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. W głowie układała listę za i przeciw propozycji wilkołaka. Werdyktu ławy przysięgłych słuchała jednym uchem, niewinny. Prawie parsknęła śmiechem. Zawsze ją zadziwiało jaki szajs mogą łyknąć ludzie jeżeli się go ładnie zapakuje. Grabar poklepał ją po ramieniu, ale prawie tego nie zarejestrowała. Skupiła się na swojej liście. Z dala od niego wilczyca siedziała cicho i to jej ludzka część przejmowała kontrolę. Z jednej strony pomyślała o tym co zrobi jej Caleb gdy wróci do domu. Wiele już przeszła i wiedziała jak potrafi być kreatywny. Mniej przerażało ją to co może zrobić jej obcy wilk. Ludzie wychodzili z sali. Ona gestem odesłała klienta i Jamesa wydając ich na pastwę dziennikarzy. Sama zaczęła pakować dokumenty do aktówki. Meyer chciał z nią porozmawiać, ale była tak zajęta zbieraniem swoich rzeczy, że dopiero głośne chrząknięcie wyrwało ją z zamyślenia. 

- Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna. Wypuściłaś mordercę na wolność.- Heather zakręciła wieczne pióro i odwróciła się w kierunku prokuratora. Chciała posłać mu szeroki uśmiech, ale świeży uraz pozwalał jej tylko na dziwny grymas.

- Nie ja, tylko ława przysięgłych. A i możesz wypić moje zdrowie dzisiaj wieczorem, ja na pewno wypiję za ciebie. - Ukłoniła mu się lekko i zamaszystym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Jednak z każdym krokiem stawała się coraz mniej pewna siebie. Na myśl o wilkołaku na zewnątrz, serce zaczęło jej mocniej bić.  Przełknęła ślinę i podeszła w stronę sylwetki opartej i parapet. Ignorowała dziennikarzy rzucając co jakiś czas słowa bez komentarza. Wilkołak stanął za nią odgradzając ją od pismaków.

- Parking podziemny. -Pokiwała głową i ruszyła w stronę schodów. Etahn postępował o krok za nią. Kiedy zeszli na płytę parkingu położył dłoń na jej biodrze i lekko popchnął w stronę czarnego audi. Wyjął kluczyki z kieszeni i otworzył jej drzwi pasażera. Heather posłusznie zajęła miejsce i wpatrując się w swoje dłonie czekała aż coś powie. Wilkołak usiadł za kierownicą i głośno westchnął. 

- Będzie nam o wiele łatwiej jeśli zaczniesz mówić i na mnie patrzeć, dobrze? - Pokiwała głową. - Chyba nie. - Mruknął kładąc rękę na jej dłoniach. - Możesz mi popatrzeć w oczy. Obiecuję, że nie odbiorę tego jako wyzwania. - Jeszcze raz w myślach przeklął los za zesłanie mu za partnerki tak słabej omegi. Jednak nie miał zamiaru jej zostawiać. Słyszał pogłoski o alfie watahy z Chicago, a jego wilczyca była bardzo łatwa do złamania. Teraz on będzie musiał ją poskładać. 

- Zabiorę cię do mojego domu w Milwaukee. - Na tą wiadomość uniosła głowę. 

- Wisconsin? - Polubił jej głos i chciał żeby częściej do niego mówiła. Speszyła się tym, że zadała pytanie i skuliła w kłębek. Zastanawiał się co musieli jej robić, że doprowadzili ją do takiej uległości.

- Tak, mieszkasz w domu watahy czy sama? - Odpalił silnik i zaczął wyjeżdżać z parkingu. 

- Sama. - Zacisnęła dłoń na pasku torebki.

- Zabierzesz swoje rzeczy. Daj mi kluczyki do swojego samochodu. Jeden z moich ludzi go weźmie. - Heather posłusznie wyciągnęła z kieszeni kluczyki i podała wilkołakowi. Ten lekko musnął palcami jej dłoń i schował je do kieszeni. - Pod jaki adres mam jechać?

-South Shields Avenue 54. - Popatrzył na nią uważnie, a ona sprawiła wrażenie jakby chciała wtopić się w fotel. Więcej do niej nie mówił czując jak bardzo się boi. Wyjechali na drogę, a mężczyzna uparcie wpatrywał się przed siebie. Jednak kobieta siedząca po jego prawej stronie ściągała jego wzrok jak magnes. Całkiem dobrze znał Chicago, więc nie potrzebował żadnych wskazówek. Pod jej dom dojechali w rekordowym czasie dwudziestu minut. 

- Chodź, musisz się spakować.


OmegaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz